#058: Szaleństwo prognozowania rynków finansowych
Gdy zaczynałem swoją pierwszą przygodę z rynkami finansowymi byłem przekonany, że aby skutecznie inwestować, należy skutecznie odgadnąć przyszłość. To takie naturalne myślenie początkującego inwestora – jeśli na przykład odgadnę, że w przyszłym roku rynek akcji w Polsce będzie rósł, to na tym zarobię. Nie ma innej drogi. Tak przynajmniej nam się często wydaje.
Nic więc dziwnego, że prognozy cieszą się ogromną popularnością. Im prognoza opakowana w bardziej sprawnie opowiedzianą historię, tym lepiej – sprawia lepsze wrażenie dla odbiorcy, daje poczucie zrozumienia rynków i kontroli nad sytuacją. A to właśnie niepewność na rynku powoduje największy dyskomfort u inwestorów. Jeszcze lepiej jak całość podlana jest sensacyjnym sosem czy teorią spiskową. To generuje dodatkowe emocje u odbiorcy takich treści co z kolei przekłada się na szersze audytorium dla autora treści. Co ciekawe bardzo skupiamy się na analizowaniu bieżących prognoz, ale już z mniejszym zapałem analizujemy prognozy tworzone w przeszłości. Szkoda, bo właśnie tu uzyskalibyśmy najwięcej informacji o ich przydatności w inwestowaniu.
W tym odcinku
- Dlaczego lubimy czytać prognozy rynkowe?
- Dlaczego staramy się przewidywać przyszłość?
- Czy znajomość przyszłości jest niezbędna do inwestowania na rynku?
- Jaka jest przydatność prognoz rynkowych w inwestowaniu?
- Czy można skutecznie inwestować w oparciu o teorie spiskowe?
- Dlaczego proces decyzyjny oparty na zbiorze jednoznacznych reguł może być pomocny na rynku?
Wstęp
Dzień dobry, witam was serdecznie w 58. odcinku podcastu System Trader i zarazem w nowym 2021 roku. Ponieważ jest to nowy rok, to porozmawiamy o prognozowaniu rynków finansowych, a raczej o szaleństwie prognozowania rynków finansowych. Tak się składa, że początek roku to jest taki okres, kiedy wręcz mamy wysyp różnych prognoz finansowych. Niemalże każdy stara się przewidzieć, co też nowy rok przyniesie, jeżeli chodzi o rynki finansowe. Dla jasności, w tym odcinku nie będę nic mówił na temat tego, jak faktycznie będzie wyglądał rynek w 2021 roku, bo, mówiąc zupełnie wprost, tego nie wiem. Jednak pomimo tego, że nie wiem, jak w 2021 roku będzie wyglądał rynek finansowy, to wciąż z powodzeniem inwestuję. Ty również możesz inwestować na rynkach finansowych. Nie spędzam przy tym wielu godzin, aby analizować rynki.
Zanim przejdziemy do szczegółów odcinka, chciałem przypomnieć, że jest organizowana przedsprzedaż oprogramowania System Trader. Będzie ona trwała do 12 stycznia włącznie, do godziny 22. To ostatnia szansa, aby nabyć to oprogramowanie w atrakcyjnej cenie. Kolejna pojawi się w marcu 2021 roku. Kupując je już teraz, zyskujecie nie tylko gwarancję najniższej ceny w przyszłości, ale także dostęp do pełnej wersji aplikacji, ponieważ obecnie darmowa wersja demo jest ograniczona funkcjonalnie.
Myślę, że początek roku jest dobrym momentem na to, aby rozpocząć pracę nad swoim portfelem. Jeżeli to zaniedbaliście, jesteście niezadowoleni z tego, jak wygląda wasze inwestowanie i chcecie to robić z głową, z planem, to moje oprogramowanie może wam pomóc, aby to wszystko uporządkować i w świadomy, rozsądny sposób inwestować ciężko zarobione pieniądze na rynku kapitałowym.
