#026: ETF, czyli co to jest, dlaczego warto się tym zainteresować i na co uważać
Dziś już chyba wszyscy, co mają jakikolwiek kontakt z rynkami finansowymi, słyszeli o ETF, czyli Exchange Traded Fund. Założenie było genialne w swojej prostocie — stworzyć fundusz inwestycyjny, który nie będzie starał się walczyć z rynkiem, tylko go naśladować. Ma to sens, ponieważ na przestrzeni lat, większość funduszy inwestycyjnych aktywnie zarządzanych przez specjalistów przegrywa z rynkiem. Zatem kupienie na przykład koszyka spółek wchodzących do indeksu WIG20, tak by replikować ten indeks, daje nam bardzo dużą szansę na pobicie większości aktywnie zarządzanych funduszy inwestycyjnych na rynku. Koncepcja prosta, jej realizacja w praktyce jest jednak trudna, a dla większości inwestorów indywidualnych wręcz bardzo trudna lub niemożliwa choćby z powodu niewystarczającego kapitału.
ETF zachowuje zalety klasycznego funduszu inwestycyjnego, czyli dysponując niewielkim kapitałem, inwestor ma łatwy dostęp do szerokiej dywersyfikacji na rynku i jest zwolniony z podejmowania samodzielnych decyzji inwestycyjnych. Usuwa jednak wiele bolączek jakie trapią klasyczne fundusze inwestycyjne.
Koncepcja ETF pozwala, przynajmniej w teorii, zastąpić specjalistę aktywnie zarządzającego portfelem funduszu przez komputer — w końcu chodzi o mechaniczną replikację, czyli naśladowanie indeksu giełdowego. Dodatkowo ETF jest dostępny w obrocie giełdowym jak zwykła akcja, którą można kupić i sprzedać w dowolnym momencie podczas sesji. To wszystko zaś pozwala znacząco obniżyć koszty funduszu, w efekcie dostarczając lepszy wynik inwestorowi.
Niestety wraz z rozwojem rynku ETF, powstało z czasem wiele produktów, które poza opakowaniem nie mają wiele wspólnego z oryginalną koncepcją tego typu funduszy. Niewiedza może jednak sporo kosztować, jeśli mamy w głowie tylko prosty obraz, przedstawiający ETF jako produkt tani i bezpieczny. W tym odcinku wszystko postaram się wyjaśnić w przystępny sposób.
OGRANICZONY DOSTĘP DO NIEKTÓRYCH ETF Na skutek tzw. regulacji MIFID II, inwestorzy w Polsce mogą mieć ograniczony dostęp do instrumentów pochodnych (w tym ETF) notowanych na giełdach poza UE.
PORADA Jeśli nie masz dużej wiedzy finansowej, a chcesz mimo tego inwestować w ETF, to ogranicz się do najprostszych trackerów naśladujących indeksy. Dobrze, aby portfel ETF zawierał to, co naśladuje (np. akcje indeksu, który odwzorowuje). Unikaj produktów typu smart-beta/strategic, ETF odwrócone czy lewarowane, chyba, że na prawdę wiesz co robisz.
UWAGA Inwestowanie jest trudniejsze, niż większość z nas myśli. Przykładowo firma Vanguard ze swoim flagowym ETF S&P 500 Index Fund podała kiedyś, że w pewnym okresie 15 lat średnia stopa zwrotu wynosiła 5% rocznie. Czyli jeśli by kupić na początku tego okresu fundusz (indeks) i trzymać cały czas w portfelu, osiągnęlibyśmy właśnie taką roczną stopę zwrotu. Niestety, przeciętna stopa zwrotu dla inwestorów wynosiła niemal 50% mniej w wyniku złego timingu: inwestorzy mieli tendencję do sprzedawania przy wielkich spadkach i kupowania na historycznych szczytach. Psychologia behawioralna w pigułce.
W tym odcinku
- Co to jest ETF i dlaczego jest to interesujący produkt?
- Replikacja fizyczna, a replikacja syntetyczna — co to jest i na co należy zwrócić uwagę?
- Zalety i wady ETF
- Co to jest ETN i czym różni się od ETF
- Ryzyka związane z inwestowaniem w ETF i ETN
- Dlaczego ETF jest tańszy od klasycznych funduszy inwestycyjnych
- Rodzaje ETF
- Co to jest ETF odwrócony (ang. inverse) i dlaczego lepiej go unikać?
- Co to jest ETF lewarowany i dlaczego lepiej go unikać?
- Gdzie i jak można kupić ETF
Przydatne linki
- The First Index Mutual Fund: A History of Vanguard Index Trust and the Vanguard Index Strategy – historia funduszy indeksowanych napisana przez ich ojca, John’a C. Bogle
- ETF.com – baza danych dostępnych ETF oraz rozbudowany dział edukacyjny o tym rynku
- justETF – baza danych dostępnych ETF dostępnych dla klientów w Europie
- Morningstar – baza danych dostępnych ETF oraz innych instrumentów finansowych
- The Problem With Inverse/Leveraged ETFs – artykuł edukacyjny tłumaczący w prosty sposób problem z ETF odwróconymi i lewarowanymi
- Direct Indexing
Grzechy główne inwestorów
Właściwie sprowadzają się one do braku wypracowanej strategii inwestycyjnej, lub braku dyscypliny w podążaniu za nią, jeśli takową posiadamy. Temat rzeka to zaś skuteczność ewentualnej strategii. Poniżej garść problemów jakie trapią większość inwestorów indywidualnych:
- Zbyt emocjonalna reakcja na rynkową zmienność
- Loteryjny styl poszukiwania papierów wartościowych o dużej zmienności, przy braku kontroli ryzyka na poziomie portfela
- Zbyt duża pewność siebie
- Nadmierna aktywność rynkowa
- Brak wiedzy
Inwestowanie jest proste, ale nie jest łatwe.
–Warren Buffett
Dlaczego koszt, jaki ponosimy w trakcie inwestowania jest tak istotny?
Może niech przemówią liczby (dla uproszczenia przekazu w zaokrągleniu). Wyobraźmy sobie, że inwestujemy 100 000 PLN. Załóżmy też, że rocznie nasza stopa zwrotu z inwestycji wynosi 6%. W takim wariancie po 25 latach inwestowania nasza kwota urośnie do 430 000 PLN.
A co, gdybyśmy po drodze musieli ponieść koszt za zarządzanie naszą inwestycją w wysokości 2% rocznie od wartości naszego rachunku? Po 25 latach inwestowania nasza kwota urośnie do 260 000 PLN (przy opłacie rocznej 4%, zaledwie do niespełna 160 000 PLN!).
Tak, to oznacza, że 40% naszego zysku zjadają opłaty! Niby „tylko” 2% opłaty rocznie, ale w perspektywie 25 lat oznacza to, że komuś płacimy 170 000 PLN! A przy opłacie 4%, opłaty skonsumują ponad 60% naszej inwestycji!
Dla porównania analogiczna inwestycja, gdzie opłata za zarządzanie wynosiłaby 0.25% rocznie, urosłaby do kwoty ponad 400 000 PLN. To oznacza, że zarobiliśmy ponad 140 000 PLN więcej! Ta sama inwestycja, inne koszty za zarządzanie.
Dlatego kontrola kosztów, jakie ponosimy w trakcie trwania naszej inwestycji jest tak kluczowa. Właściwie to najprostsza droga do poprawienia naszego wyniku inwestycyjnego, bo nad kosztami mamy całkowitą kontrolę, znamy je a priori. To jest można powiedzieć „darmowy obiad” w świecie inwestycji.
I dlatego też nie daj sobie wmówić żadnemu specowi od sprzedawania marzeń, że produkt, który Ci wciska jest taki cudowny, jeśli po drodze ponosisz takie wielkie koszty. W sytuacji gdzie większość funduszy, nawet pomijając koszty, przegrywa z szerokim rynkiem, to może i taki produkt jest świetny, ale… dla samych funduszy inwestycyjnych.
Problem z ETF odwróconym
Oryginalna koncepcja ETF to fundusz indeksowy bez żadnych dodatkowych udziwnień. Tak zwany ETF odwrócony, czyli mający pozwalać zarabiać na spadku kursu replikowanego indeksu jest niestety czymś innym niż większość prawdopodobnie myśli. Zamiast pisać w tym momencie o gammie i delcie, posłużmy się prostym przykładem pokazującym gdzie leży kłopot.
Załóżmy, że indeks ma wartość 1000. W pierwszym dniu spada o 10%, czyli do poziomu 900. Kupując odwrócony ETF, nasza inwestycja zarabia 10% (wartość odwróconego ETF wynosi 1100).
Kolejnego dnia indeks wraca na poziom 1000, czyli wzrasta o 11.1%. Większość z nas oczekiwałaby tego samego w odniesieniu do odwróconego ETF – powrotu do punktu wyjścia. Ale niestety taki ETF tracąc 11.1% z poziomu 1100 spada do 979. Zamiast być „na zero” tracimy 2.1% z naszej inwestycji.
Gdyby teraz powtórzyć wielokrotnie podobne ćwiczenie nasz odwrócony ETF „odklei” się jeszcze bardziej od rzeczywistości, której byśmy oczekiwali. Dodanie do tego jeszcze lewara spotęgowałoby ten efekt.
Direct Indexing, czyli ETF 2.0
Być może na naszych oczach dojdzie w najbliższych latach do kolejnego wielkiego kroku milowego od momentu wprowadzenia na rynek ETF. Mowa o Direct Indexing. W skrócie, oto co umożliwia:
- w odróżnieniu do ETF, akcje z replikowanego indeksu należą do kupującego
- możliwość tworzenia dowolnego składku indeksu przez klienta (dodawanie/usuwanie spółek z indeksu w czasie rzeczywistym)
- znacznie niższe koszty uruchomienia niż tradycyjnych ETF (pełna automatyzacja na poziomie oprogramowania)
- możliwość kupienia np. 1/1000 akcji, co obniża próg wejścia (istotne przy potrzebie kupna np. kilkudziesięciu/kilkuset akcji)
- optymalizacja podatkowa (tax loss harvesting — sprzedaż z indeksu tylko spółek generujących straty, opóźnienie sprzedaży największych zyskownych pozycji w indeksie)
- to wszystko pozwala podobno wygenerować nawet ponad 1% zysku rocznie więcej w porównaniu do analogicznego ETF
Zaproszenie do dyskusji
Serdecznie zapraszam Cię do komentowania i zadawania pytań, bezpośrednio na tej stronie poniżej, lub na mojej stronie na Facebook’u lub moim profilu Twitter’owym.
Alternatywnie możesz zadać pytanie głosowe, nagrywając się na SpeakPipe. Pamiętaj tylko, że masz 90 sekund na nagranie 🙂
Bardzo zależy mi na Twoim głosie, za który już teraz z góry bardzo dziękuję 🙂
Wstęp
Dzień dobry! Witam cię serdecznie w 26. odcinku podcastu System Trader. Dziś będziemy rozmawiać o ETF-ach, czyli funduszach indeksowych ETF – Exchang Traded Fund. Zanim przejdziemy do głównego tematu podcastu, to tytułem wstępu mam kilka ogłoszeń parafialnych.
Sprawy organizacyjne
W tym roku zaplanowałem kilka odcinków dla początkujących. Mam ogrom tematów, ale coś z tego wybiorę i postaram się nagrać kilka odcinków dla początkujących. Co to jest ETF? Co to jest kontrakt terminowy? Czy warto inwestować metodą buy and hold? Od razu powiem, że nie. 😉 Ile realnie można zarobić na giełdzie? Co to jest analiza techniczna? To będą tematy dla bardzo początkujących. Często w komentarzach od was dostaję informację, że to co prezentuję w wywiadach, jest bardzo zaawansowane. Ktoś nie wie co to jest np. analiza Monte Carlo, czy odchylenie standardowe.
Nie chodzi o to, aby się wymądrzać i prezentować teorie, które są zrozumiałe tylko przez niewielu. Wiele rzeczy, o których mówię, są proste. Czasami brzmią nieco zbyt mądrze, ale tutaj nie ma żadnej rocket science. W odcinkach przeznaczonych do bardziej początkujących będę się starał wyjaśnić, że wiele rzeczy da się w prosty sposób zrozumieć. Nie trzeba się tego bać.
Kolejne ogłoszenie na dziś, jakie mam jest związane z tłumaczeniami moich wywiadów. Są one obecnie w języku angielskim. Kiedy rozpoczynałem przygodę z tym podcastem, obiecałem, że te tłumaczenia będą. Jednak w praktyce, przy moim stylu nagrywania podcastów anglojęzycznych bardzo regularnie, nie jest to proste, aby te tłumaczenia dostarczyć. Powiedzmy szczerze, gdybym miał to robić sam, to jest to zwyczajnie bardzo kosztowne czasowo, a i tak już teraz zakrzywiam czasoprzestrzeń. 😉 Dojrzewałem z tą myślą i powiedziałem sobie, że wrzucę w ten projekt, który, póki co jest non-profit, pewną gotówkę i zobaczę, co się stanie, jak przetłumaczę kilka wywiadów. Czy to będzie specjalnie cieszyło się zainteresowaniem? Jeśli nie, to no hard feelings, nie ma problemu. Jest to forma eksperymentu.
Podcasty będę na pewno nagrywał w języku angielskim, jeśli chodzi o wywiady z osobami ze świata. Jeżeli nie będzie to interesujące dla odbiorców w Polsce, dla Was, to absolutnie to rozumiem. Być może ktoś woli tutejszy rynek i skupia się na tutejszych realiach. Będę się skupiał na tamtym rynku ogólnoświatowym. Ci, którzy dziś słuchają, na pewno niczego nie stracą. Jeżeli ci, którzy nie słuchają, z tego względu, że jest tylko w języku angielskim – będą mieć szansę zobaczyć, jak to wygląda w praktyce i przeczytać sobie kilka takich wywiadów. Zobaczą czy będzie to dla nich interesujące. Będę też jednak tworzyć z czasem materiały pod kątem odbiorcy z Polski. Stay tuned! 🙂
Swoją drogą nie mówię o tym, aby wywierać na kimkolwiek presję słuchania, czy czytania, bo będę inwestował w tłumaczenia. Nie założyłem sobie żadnego celu, otwierając podcast, że chce być „celebrytą w tradingu” w Polsce. Wręcz przeciwnie. Taka wizja, abym miał zdobyć popularność kiedykolwiek, przeraża mnie. Przyznam zupełnie szczerze, że nagrywanie podcastów, które puszczam w świat w języku angielskim, jest dla mnie psychicznie łatwiejsze i bardziej komfortowe. Czuję się tam mniej rozpoznawalny i mogę się skupić na merytoryce. Gdy otrzymuję maila z Sydney, mam większą swobodę w komunikacji, niż na lokalnym gruncie. Czuję się bardziej komfortowo, nagrywając to w świat, aczkolwiek robię to teraz również na nasz rodzimy rynek. Przez jakiś czas będę to robił, zanim będę podejmował dalsze decyzje.