Dla osób, które być może pierwszy raz słuchają mojego podcastu, albo w ogóle nie wiedzą, o czym mówię, to oprogramowanie System Trader jest szczególnie interesujące dla każdego, kto myśli o budowaniu własnego portfela, własnej strategii, gdzie wykorzystuje się fundusze ETF. Można sobie przetestować takie portfele nawet za okres ostatnich 120 lat. Jest więc to niesamowita szansa na to, aby zobaczyć, jak dany portfel na przestrzeni ponad wieku zachowywał się w bardzo różnych, skrajnych sytuacjach rynkowych.
W składzie oprogramowania znajduje się też baza ponad 2500 ETF-ów, wszystko po polsku. Mamy tam informacje o tym, w jakiej są walucie, na jakiej giełdzie, czy wypłacają dywidendy czy je akumulują, czyli właściwie wszystko, co potrzeba, jeżeli chodzi o informacje na temat konkretnego ETF-a.
Poza takimi pasywnymi portfelami są również dwie aktywne strategie. Jedna wykorzystuje ETF-y, to jest strategia momentum, którą szeroko opisywałem na swoim blogu, tzw. strategia GEM, czyli Global Equity Momentum. I kolejna strategia momentum, ale dla spółek dobieranych indywidualnie do portfela, tzw. Advanced Equity Momentum.
Zamykając temat oprogramowania System Trader chciałem powiedzieć, że myślę o wystartowaniu w lutym ze swoim publicznie prowadzonym portfelem IKZE, czyli portfelem emerytalnym. W oparciu o strategię Advanced Equity Momentum będę tam inwestował pieniądze, korzystając z akcji notowanych na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie. To jest o tyle ciekawe, bo stanowi przyziemny przykład, który być może jest podobny do wielu osób, które starają się budować kapitał w ramach konta IKE czy IKZE.
Myślę, że lepiej wydać dolne kilkaset złotych na takie oprogramowanie i odrobić zadanie domowe, bazując na faktach, niż wydawać pieniądze, czy to w postaci błędów popełnianych na rynku, czy też jakichś materiałów co najmniej wątpliwej jakości, często w cenie o wiele wyższej niż koszt tego oprogramowania. Być może jest to bardzo marketingowe, ale wydaje mi się, że dla rozsądnej osoby takie oprogramowanie może być po prostu najlepszą inwestycją życia. Dzięki temu możemy opracować solidny plan działania na rynkach finansowych.
Dlaczego nie prognozuję rynków?
Przejdźmy do meritum dzisiejszego podcastu. Jeżeli chodzi o prognozowanie rynków finansowych, to tworząc swój blog, swój podcast, kanał na YouTubie, zdecydowałem, że będą to treści evergreenowe, ponadczasowe, uniwersalne. Nie skupiam się na tym, aby analizować rynek tu i teraz i mówić na przykład co się stało z CD Projektem, jak to będzie wpływało na wycenę tej spółki w przyszłości, bo z premierą ich gry Cyberpunk 2077 stało się to, co się stało. Nie wiem też, jak wpłynie na naszą gospodarkę i jakie będzie miało przełożenie na giełdy to, co się stało w aspekcie epidemii COVID-19 itd. Nie prognozuję rynków.
Przywołam tutaj chińskiego filozofa i poetę Lao Tzu, który powiedział, że ci, którzy mają wiedzę, nie przewidują. Ci zaś, którzy przewidują, nie mają wiedzy. Gdyby się nad tym zastanowić, to myślę, że jest w tym sporo sensu. Bo tak naprawdę nie chodzi o to, abyśmy przewidywali coś, co jest nieprzewidywalne. Najlepszym przykładem na to niech będzie epidemia COVID-19. Kto przewidział, że coś takiego się stanie? Nikt nie przewidział. Głęboko zaś wierzę w wiedzę, na bazie której możemy zbudować sensowne strategie poruszania się po rynku. Dla przykładu takie strategie, które w momencie tworzenia nie uwzględniały, że wystąpi coś takiego jak COVID-19, mogły sobie poradzić w trudnym 2020 roku i przejść normalnie przez te rynki nie zerując kont. Nikt wtedy nie miał pojęcia, że tak się podzieje, nikt nie był w stanie tego przewidzieć. Próba przewidywania tego, co się wydarzy na rynku, jest stratą czasu, a stawianie na prognozy może oznaczać stratę pieniędzy.