Jeżeli chodzi o moje podcasty, to nie będę wiele nagrywał na temat Forex’u. Przynajmniej ja sam nie handlując na rynku Forex, nie jestem w tym ekspertem. Nie czuję się w tym rynku komfortowo. Mam wiele powodów, dla których na tym rynku nie uczestniczę. W Polsce nasz rynek tradingowy jest zdominowany przez rynek Forex. To jest historia na oddzielne nagranie. W ten obszar nie będę wchodził. Z punktu widzenia czysto marketingowego, to nie jest dobre posunięcie, ponieważ powinienem nagrywać jak najwięcej podcastów o Forexie. Zainteresowanie takim odcinkiem byłoby spore. Ja nie zamierzam być celebrytą. Robię to, co uważam za dobre dla mnie i to, co jest dobre w tradingu. Chodzi mi o pokazanie profesjonalnej strony tradingu. Zupełnie wprost i przepraszam, jeśli kogoś urażę – spośród wszystkich dotychczasowych traderów, którzy mają znakomite osiągnięcia na swoim koncie, praktycznie nikt nie handluje na rynku Forex. To powinno dać nieco do myślenia osobom początkującym. To nie znaczy, że nie handluje się walutami, bo to byłaby nieprawda — nawet Tom Basso był aktywny na rynku walutowym. Może będzie jeszcze okazja na rozwinięcie tematu w przyszłości.
Nie będę stosował na siłę tezy, że na rynku Forex nie można zarobić. Nie, absolutnie nie będę chciał tego powiedzieć. Z rynkiem Forex w wielu wypadkach związane są dodatkowe ryzyka, które nie występują na rynku regulowanym. Będę skupiał się na prezentowaniu tradingu z rynków regulowanych. OK, przechodzimy do meritum.
Co to jest ETF i dlaczego jest to coś, co powinno nas zainteresować?
Jest to rodzaj funduszu, który można kupić i sprzedać na giełdzie podczas sesji. Tak jak każdą dowolną akcję spółki. ETF-em handluje się w podobny sposób. Można go kupić na giełdzie podczas sesji. W nazwie ETF pierwsze dwa słowa to exchange-traded, czyli handlowany na giełdzie.
Po co to jest?
Łatwo jest kupić jedną czy kilka akcji do portfela, na przykład na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie. Możemy kupić sobie bez problemu akcje spółki KGHM, która pochodzi z indeksu WIG20. Indeks WIG20, dla tych którzy są mniej zaawansowani, to jest indeks dwudziestu największych polskich spółek notowanych na giełdzie papierów wartościowych. Niekoniecznie polskich, ale generalnie największych spółek notowanych na giełdzie papierów wartościowych. Jest to indeks, który jest w opinii publicznej, najbardziej znany i najczęściej cytowany.
O ile łatwo jest kupić akcję spółki KGHM, czy wszystkie spółki, które wchodzą w skład WIG20, to nie jest łatwo bardzo dokładnie odwzorować w portfelu indeks WIG20. A jest to jeden z prostszych indeksów do zreplikowania. Możemy wyobrazić sobie indeks taki jak szeroki WIG, który obejmuje znacznie większy koszyk akcji na GPW. Tam jest bardzo ciężko to zreplikować. Nawet mając spory kapitał i spore możliwości techniczne.
Nie chodzi o to, aby tylko kupić spółki, które znajdują się w danym indeksie, ale trzeba mieć na uwadze to, że indeksy co kwartał podlegają rebalansingowi, czyli modyfikacji. Jedne spółki wchodzą, a inne wychodzą z tego indeksu. Zmieniają się wagi tych spółek. To wszystko ma wpływ na to, jak ten indeks jest liczony. To ma wpływ na to, w jakich wagach te spółki powinniśmy mieć w portfelu. Robi się to zadanie spore i nie jest to bardzo łatwe do zreplikowania, jeśli chcielibyśmy zrobić to dokładnie i na piechotę w domu.
Tu z pomocą przychodzi nam ETF. Zamiast kombinować i kupować te spółki, potem sprzedawać, później zmieniać ich wagi w portfelu, to możemy kupić jednego ETF-a za konkretną kwotę. Jego zadaniem będzie odwzorowywać ten indeks WIG20 najbardziej, jak to jest możliwe. Mówi się tu o tzw. tracking error, czyli miarze odchylenia portfela (ETF) od naśladowanego indeksu (benchmark).
Dlaczego kupno indeksu okazuje się dla większości z nas, inwestorów, pomysłem lepszym, niż szukanie samemu spółek do portfela, aby pobić rynek?
Konstrukcja większości indeksów giełdowych, sama w sobie jest już formą strategii. Mówiąc ściślej, strategii typu momentum, o której niebawem będę pisał i mówił sporo w ramach mojego projektu. Do indeksu wchodzą takie spółki, które spełniają pewne obiektywne wymagania — co do obrotu, co do kapitalizacji, a wypadają te spółki, które przestały spełniać określone wymagania.
Jeżeli spółka „zapracowała” sobie, aby wskoczyć do indeksu WIG20, to tam się znajduje. To znaczy, że dobrze dzieje się z tą spółką, ponieważ znajduje się w tym gronie.
Jeżeli spółka „zapuści” się i zacznie prezentować kiepskie wyniki, to może się okazać, że znajdzie się mocniejszy kandydat, który nie znajduje się w tym momencie w indeksie i go wyprze z niego.
W tym indeksie zawsze będziemy mieli te spółki, które zawsze będą miały najlepsze określone parametry. Może jest to dość prymitywna strategia, ale większość funduszy czy indywidualnych inwestorów, nie potrafi tego typu podejścia pobić. Nie potrafi wygenerować długoterminowo, w ciągu wielu lat lepszej stopy zwrotu, niż indeks organizowany w ten sposób, czyli WIG20.
Indeks WIG20 nie jest indeksem dochodowym. W indeksie WIG20 nie są uwzględnione dywidendy, czyli zyski wypłacane do akcjonariuszy przez spółkę w postaci gotówki. Ma to ogromne znaczenie. Pomimo prymitywnego podejścia jak inwestowanie w indeks, my naprawdę możemy z bardzo dużym prawdopodobieństwem, regularnie pobijać większość aktywnie zarządzanych funduszy akcyjnych.
Indeks WIG20 nie jest indeksem dochodowym. Nie są tam uwzględnione dywidendy.
UWAGA NA DYWIDENDY W przypadku dywidendy dla akcji firmy AT&T, gdyby nie uwzględnić wypłacanych dywidend, to od 1998 roku do 2015 roku z wykresu wynikałoby, że kurs spadł o około 7%, gdyby trzymać akcje cały czas w portfelu.
Ale w rzeczywistości to nie jest prawda, bo akurat ta spółka wypłacała dużo dywidend w międzyczasie. Gdyby kupić akcje tej spółki w 1998 roku, a następnie reinwestować wypłacane w gotówce dywidendy (dokupując akcji tej spółki), to w roku 2015 inwestor zarobiłby niemal 100%!
Jak działa fundusz ETF?
Nie będę wchodził w kuchnię finansową głęboko, ponieważ to materiał dla początkujących.
Oryginalna koncepcja ETF-u, i takie co do zasady ETF-y najlepiej i najbezpieczniej kupować, to ETF-y, które naśladują w sposób fizyczny jakiś indeks, na przykład WIG20. Taki ETF może być realizowany na dwa podstawowe sposoby. Pierwszy to fizyczna replikacja. Firma, która tworzy ETF-a, pod spodem kupuje prawdziwe akcje, które wchodzą w skład tego indeksu. Oczywiście mogą tam wchodzić różne elementy, nawet kontrakty terminowe. Nie wchodzimy za głęboko w tę kuchnię.
Najbezpieczniej kupować ETF-y, które naśladują w sposób fizyczny indeks.
Jednak większość tego ETF-a pod spodem złożona jest z akcji, które wchodzą w skład indeksu, który ten ETF ma replikować. Jest też możliwa realizacja ETF-u przy pomocy replikacji syntetycznej. Mamy przykład ETF-a na WIG20 z Luksemburga, który jest tworzony przy pomocy replikacji syntetycznej. Pomimo że kupujemy ETF-a na WIG20, to jak byśmy zajrzeli do środka, co stoi za tym ETF-em, to może się okazać, że znajdziemy tam spółki, które nie mają nic wspólnego z WIG20. Mało tego, nie mają nic wspólnego z polską giełdą. Mogą tam znajdować się (i znajdują!) instrumenty, które nie mają nic wspólnego z rynkiem akcyjnym.
Co się z tym wiąże?
Jest większe ryzyko, że taki ETF w pewnym momencie będzie mógł mieć kłopot z replikowaniem tego, co ma replikować, czyli indeksu. Już wpominałem o tzw. tracking error.
Najlepiej, najbezpieczniej jest kupować ETF-y, które mają fizyczną, czystą replikację. Kupują faktycznie to, co mają za zadanie replikować.
Zalety ETF
Bardzo wiele mówi się o zaletach ETF-ów. Pokrótce wymienię kilka zalet, a później bardziej to uszczegółowię w dalszej części odcinka.
Najczęściej wspominaną zaletą ETF-u jest to, że jest tani, nawet bardzo tani. Zwłaszcza gdyby go przyrównać do klasycznych funduszy inwestycyjnych. Daje nam większą swobodę. Można go nabyć i sprzedać w dowolnym momencie u naszego brokera w trakcie sesji giełdowej. Nie jest to tak, że musimy składać zlecenie sprzedaży i to będzie sprzedane nie wiadomo po ile i kiedy. Tu w taki sam sposób, jak mamy akcje w portfelu, możemy w dowolnym momencie kupić, sprzedać. Ta swoboda jest bardzo duża.
Wycenę naszego ETF-u widzimy na bieżąco, w czasie rzeczywistym. Nie jest to jak w przypadku funduszy, gdzie widzimy tzw. Net Asset Value (NAV) w wydaniu dziennym. Pod koniec dnia, po zamkniętym rynku dopiero jest publikowana wartość takiego funduszu. Przy ETF, NAV liczony jest w czasie rzeczywistym podczas sesji.
ETF-y dają nam dużą łatwość w dywersyfikacji portfela i w zarządzaniu ryzykiem. Nawet posiadając niewielki kapitał, łatwo uzyskać ekspozycję na wiele różnych klas aktywów. Możemy mieć ekspozycję na rynek akcji. Możemy mieć ekspozycję na rynek towarowy, na waluty, na obligacje, czy na konkretne sektory – akcje spółek wydobywających złoto. Tych ETF-ów jest bardzo. Na świecie jest ich ponad 3 tysiące. Ilość ETF-ów może być paradoksalnie problemem — co wybrać. Przekleństwo wyboru. Ale ten problem również postaram się ogarnąć w przyszłości na blogu czy w podcaście.
To, co jest istotne — ekspozycja jest możliwa w naszym portfelu na aktywach, które znajdują się nawet w egzotycznych częściach świata. O ile ciężko jest wyobrazić sobie, że otworzymy sobie rachunek maklerski w Chinach, o tyle całkiem łatwo jest uzyskać ekspozycję na rynek chiński, kupująć ETF-a, który będzie coś takiego mógł w naszym imieniu realizować. Wyobraźmy sobie, że chcemy zainwestować w obligacje na rynku japońskim. Ciężko jest pewnie otworzyć tam rachunek, mieszkając na co dzień w Polsce, natomiast poprzez ETF-a bardzo łatwo to osiągnąć.
Wady ETF
To nie jest tak, że ETF-y mają same zalety. Są też pewne wady. W tym momencie powiem o jednej podstawowej wadzie. Nie tyle jest to wada, lecz przestroga. Bardzo zależy mi na tym, aby wziąć sobie do serca, co teraz powiem. Trzeba zwrócić uwagę na produkty strukturyzowane czy lewarowane, które są sprzedawane w opakowaniu jako ETF-y. Jeśli ktoś nie wie, o czym mówię, to tym lepiej. Wystarczy zapamiętać jedno — jak nie wiesz, co kupujesz, to przede wszystkim nie powinieneś tego kupować. Jeśli czegoś nie rozumiesz, to nie kupuj tego i nie inwestuj w to. To jest naczelna zasada.
Jeśli chodzi o ETF-y, które są lewarowane, strukturyzowane — tutaj dochodzi nam szereg różnych ryzyk. Bardzo przestrzegam przed kupowaniem tego typu „ETF-ów”. One mają bardzo niewiele wspólnego z tymi ETF-ami, które powstają z tą oryginalną koncepcją ETF-ów, które powstają na samym początku. Na ETF-y tego typu należy uważać, chyba, że świadomie realizujemy konkretną strategię.
Co to jest ETN i czym różni się od ETF?
Chciałem powiedzieć kilka zdań na temat ETN-ów. Dlaczego chcę o tym powiedzieć?
ETN to jest Exchange Traded Note. Jest to bardzo bliski kuzyn ETF-u, często traktowany zamiennie z ETF-em.
Z praktycznego punktu widzenia może się zdarzyć, że może kiedyś kupiliśmy ETN i nie mieliśmy nawet świadomości, że to nie był ETF, tylko ETN.
ETN co do zasady działa podobnie jak ETF. Jego zadanie jest podobne — ma odzwierciedlać instrument bazowy. Ma te cechy pozytywne ETF-ów, które wymieniłem — niskie opłaty za zarządzanie w porównaniu do klasycznych, aktywnie zarządzanych funduszy inwestycyjnych. ETN podobnie jak ETF jest dostępny w obrocie giełdowym. Właściwie mamy tutaj to samo, co w przypadku ETF-u.
ETN działa podobnie jak ETF, ale obarczony jest większym ryzykiem inwestycyjnym.
Po co o tym mówię?
Mówię o tym dlatego, że pod spodem pomiędzy ETF-em a ETN-em jest bardzo duża różnica. ETN-y bliższe są temu, co powiedziałem, mówiąc o różnych typach replikacji przy ETF-ach. Jeżeli mamy replikację fizyczną, czyli ETF odwzorowujący indeks, kupuje faktycznie akcje, to jest „najzdrowsza forma” ETF-a. Jeżeli jest ETF, który ma replikację syntetyczną i robi inżynierię finansową, która ma za zadanie replikować indeks, to takiemu ETF-owi jest znacznie bliżej do ETN-a. Może nawet jest już ETN-em.
ETN to jest forma długu, która jest emitowana i sprzedawana na giełdzie przez banki inwestycyjne. Pod tym względem ETN można porównać do obligacji, czyli do długu, który kupujemy, a później druga strona musi nam go oddać. ETN, tak jak obligacja, ma jakiś termin zapadalności. Nie jest tak, że możemy go trzymać do końca świata i jeden dzień dłużej w portfelu, tylko ETN ma wbudowaną datę, po której nie będzie handlowany na rynku, a na naszym rachunku zamieni się w gotówkę.
Nagrywam to z początkiem roku 2019. Był taki ETN, chociaż wielu myślało, że to ETF, właśnie na indeks VXX. Jego termin zapadalności wybił, musiał powstać kolejny jego następca VXXB. Produkt jest na tyle intratny, dla firmy, która go stworzyła i na tyle popularny, że byłoby głupotą nie robić kontynuacji tego produktu. O tym też w przyszłości więcej napiszę, bo to bardzo ciekawy instrument.