Ci, którzy mają wiedzę, nie przewidują. Ci zaś, którzy przewidują, nie mają wiedzy
Lao Tzu
Tak się składa, że inwestorzy mają wręcz obsesję na punkcie informacji. Zamiast skupiać się na kilku istotnych kwestiach, wolimy tworzyć różne scenariusze na przyszłość, które im bardziej są rozbudowane, tym większe dają poczucie bezpieczeństwa i kontroli, co jest zwyczajną pułapką. Tymczasem naprawdę wystarczy się skupić na kilku istotnych kwestiach. To, jakie są to kwestie, zależy od tego, jaką filozofię inwestycyjną wyznajemy (jakąś musimy mieć) i na bazie której budujemy strategię inwestowania.
Dla przykładu, jeżeli mamy inwestora, który wierzy w filozofię inwestowania w wartość, to będzie on spoglądał np. na wskaźniki wyceny fundamentalnej danej spółki i tyle. Czytanie o tym, jak wygląda ciekawe czy nieciekawe życie prywatne prezesa tej spółki, na pewno nie będzie nas przybliżało do podjęcia decyzji, czy kupić jej akcje lub ich nie kupić. Nie sprawi, że proces decyzyjny na bazie takich informacji będzie lepszy. Może się stać zupełnie odwrotnie, bo możemy wyciągnąć bardzo niewłaściwe wnioski. Dlatego, jeżeli chcemy zobiektywizować swój proces decyzyjny, to musimy go opierać na danych, a nie domysłach czy naszych mało konkretnych, rozmytych analizach.
Jeżeli ktoś wyznaje filozofię inwestowania w momentum, o którym wiele mówiłem w podcaście i pisałem na blogu, to właściwie wystarczającą informacją, by móc skutecznie inwestować na rynku, jest np. znajomość tego, jaka jest stopa zwrotu konkretnego rynku akcji za ostatnie 12 miesięcy. Na bazie tej informacji jesteśmy w stanie podjąć decyzję, czy będziemy inwestować w ten rynek, czy nie; czy to momentum jest pozytywne, rynek idzie do góry i będziemy się pod niego podpinać, a być może już na nim jesteśmy i będziemy z nim nadal płynąć, czy też stopa zwrotu jest negatywna i zejdziemy z niego. Albo pojawiły się na rynku lepsze okazje, jak to się mówi – inny rynek „performuje” lepiej – więc przełączymy się na ten, który rozwija się lepiej. Generalnie są to bardzo mierzalne, bardzo praktyczne metody, które pozwolą opracować skuteczną strategię, chociaż może się to wydawać na pierwszy rzut oka takie mało „seksi”, mało atrakcyjne, wręcz prostackie. Mam nadzieję, że wrócimy do tego tematu w trakcie tego nagrania, aby również to sobie wyjaśnić.
Z nadmiarem informacji, jakie możemy przyswajać jako inwestorzy, wiąże się jeszcze jeden problem, kolejna pułapka, a mianowicie nadmierna pewność siebie. Jeżeli wiemy o czymś więcej, to możemy mieć jeszcze większą pewność, że nasza decyzja jest poprawna. Nie mówimy tu o takich sytuacjach, gdzie poruszamy się po obiektywnych danych, weryfikowalnych, twardych danych liczbowych. Ale gdy np. przeczytamy sobie coś o prezesie danej spółki, to nam się może wydawać, że wiemy coś więcej na temat tej spółki niż mówią twarde dane i nasza prognoza będzie być może lepsza niż to, co myśli o niej większość rynku.
Nadmierna pewność siebie to grzech numer jeden większości inwestorów. To jest błąd behawioralny, który mówi, że nam się wydaje, że jesteśmy lepszą wersją siebie samych. Jeżeli chodzi o rynki finansowe, to zwykle to się źle kończy, bo musimy mieć konkretny plan działania. A jeżeli ktoś pyta o dowody, to można sobie uruchomić w oprogramowaniu System Trader strategię GEM i zobaczyć, jak ona sobie performuje na przestrzeni prawie 100 lat. Są momenty, kiedy ta strategia jest lepsza od rynku, są też takie, w których wypada gorzej, ale per saldo w długim okresie pobija rynek.