O ile ETF nie ma terminu zapadalności, czyli możemy go trzymać w portfelu tak długo, jak chcemy, dopóki firma nie zrezygnuje z tego produktu (co też się zdarza i jest to potencjalne ryzyko), to ETN ma formę zapadki, poza którą datą ten ETN nie będzie notowany na giełdzie i będzie spieniężony.
O ile w przypadku ETF, gdzie pod spodem mamy akcje, to w ETN kupujemy znów obietnicę banku. Bank obiecuje nam wypłacenie pewnej stopy zwrotu, której wysokość jest oparta na walorze bądź benchmarku. Załóżmy, że jest to ETN, który ma odwzorowywać cenę złota, czy wskaźnik cen dóbr, to ETN to będzie próbował to replikować. Jeżeli cena złota wzrosła, to cena ETN również będzie wzrastać. I na odwrót. Bardzo podobnie jak w przypadku ETF-u, ale to jak w środku jest to naśladowane, może być realizowane w bardzo skomplikowany sposób. Główny powodem, dla którego powstały ETN-y to możliwość odwzorowania niemal dowolnego rynku, benchmarku czy indeksu. Zdarzyć się może tak, że przy pomocy ETF-u czegoś się nie da w prosty sposób zreplikować, a ETN to potrafi. Wiążą się z tym pewne niedogodności i pewne ryzyko.
O ile idea ETN-u jest taka sama jak ETF-u, to rodzi większe ryzyko dla osoby, która kupuje ETN-a. Mówiąc krótko — jeśli bank, który wyemitował ETN, upadnie, to wówczas inwestor traci zwykle zainwestowane środki. Taki case mieliśmy w roku 2008, jak był wielki kryzys ekonomiczny. Upadł wtedy słynny bank Lehman Brothers. Niektórzy poczuli, na czym działa ETN w praktyce podczas upadku tego banku.
Jeśli bank, który wyemitował ETN upadnie, to inwestor traci zwykle zainwestowane środki.
Kupując ETN, należy się upewnić, kto go emituje. Jaki za tym stoi bank inwestycyjny. Takie informacje zwykle są dostępne w serwisach, które katalogują ETF-y i ETN-y.
Może się zdarzyć, że ktoś nawet nie wiem, że kupuje ETN-a, a nie ETF-a do portfela. Sprawdźmy, co kupujemy, bo w ten sposób możemy sobie zaoszczędzić nieco więcej włosów na głowie, których nie będziemy musieli wyrywać, dlatego, że kupiliśmy kota w worku.
Dlaczego opłaty za zarządzanie mają ogromny wpływ na naszą inwestycję?
Wiemy, co to jest ETF. Wiemy, co to jest ETN. Wiemy, co za tym stoi. Wiemy, po co to jest. Często mówię przy opowiadaniu o ETF-ie, że jest fajny, bo jest tani. Co to znaczy, że on jest tani? Niskie opłaty za zarządzanie ETF-u są o wiele niższe od tego, co krzyczą sobie klasyczne, aktywnie zarządzane fundusze inwestycyjne. ETF pobiera zwykle poniżej 1% rocznie. Jeżeli inwestujemy 100 tysięcy dolarów, to zwykle ETF rocznie za zarządzanie tą pulą pieniędzy bierze znacznie poniżej tysiąca.
Vanguard S&P 500, czyli ETF znany na indeks S&P 500, czyli odpowiednik naszego WIG20, tylko w Stanach Zjednoczonych. 500 największych spółek amerykańskich. On pobiera opłatę w wysokości 0.04%. To nie jest pomyłka. Wyobraźmy sobie, że inwestujemy kwotę 10 tysięcy dolarów i kupujemy ETF-a, który replikuje nam indeks S&P 500, to przy tej cenie za zarządzanie zapłacimy w skali roku zaledwie 4 dolary! Oczywiście, do tego dojdą inne koszty — prowizja dla brokera za kupno i sprzedaż, plus spready (różnica kursu kupna/sprzedaży), które zawsze są (mniejsze lub większe). Produkt, o którym mówię, jest bardzo płynny i popularny, więc te spready nie będą wielkie. Tam dojdzie ta opłata. Może się okazać, że z 4 dolarów całkowity koszt będzie 3 – 4 razy większy. Zależy też, jak często będziemy handlować ETF-em. Jeżeli go kupimy raz, potem będziemy go trzymać przez wiele lat, to koszty, jeśli chodzi o spready i prowizje maklerskie są pomijalne w takiej konfiguracji.
Wyobraźmy sobie, gdyby opłata za zarządzanie wynosiła 3% w skali roku, co zdarza się w przypadku klasycznych funduszy inwestycyjnych. To by oznaczało, że mamy opłatę większą 75 razy! To nie jest przejęzyczenie. Co gorsza, wielu nie widzi tych opłat od razu, ponieważ są one pobierane poprzez pomniejszenie wartości kupionych jednostek funduszu inwestycyjnego. Nie są pobierane w gotówce. W ten sposób nie widzimy wprost, że za coś płacimy. Opłaty mają istotny wpływ na nasz wynik inwestycyjny. Przykładowo 3% opłat po 10 latach zjada nam ponad 30% naszego kapitału. Działa tutaj też procent składany. To jest masakra. Konkretny przykład umieściłem na górze tej strony. 🙂
Do tego, w klasycznych funduszach inwestycyjnych zdarzają się opłaty manipulacyjne. W przypadku klasycznego funduszu może to być opłata na poziomie 3-4%. To jest kompletny kosmos i, mówiąc wprost, wykorzystywanie niewiedzy ludzi. Chcemy zainwestować 100 tysięcy i na dzień dobry ktoś nas kasuje 3 tysiące złotych! Jeszcze ktoś nic nie zrobił, a już płaci. Dobra wiadomość jest taka, że jeśli chodzi o aktywnie zarządzane fundusze inwestycyjne w Polsce, to mają być ograniczone ustawowo do 2%, jeśli dobrze pamiętam. Wciąż jest to bardzo dużo, zwłaszcza gdyby porównać do analogicznych funduszy akcyjnych inwestycyjnych na świecie czy Europie, gdzie te opłaty są przeciętnie dwukrotnie niższe.
Jest o co się bić. Wyobraźmy sobie, jeśli przeciętnie rynek pasywnie inwestowany, czyli nie pobijamy tego rynku, tylko inwestuje ktoś w indeks. Taki rynek zarabia załóżmy 5-6%, a nagle okazuje się, że połowę zjadają opłaty, to zostaje nam tyle, co na lokacie. Jest wielka nieświadomość wśród społeczeństwa i ludzie kupują fundusze. Nie tylko tracą na tym, ale pozbywają się ich w najgorszym możliwym momencie, kiedy są ogromne spadki na rynkach (w przypadku funduszy akcyjnych). Temat rzeka.
Jeżeli chodzi o klasyczne fundusze inwestycyjne w Polsce zarządzane aktywnie, nie inwestuję w nie w ogóle. Nie mówię, że nie można robić tego z głową, ale ja nie widzę takiego powodu, który by mnie przekonywałby to robić. Uważam, że można to robić lepiej i taniej samemu. Co nie znaczy, że inwestowanie w ETF-y z automatu spowoduje, że będziemy generować zyski. Natomiast koszty możemy kontrolować jako inwestorzy i jest to najprostszy i najpewniejszy sposób na wypracowywanie swojej przewagi rynkowej.
Dlaczego ETF jest tańszy od aktywnie zarządzanego funduszu inwestycyjnego?
Dlaczego ETF jest tani w porównaniu do klasycznego funduszu inwestycyjnego? Dlaczego fundusze inwestycyjne klasyczne nie są tak tanie, jak ETF-y? Nie są tak atrakcyjne dla klientów?