Nadmierna pewność siebie to grzech numer jeden większości inwestorów. To jest błąd behawioralny, który mówi, że nam się wydaje, że jesteśmy lepszą wersją siebie samych
Nie chodzi o ten fakt, ale że przede wszystkim pokazuje jednoznacznie, jak mamy się na tym rynku zachować. Jednoznaczny proces decyzyjny, dyscyplina i prosty zbiór reguł postępowania na rynku, to wszystko, czego potrzebujemy, żeby z sukcesem się po nim poruszać. Co nie oznacza, że to wszystko jest takie łatwe. Bo o ile inwestowanie jest proste, to nie jest łatwe, o czym wielokrotnie wspominałem, cytując Warrena Buffetta. Warto to sobie przyswoić, bo taki prosty zestaw reguł rozkłada na łopatki większość jajogłowych czy gadających głów, które analizują rynek na wszelkie możliwe sposoby. Tymczasem ten zbiór powoduje, że ta strategia przez kilkadziesiąt lat po prostu zarabia.
Oczywiście, zaraz pojawią się głosy, że teraz rynki są inne, że wszystko jest inne itd. Jednak tutaj warto zwrócić uwagę na jedną kwestię, że ludzie od zawsze mają poczucie życia w wyjątkowych czasach, że „kiedyś to było lepiej, łatwiej było wszystko przewidzieć, zwłaszcza na tych rynkach, a dziś wszystko jest nieprzewidywalne”.
Gdzieś widziałem artykuł mówiący o tym, że dzisiaj z rynków zrobiło się kasyno, którego wcześniej nie było, ale teraz banki centralne itd. Myślę, że fajne zobrazowanie tego problemu jest zawarte w słowach Meba Fabera, który gościł u mnie w podcaście – podlinkuję wywiad z nim do tego odcinka. On powiedział coś takiego: tysiące lat na sawannach Afryki nie nauczyło człowieka i nie spowodowało, że wiemy, jak inwestować na rynkach finansowych, jak kupować akcje Google, Amazona, jak inwestować w kontrakty terminowe na stopę procentową itd.
Uczenie się przez tysiące lat, zbieranie doświadczeń itd. nie spowodowało, że my te doświadczenia możemy w prosty sposób przeszczepić i zastosować na rynkach finansowych. Tak niestety się nie dzieje. Popełniamy mnóstwo błędów, nie jesteśmy tak racjonalni, jakby nam się to mogło wydawać. Dlatego też warto mieć w sobie trochę pokory i wiedzieć, że tak naprawdę na rynku nie trzeba być wcale idealnym i perfekcyjnym w tym, co robimy, tylko trzeba przede wszystkim działać z dyscypliną. Oczywiście musimy mieć konkretny plan działania i wiedzieć, że on ma sens, jest zweryfikowany i że ma szanse doprowadzić nas do celu. Później natomiast musimy się przede wszystkim wykazać odpowiednią dyscypliną w tym, żeby podążać za obranym planem.
Jeśli więc teraz nam się wydaje, że mamy takie bardzo wyjątkowe czasy, bo mamy zerowe czy wręcz ujemne stopy procentowe, bo mamy światową pandemię wirusa COVID-19, to pomyślmy sobie jak się czuli ludzie, którzy przechodzili przez okres I wojny światowej, a chwilę później przez okres II wojny światowej. To były dopiero kataklizmy, gdzie ginęło jeszcze więcej osób. Mimo wszystko, gdybyśmy spojrzeli sobie na rynki finansowe przez pryzmat naprawdę długiej historii, chociażby ostatniego wieku, okazuje się, że na rynkach finansowych w takim długim ujęciu jakiegoś specjalnego wrażenia to nie zrobiło. Te rynki zachowywały się dalej całkiem podobnie do tego, co robią dziś, z prostego powodu: rynek to nie jest jakiś abstrakcyjny twór, tylko za rynkiem stoją ludzie, a ludzie mają dzisiaj te same emocje, które mieli 100 lat temu. Nawet jeżeli cała ta otoczka, technologia, to wszystko się zmieniło względem tego, co mieliśmy 100 lat temu, to my jako ludzie w środku nadal jesteśmy całkiem podobni, wręcz identycznie tacy sami, jak wyglądaliśmy 100 lat temu.