Po pierwsze — ETF nie pobiera opłaty manipulacyjnej. Jest to forma prowizji dla dystrybutora, za to, że ten wcisnął nam produkt w postaci funduszu (sorry za sarkazm). ETF jest handlowany z kolei na giełdzie. Tam płacimy tylko prowizję i spread, czyli jeśli robimy to z głową i rynek jest płynny, to nie jest to wielki koszt. Nie musimy płacić też 2-3% na początek.
Kolejna rzecz — ETF jest zwykle pasywnym trackerem indeksu. Naśladuje konkretny indeks giełdowy. Nie stara się go pobijać. Nie stara się wygrywać z rynkiem. Stara się naśladować ten rynek. Firma, która dostarcza taki ETF, nie musi płacić pieniędzy analitykowi, który będzie aktywnie zarządzał portfelem z nadzieją, że pobije rynek. W przeciętnie 80% przypadków się to nie zdarza. W skrajnej sytuacji taki ETF może być w pełni zinfromatyzowany, obsługiwany na automacie przez systemy informatyczne. Pozwala na to, że koszty za aktywne zarządzanie odpadają. ETF może być tańszy od klasycznego funduszu inwestycyjnego.
Następna rzecz — ETF nie pobiera kasy w postaci success fee, a niektóre fundusze inwestycyjne mogą taki koszt naliczać. Załóżmy, że jest fundusz inwestycyjny, który naśladuje indeks WIG. Załóżmy, że temu funduszowi udało się pobić ten indeks (na pewno będziecie o tym mogli przeczytać na pierwszych stronach gazet). Niestety taki fundusz będzie zwykle od nas chciał pobierać od nas success fee. To oczywiście zależy od funduszy, ale takie rzeczy mogą mieć miejsce. W przypadku ETF-a taka sytuacja nigdy nie będzie miała miejsca, bo on nie ma niczego pobić. On ma wiernie odwzorowywać rynek.
Ostatnia rzecz — ETF jest dostępny w obszarze giełdowym. To odciąża taką firmę, która prowadzi taki fundusz ETF. Kupno czy sprzedaż tego ETF-u w większości odbywa się pomiędzy samymi inwestorami. Nie ma umarzania czy kreowania jednostek przy każdej transakcji kupna-sprzedaży. Powoduje, że koszt po stronie zarządzającego tym funduszem jest mniejszy. Jest mniej pracy — są mniejsze opłaty.
Sam proces kreowania i umarzania jednostek ETF-u nie bardzo istotny do zrozumienia. Zakładam, że jest to materiał dla bardziej początkujących. Możesz sobie to odpuścić, jak wygląda kuchnia i umarzania takich jednostek funduszu ETF.
ETF jest dostępny w obrocie giełdowym.
Omawiając ETF, wspomniałem co mogą odwzorowywać, czy replikować. Teraz w kilku zdaniach przeskoczę przez kilka najbardziej znanych rodzajach ETF-ów.
Rodzaje ETF
Pierwszym, oryginalnym, że tak powiem rodzajem, dla którego narodził się ETF to są pasywne ETF-y, które naśladują indeksy akcyjne, na przykład S&P 500, WIG20, Russell 2000. Takie pasywne indeksy ETF mogą replikować konkretny sektor rynku akcji. Spółki wydobywające złoto czy ropę. To, co wciąż jest istotne to to, że mamy tu pasywne fundusze. One nie mają niczego pobijać. One mają replikować jakiś indeks.
Kolejną grupą ETF-ów są ETF-y towarowe, tak zwane commodities. One naśladują ceny czy indeksy towarowe. Można wyobrazić sobie takiego ETN-a na złoto, które będzie odwzorowywał cenę kruszcu syntetycznie (np. poprzez kontrakty terminowe na złoto), a można też wyobrazić sobie ETF-a, który odwzorowuje cenę złota, ale w sposób fizyczny. Dosłownie kupuje to złoto, przechowuje go w skarbcu i w ten sposób dochodzi do wyceny tego ETF-a — jak wygląda wartość kruszca na świecie. Swoja drogą to ciekawy przypadek ETF-a, bo dosłownie mamy replikację fizyczną. Jest to bezpieczna forma ETF-u, ponieważ nie ma tu żadnej inżynierii finansowej. Wraz z tworzeniem jednostek funduszu ETF dokupowany jest konkretny kruszec i jest przechowywany w skarbcu. Jest to całkiem ciekawy sposób na kupno złota, jeśli ktoś chce inwestować w metale szlachetne (osobiście nie jestem fanem, ale o tym może innym razem). Zamiast trzymać złoto pod dębem, to można rozważyć kupno ETF-u, który fizycznie replikuje cenę tego złota, kupując kruszec.
Następną znaną i powszechnie stosowaną grupą ETF-ów są ETF-y o tak zwanym stałym dochodzie, fixed income. One naśladują indeks rynku obligacji, bonów. Są bardzo fajne. Kupić obligacje polskiego rynku nie jest trudno, chociaż na rynku Catalyst czy rynku obligacji GPW — płynność pozostawia wiele do życzenia, o tyle kupno obligacji japońskich, niemieckich, amerykańskich czy innych może być bardzo trudne lub wręcz niemożliwe. Nominały są w dziesiątkach lub setkach tysięcy dolarów. Możemy kupić ETF, który kupuje dług określonej grupy państw. My możemy zainwestować w to niewielki kapitał, na przykład tysiąc dolarów, a normalnie nie moglibyśmy kupić ani jednej obligacji. Tutaj nie tylko kupujemy za tysiąc dolarów ETF-a, ale mamy ekspozycję na szeroki koszyk obligacji. Jest to ciekawa forma zwłaszcza dla tych, którzy szukają jakiś lepszej alternatywy względem lokat bankowych. Warto nad tym tematem się pochylić. Zaznaczam jednak — instrumenty o stałym dochodzie nie są banalne, jak mogłoby się wydawać. Znów temat na przyszłość. 🙂
Na marginesie — kwestia ryzyka kursowego — jeśli ktoś jest w Polsce, zarabia i wydaje w złotówkach, a nagle zacznie inwestować w dolarze czy w euro, to ma ekspozycję na ryzyko walutowe.
Kupuję ETF-y akcyjne — indeksowe. Kupuję również ETF-y typu fixed income, czyli alternatywę dla lokaty. Okazjonalnie kupowałem, teraz już tego nie mam, ETF-y na kruszec, na złoto, srebro czy platynę. Zwracałem uwagę na to, aby taki ETF był replikowany w sposób fizyczny, aby nie było ETN-u pod spodem. Aby pod spodem nie było kosmicznej inżynierii finansowej, tylko żeby faktycznie był to produkt, którym jestem zainteresowany.
Jeszcze nieco więcej o ryzyku
Powiedzmy sobie trochę o ryzykach związanych z ETF-ami.
O części tych ryzyk już powiedziałem — ryzyko walutowe, ryzyko zamiast ETF-a kupujemy ETN-a, czyli formę długu. Mówiłem też o tym, że możemy mieć ETF-a, który nie jest replikowany w sposób fizyczny, tylko syntetyczny. Jest to dodatkowe ryzyko, na które się wystawiamy.
W tym momencie chciałem zwrócić uwagę na ryzyko związane z produktami strukturyzowanymi. W szczególności mam na myśli produkty jak inverse ETF, czyli ETF-y odwrócone, które wydawałoby się, że są po to, aby zarabiać na spadkach. Wyobraźmy sobie, że mamy ETF-a na S&P 500. Jak kupimy tego ETF-a, to będziemy zarabiać dopiero wtedy, kiedy jego wartość będzie wzrastać. Co zrobić, kiedy na rynki zawitają spadki? Taki ETF będzie tracił. Wydawać by się mogło, że z pomocą przyjdzie nam ETF odwrócony, czyli inverse, który będzie pozwalał nam zarabiać na spadkach. Do tego być może będzie nam, kiedy będzie mógł to być ETF, który ma w sobie lewar.