Magia prognoz
Na czym polega magia tych prognoz, szaleństwa prognoz? Myślę, że tutaj jest bardzo, bardzo ważny aspekt emocjonalny. W dużej części tych prognoz widać bardzo wyraźnie zaakcentowane emocje. Nawet jeżeli czytamy sobie prognozę tego, co ma się wydarzyć, to jest zwykle wpleciony jakiś mocny wątek emocjonalny. Rynki akcji nie załamały się, ale przecież banki centralne manipulowały ich kursami, czyli np. staramy się tłumaczyć najpierw to, że coś wcześniej nam mogło nie wyjść w tych prognozach, ale ponieważ była ta manipulacja banków centralnych, te rynki nie załamały się wcześniej, no to teraz trzeba już na to uważać.
Tesla – tutaj też jest ciekawy przypadek. Wielu inwestorów na całym świecie mocno się przejechało, oczywiście powstało dużo spekulacji i teorii spiskowych o tym, kim jest lub kim nie jest Elon Musk i jak skończy się jego mocne pogrywanie na rynku. Tymczasem Tesla, która miała być śmieciową spółką, nagle znalazła się w indeksie S&P 500. W krótkim czasie potrafiła przynieść kilkusetprocentowe stopy zwrotu. No i co? Gdyby ktoś trafił, że faktycznie załamał się kurs Tesli, ponieważ była tak mocno na językach, to wtedy mielibyśmy oczywiście wielkiego guru inwestycyjnego, który przewidział, że Tesla się nagle załamie. Gorzej, jeśli ktoś próbował kopać się z bykiem i dostał mocnego kopniaka od tego byka rynkowego, bo Tesla nic sobie nie robiła z tego, że ktoś tworzył sobie teorie spiskowe i urosła kilkaset procent. Wtedy twórcy takich treści raczej nie mówią w każdym wystąpieniu, że „ja to przewidziałem, że Tesla pójdzie w dół”, bo jest trochę wstyd, że zrobiło się na rynku coś innego.
Oczywiście mamy jako ludzie bardzo krótką pamięć i z chęcią wysłuchujemy, wyczekujemy kolejnych prognoz inwestycyjnych, doszukujemy się różnych wzorców, wręcz na siłę, w tym, co się stało ostatnio. Przykładowo cykle prezydenckie na S&P 500. Ostatnio co prawda były wybory w USA, więc można było sobie o tym posłuchać. Jeszcze wcześniej, gdy Barack Obama był jeszcze u władzy i został zaprzysiężony na drugą kadencję, to wtedy mówiono, że prezydentowi w drugiej kadencji już tak nie zależy na rynkach kapitałowych. Należy się więc spodziewać, że wariant, w którym rynki akcji i indeks S&P 500 będą szły w dół, jest większy niż wcześniej.
I co się stało? To, co ja skróciłem do kilkunastosekundowej wypowiedzi, wtedy przekładało się na godzinne materiały o tym, jak to należy się szykować na spadki na rynku amerykańskim. Tymczasem od 2017 roku i jeszcze wcześniej, za drugiej kadencji Obamy, rynki kapitałowe w USA były w najmocniejszej hossie od dziesięcioleci i nic sobie z tych wszystkich analiz nie robiły.
Często jest też tak, że spoglądamy na pewne doniesienia przez pryzmat wręcz magii. Takim bardzo rozpalającym tematem jest np. złoto. Uwielbiają to niemal wszyscy. W latach 70. ubiegłego wieku uwolniono kurs złota do dolara, czyli kurs złota nie był już powiązany z dolarem. Przypominam, że wcześniej, a właściwie do lat 70. ubiegłego wieku kurs złota i jego zachowanie bardziej przypominało zachowanie bonów skarbowych niż złota, jakie znamy dziś. Gdy odcięto połączenie pomiędzy dolarem a złotym, wówczas pojawiały się teorie o wielkiej inflacji i że jeśli chcemy zabezpieczyć swój kapitał, to musimy to zrobić przy pomocy złota.
W latach 70. złoto szło faktycznie do góry. Jeżeli ktoś posłuchał tych rad i wszystkich mądrych głów co do tego, że przyszłość dolara i innych klas aktywów jest niemalże pewna, i zainwestował swój kapitał w 1980 roku w złoto, to do końca 2020 roku jego stopa zwrotu wynosi – uwaga – -0,2 %. Jeżeli na to nałożymy sobie inflację, to stopa zwrotu ze złota za ostatnie 40 lat jest po prostu ujemna, negatywna.