Jak kupimy sobie indeks WIG20 w postaci ETF-u za tysiąc złotych, to nie mamy żadnej dźwigni. Jest to jeden do jeden. Jeżeli kupimy za tysiąc złotych, a indeks wzrośnie o 10%, to zarobimy 100 złotych. Jeśli spadnie o 10%, to stracimy to 100 zł. Są takie ETF-y, które mają wbudowaną dźwignię. Zwykle jest to dźwignia typu 2 do 3, ale jest.
W czym problem?
Inverse ETF pozwalałoby nam zarabiać na spadkach i możemy mieć dźwignię, czyli zarabiać 2-3 razy szybciej. W teorii tak. Praktyka w tym przypadku jest zdecydowanie inna, niż większość mogłaby tego oczekiwać. Jeżeli nie wiesz, jak jest zbudowany ETF typu inverse czy lewarowany, to po prostu lepiej go nie kupować.
Na górze tej strony znajdziesz szczegółowy przykład opisujący te kwestie, bo w podcaście to nieco trudne jest do zrealizowania. 🙂
Jeśli ktoś chce kupić ETF odwrócony z lewarem, to najlepiej go kupić i sprzedać w ciągu jednego dnia.
Większość z nas powinna korzystać z ETF-ów plain vanilla, czyli czystych trackerów indeksów. Tak jak to było przez pana Bogle’a, ojca ETF-ów — prosta koncepcja, która ma za zadanie odwzorować jakiś indeks. Stosujmy się tego, jeżeli nie jesteśmy zaawansowanymi macherami.
ETN, o którym wspominałem na VXXB. To jest kosmiczny ETF. Tak się mówi, że jest to ETF, ale naprawdę jest to ETN. Jest to bardzo ciekawy produkt. Są fajne strategie, które pozwalają zarabiać na tym, że jest to produkt stworzony głównie do retail traderów. Są fajne strategie, które można na tym stosować, wykorzystując w dużej mierze niewiedzę takich traderów. Tylko zaznaczam ten temat, bo tutaj ktoś, kto w ogóle nie wie, co robi, kupi sobie takie VXXB, to może się bardzo niemile zaskoczyć. Wahnięcia w wycenie tego ETN mogą być ogromne. Tak ogromne, że stosowanie klasycznego stop loss’a mija się z celem. Będą tak wielkie luki, że do niczego nam się to nie przyda. W takich strategia trzeba się zabezpieczać przed startami w inny sposób. Temat na inną okazję. 🙂
Czy ETF mogą spowodować wielki kryzys?
Czy ETF-y mogą wywołać kryzys, może nawet taki światowy? Niektórzy mówią coraz częściej, że coraz bardziej popularne ETF-y, coraz większa liczba osób, która je kupuje, może spowodować kryzys. Jeśli wszyscy czy większość będzie pasywnie inwestować w rynek, to niejako zabije ten rynek.
Gdy indeks WIG20 jest kształtowany — są wzrosty, spadki, ludzie kupują i sprzedają akcje. Starają się kupić takie akcje, aby przebić WIG20. Teraz wyobraźcie sobie, że nikt nie kupuje tych akcji, w ten sposób, aby pobić WIG20, tylko wszyscy kupują WIG20. Co się stanie z WIG20? To jest pytanie filozoficzne. Chodzi o to, że fundusze aktywnie zarządzanie, w odróżnieniu od ETF-ów wybierają te spółki, które powinny być (w ich mniemaniu) lepsze. Wycofują kapitał z tych spółek słabszych. To jest tylko teoria. Głównym i podstawowym cele każdego funduszu aktywnie zarządzanego i ETF-a, nie jest pobijanie żadnego rynku, tylko posiadanie pod skrzydłami jak najwięcej kapitału. Z tego robi się biznes. Jest to przykra prawda. Bynajmniej zadaniem funduszu aktywnie zarządzanego nie jest to, aby pobijać rynek.
Nie chcę być usilnym admiratorem ETF-ów, ale chciałbym wskazać, że klasyczne, aktywnie zarządzane fundusze inwestycyjne w kryzysowych czasach powodują również problemy i turbulencje na rynku. Muszą umarzać jednostki, więc nakręcają spadki. Nie jest tak, że tylko ETF-y są zagrożeniem dla rynków i nie powinno się kupować ETF-ów właśnie na rzecz funduszy aktywnie zarządzanych, które selekcjonują spółki do portfela i starają się pobijać rynek. Niestety praktyka pokazuje odwrotną rzecz. Nie jest tak, że te klasyczne fundusze nie mają wpływu na rynek w sytuacjach podbramkowych, kiedy są spadki. One również napędzają te spadki. Podobnie jak ETF-y. To nie jest tak, że nagle ETF-y coś nowego czy gorszego wniosły w tym wymiarze.
Mówiąc o zagrożeniach, chciałem zwrócić uwagę na to, że jeżeli słyszycie takie rzeczy, to zwróćcie na coś uwagę – ewidentnie ETF-y są sporą konkurencją dla aktywnych funduszy inwestycyjnych. Nie dziwi mnie to, że przez to ETF-y są mocno krytykowane i powstają teorie spiskowe. Pewne zagrożenia zawsze się pojawiają. Jeśli wiele ludzi będzie się pakować w takie ETF-y, będą później chcieli wycofać się z nich, bo będą spadki, to jasne, że to będzie napędzało spadki na giełdzie. Nie jest to fenomen tego typu funduszy, tylko każdego innego funduszu inwestycyjnego, który inwestuje w akcje. Dla mnie jest to temat filozoficzny.
Chciałbym zamknąć temat ETF-ów praktycznym akcentem.
Gdzie kupić ETF i kilka praktycznych porad
Jeżeli ktoś jest początkujący, to może się zastanawiać gdzie kupić ETF-a. Załóżmy, że ktoś chce kupić ETF-a w Polsce, to trzeba mieć otwarte konto maklerskie. Trzeba przejść się do biura maklerskiego (albo i przez internet się da zapewne), otworzyć konto i będzie można na tym samym rachunku, na którym kupuje się akcje, kupić ETF-a. Uwaga! Nie będzie to porażający wybór ETF-ów, bo w tym momencie są 4. Dwa na WIG20, jeden na S&P 500 i jeden DAX-a. Kolejne są „w drodze”. Może jak tego słuchasz jest więcej tych ETF-ów. Jeśli chodzi o GPW, liczba ETF-ów będzie mniejsza niż 10. Pewnie nawet nie większa niż 5.
Z godnych zainteresowania ETF-ów, jest taki, co powstał niedawno — ETF na WIG20, tak zwany BETA ETF WIG20TR. Nie jestem w żaden sposób z tymi panami, którzy stoją za tym ETF-em związany. Nie biorę za to żadnych pieniędzy, jest to zupełnie moja opinia. Nie jest to odcinek sponsorowany. Jest to o tyle ciekawy ETF na WIG20, ponieważ stosuje replikację fizyczną. Dotychczas przez kilka lat mieliśmy dostępny i mamy nadal, ETF, którego zresztą sam posiadam w portfelu na WIG20 z firmy z Luksemburga — Lyxor. Tutaj mamy niestety replikację syntetyczną.
To, co jest istotne. BETA ETF WIG20TR — total return, czyli uwzględnione są tutaj wszystkie dywidendy. Ma to wielkie znaczenie (ETF Lyxora też jest typu TR).
Na polskiej giełdzie mamy też ETF na S&P 500 i na DAXa. Niewielu z was wie, i to pewnie nawet tych zaawansowanych, że ETF na S&P 500, który jest dostępny na GPW, przeliczany jest do euro. Nie do dolara amerykańskiego, tylko do euro. Pomimo że kupujemy go w złotówce. Ktoś, kto kupi sobie takiego ETF-a do portfela, może być mocno skonfundowany, bo nie dość, że ma ryzyko tylko względem dolara, to wchodzi jeszcze do euro. Warto wiedzieć co się kupuje.
Łatwo się to mówi. Sam nieraz kupiłem głupoty, za które przyszło mi później słono płacić. Warto uczyć się na błędach cudzych, nie swoich. Zanim zrobimy coś głupiego to zastanowić się co najmniej dwa razy.
Warto uczyć się na błędach cudzych, nie swoich.
Total return – o co chodzi? Nie jest tak, że ten ETF na WIG20 – jeden i drugi, czyli ten z Luksemburga i ten polski, odwzorowuje tylko indeks WIG20, ale tak naprawdę odwzorowuje indeks WIG20TR – total return, czyli są dywidendy. Ktoś może powiedzieć, co z tego? Jakie to znaczenie? Mają znaczenie. Gdybyśmy wzięli ostatnią dekadę 2009-2019 – oczywiście jest to dość nieszczęśliwie wybrany okres, bo jest to tuż po spadkach w 2008 roku, kiedy rynek mocno spadł i później zaczął odbijać. Indeks WIG20 za ostatnie 10 lat, czyli 2009-2019, mówię to, nagrywając podcast na początku roku 2019, zarobił około 70%. WIG20TR zarobił około 150%. Ponad dwa razy więcej. Taka to jest różnica. Jeżeli ktoś uważa, że to nie jest nic, to tylko mogę mu pogratulować. Ma ktoś gest. 🙂 Trzeba na to zwracać uwagę. To ma ogromne znaczenie.
Dlaczego to ma znaczenie?
Trzeba wiedzieć jak działa dywidenda. Jeżeli mamy w portfelu 100 zł w akcji KGHM, a następnie KGHM wypłaca 5 zł dywidendy. Co się dzieje przy odcięciu dywidendy? Akcje KGHM są notowane po 95 złotych. Wydawałoby się, że KGHM stracił 5%, ale nie jest to prawdą, bo my 5 złotych mamy w kieszeni w postaci dywidendy. Możemy to reinwestować. Jeżeli nie weźmiemy dywidend pod uwagę, to tak naprawdę odnotowalibyśmy stratę. Indeks WIG20 jest pesymistycznym indeksem, ponieważ on cały czas odnotowuje straty w dniu, kiedy spółki wypłacają dywidendy. Zaniża ten indeks. Dużo bardziej realne warunki do liczenia daje nam liczenie tego na podstawie indeksu WIG20TR, czyli dochodowy indeks. Uwzględnia on to, że owszem KGHM niby stracił 5%, ale my mamy te 5 złotych w portfelu. Trzeba skorygować to, że my mamy 100 złotych w kieszeni. To robi różnicę. Mniej więcej przez okres 10 lat WIG20TR wzrósł ponad 2 razy więcej niż niedochodowy, zwykły, bez dywidend WIG20.
Kupowanie indeksu na długi termin, tylko dlatego, że ktoś tak powiedział nie jest fajne. Długoterminowo rynek akcji zarabia 5-6-7%. Fajnie. Dwa-trzy razy więcej od lokat. To jest jednak naiwne patrzenie na temat. Co powiecie, że w międzyczasie macie spadek wartości swojego portfela przekraczający 50%? Czy ktoś będzie potrafił spokojnie wysiedzieć z taką inwestycją? Oczywiście, jak ktoś będzie miał w portfelu 1000 złotych to pewnie tak. Jeżeli to będą oszczędności jego życia na emeryturę, będzie miał kilkaset tysięcy złotych czy milion, to chciałbym widzieć, że ktoś taki przejdzie obok takiej sytuacji bez żadnych emocji. Jest to praktycznie niemożliwe. Nie oszukujmy się.
Kupowanie takich indeksów ma sens, ale trzeba mieć strategię. Tych strategii jest mnóstwo. Najprostszą jest DCA, czyli Dollar-Cost Averaging, czyli uśrednianie. Jak rynek spada, to kupujemy czegoś więcej, jak rośnie, to kupujemy mniej. Nie jest to idealne podejście. Są lepsze. Szczerze powiem, od jakiegoś czasu, też pod swoim kątem i moich potrzeb portfela IKE i IKZE, pracuję nad strategiami, które będą pozwalały zarządzać portfelem akcyjnym w dużo lepszy sposób. Oczywiście, operując wciąż na becie, czyli na rynku, na indeksie, ale robić to lepiej. Przede wszystkim ograniczać to ryzyko z dołu przy spadkach. Aby nie było 50%, tylko 20% albo i mniej. Taki produkt wydaje się znacznie lepszy. Stay tuned! 🙂
Nie trzeba bardzo się starać pobijać rynku czy wybierać lepszych spółek, tylko ograniczać ryzyko przy spadkach. Już wynik długoterminowy może być ciekawszy.
„Kupię dziś ten indeks, będę go trzymał 20 lat, nic z nim nie zrobię” – brzmi fajnie, ale niewielu potrafi to zrobić. Swoją drogą, Warren Buffett, który jest najsłynniejszym inwestorem, w 2008 roku jego portfel ma wahnięcie w dół ponad 40%. Facet, który wie co robić, bo przez tyle dziesiątek lat inwestował z sukcesem, miał wahnięcie na portfelu tego poziomu.
Jeżeli chodzi o ETF-y, które chcemy kupić na złoto, na rynki towarowe, obligacje, to będziemy musieli otworzyć rachunek maklerski u brokera, który daje nam dostęp do giełd na świecie. Można to zrobić w Polsce, ale można też otworzyć rachunek na świecie. Dzisiaj, w dobie internetu to nie jest problem, aby otworzyć rachunek na drugim końcu świata. Po prostu handlować z tego rachunku i mieć dostęp do różnych ETF-ów. Ostatnimi czasy dla osób w Unii Europejskiej jest to utrudnione, ale to znów temat na inną okazję. 🙂
Większość z nas powinna korzystać z ETF-ów. Jeżeli się na to decydujemy, plain vanilla, czystych trackerów indeksów, które są replikowane w sposób fizyczny.
Jeżeli ktoś chce wyjść ponad to, nie mówię nie, ale trzeba wiedzieć, co się robi. Jeśli tego nie wiemy, to ograniczmy swoje spektrum ETF-ów, z których będziemy wybierać coś do swojego portfela, spośród tego typu ETF-ów. Najprostszych, bez udziwnień typu inverse, na spadki, czy lewarowanych. Zrobimy sobie większą krzywdę, niż jest nam to potrzebne do szczęścia. Raczej na tym nie zarobimy, jeżeli nie wiemy, co robimy.
Tyle z mojej strony.
Jeśli uważasz, że ten odcinek cokolwiek ci pomógł, to będę wdzięczny, jeśli podzielisz się nim z innymi. Nie będę nagrywał tego do ściany. Jeśli nikt nie będzie chciał słuchać/czytać, to nie będę tego nagrywał. Są ciekawsze rzeczy do robienia w życiu niż nagrywanie do ściany. 🙂
Przepraszam za sarkazm.
Happy trading, jak mówię do anglojęzycznej części słuchaczy.
Do usłyszenia niebawem.
Bye, bye! 🙂
Podobał Ci się artykuł?
Jeśli chcesz, żebym Cię poinformował mailem, gdy pojawią się nowe artykuły, zapisz się poniżej. 🙂