Dość słabo się to więc zachowuje, jeślibyśmy na to nałożyli przykład amerykańskiego rynku akcji czy nawet obligacji, które w tym właśnie okresie zachowywały się znakomicie, a miały być przegrane. Złoto sobie natomiast w tym czasie wypracowało ujemną stopę zwrotu, pomimo że miało być najlepszą formą zachowania wartości naszego kapitału. Oczywiście możemy się pocieszać, że za ostatnie dwie dekady złoto miało bardzo dobry okres i faktycznie wygenerowało mocną stopę zwrotu, natomiast to nie o to chodzi.
Wcale nie trzeba przewidywać, jak złoto będzie się zachowywało w przyszłości. Ja też nie wiem, jak będzie wyglądało kolejne 20 lat złota. Spoglądając na nie teraz, chociażby za ostatni rok, widzę jedno: że w 2020 roku wygenerowało ponad 20-procentową stopę zwrotu, dodatnią stopę zwrotu. Jako człowiek, który wie, że momentum działa, mogę powiedzieć, że złoto ma w tym momencie pozytywne momentum. Dopóki tak się będzie działo, to faktycznie złoto może być na tyle interesującym aktywem, żeby go mieć w portfelu. Nawet nie przewidując tego, czy ono będzie rosło, czy nie, to w pasywnym, długoterminowym portfelu złoto można mieć bez względu na to, jak to jego momentum w tej chwili wygląda.
Mówię o tym tylko dlatego, że wcale nie musimy skupiać swojej analizy i swoich wysiłków na tym, żeby przewidywać jak złoto zachowa się w kolejnych 10, 20 latach i co znów ci bankierzy centralni sobie wymyślą. Po prostu możemy opierać się na danych, a nie na domysłach. Jeżeli ktoś np. stosuje momentum, to może sobie łatwo sprawdzić, że momentum za kilka wieków ma udokumentowany track record. Jest to anomalia, która funkcjonuje i działa, można z tego skorzystać bez czytania żadnych teorii spiskowych.
Nie zrób sobie krzywdy teoriami spiskowymi
Chodzi o to, że próbowanie przewidywania rynku albo bazowanie na emocjach nic nam nie daje. To, że sobie poczytamy o tym, jak politycy, jak banki centralne gdzieś tam spiskują w zaciszu gabinetów, to nam nic wprost nie da. Nawet, jeśli tak się faktycznie dzieje (nie będę o tym przesądzał) musimy mieć powtarzalny, namacalny plan inwestowania. Jeśli będziemy bazować tylko na emocjach i będziemy wyszukiwać kolejne newsy, domysły, spekulacje, może to nam dać niebezpieczne poczucie pewności siebie. Możemy wręcz mieć poczucie, że inni są idiotami i to my jesteśmy bezpieczni, bo wiemy więcej niż większość ludzi na rynku. W inwestowaniu trzeba nam precyzyjnego, choć wcale nie perfekcyjnego procesu decyzyjnego, dlatego też oglądnięcie kolejnych materiałów o teoriach spiskowych bynajmniej nie przybliży nas do bycia lepszymi inwestorami.
Jeśli będziemy bazować tylko na emocjach i będziemy wyszukiwać kolejne newsy, domysły, spekulacje, może to nam dać niebezpieczne poczucie pewności siebie
George Soros, który swoją drogą też jest postrzegany jako kolejny facet, który tworzy spiski, powiedział kiedyś, że jeżeli ktoś w inwestowaniu przeżywa mocne emocje, to oznacza, że najpewniej nie zarabia pieniędzy bo inwestowanie jest po prostu cholernie, ale to cholernie nudne. Dlatego też warto zdać sobie z tego sprawę, że choć kochamy dobrze opowiedziane historie, to nawet jeżeli lepiej one do nas przemawiają niż twarde liczby, to jednak lepiej opierać się na twardych liczbach bez takich ozdobników autora, który jeszcze dopisuje jakieś swoje uwagi i swoje teorie. Jeżeli chodzi o inwestowanie, to musimy twardo stąpać po ziemi i podejmować decyzje zerojedynkowe: albo coś kupujemy, albo czegoś nie kupujemy lub sprzedajemy. Natomiast to, że zrobimy sobie tysiąc odcieni szarości w tej palecie kolorów, bynajmniej nie pozwoli nam na to, żeby być bardziej skutecznym inwestorem; wręcz przeciwnie – będzie to działało na naszą niekorzyść.
Amerykanie mają taki zwrot, który brzmi mniej więcej tak: trust the process, czyli ufaj procesowi. Generalnie jest to powiedzenie, które funkcjonuje nie tylko w aspekcie inwestowania, nie tylko w branży inwestycyjnej, ale na różnych gruntach życia. Na gruncie inwestycyjnym jak najbardziej ma to również zastosowanie. Najkrócej można powiedzieć tak: zamiast wierzyć bajkom, domysłom, spekulacjom, teoriom spiskowym lepiej ufać sprawdzonemu, weryfikowalnemu procesowi.
To jest coś takiego, co przyświecało też mi przy tworzeniu oprogramowania System Trader. I dla jasności, tutaj nie chodzi o to, żeby szukać tzw. Świętego Graala, czyli maszynki do robienia pieniędzy, gdzie z jednej strony wkładamy pieniądze, a z drugiej strony w magiczny sposób, szybko, łatwo i przyjemnie, wypadają pieniądze w większej ilości. Chodzi o to, żebyśmy mieli po prostu pewien tzw. gorset decyzyjny, proces decyzyjny, który jest sprawdzony, weryfikowalny, powtarzalny i w przyszłości można go zastosować w praktyce.
Zła wiadomość jest taka, że nawet posługiwanie się takim procesem, taką strategią niestety nie oznacza zarabiania w każdym momencie, w każdej chwili, bez ryzyka, bez żadnego zawahania w tym, co robimy, że robimy to dobrze. Jak to mówią Amerykanie: no pain, no gain. Żeby „spić śmietankę”, musimy być gotowi na „przeżycie pewnego cierpienia”. No nie fizycznego, ale też może być takie w pewnym sensie. Inwestowanie po prostu wcale nie musi oznaczać i zwykle nie oznacza komfortu psychicznego. Nie bez powodu pewna premia za ryzyko istnieje, np. na rynku akcji. Nie bez powodu rynek akcji płaci więcej niż obligacje, czy więcej niż lokata w banku – właśnie dlatego, że tam jest większe ryzyko.
W świecie akademickim to ryzyko jest mierzone przez zmienność. Może nie jest to idealna forma ryzyka, jeżeli chodzi o to, jak w ogóle opisać ryzyko. Jest to generalnie coś, co powoduje dyskomfort u większości inwestorów. I jeżeli ktoś jest w stanie „wziąć ten dyskomfort na klatę”, to ma szansę na spicie tej śmietanki i zgarnięcie premii za inwestowanie i za ponoszone ryzyko.
W tym wszystkim musimy uwzględnić swoje osobiste ograniczenia. Jak to powiedział znany inwestor Seth Klarman: najważniejszą metryką w inwestycji nie jest to, ile ta inwestycja zarabia, ale jak wygląda stosunek zwrotu z tej inwestycji względem tego, jak dobrze śpimy w nocy. Nie o to chodzi, żeby brać na siebie ryzyko, z którym będziemy się bardzo, ale to bardzo źle czuć, ponieważ prawdopodobnie prędzej czy później skończy się to tym, że wyłamiemy się z dyscypliny w podążaniu za taką strategią i per saldo skończy się to dla nas źle.
Najważniejszą metryką w inwestycji nie jest to, ile ta inwestycja zarabia, ale jak wygląda stosunek zwrotu z tej inwestycji względem tego, jak dobrze śpimy w nocy
Dlatego jest pewną sztuką, żeby dobrać ten poziom ryzyka do własnych preferencji, do własnych możliwości. Każdy z nas jest inny, ma inną konstrukcję psychiczną, ma inną sytuację prywatną, ma inny horyzont czasowy, ma inne źródła zarabiania pieniędzy, które dają nam inne bezpieczeństwo finansowe. Musimy te wszystkie nasze specyficzne czynniki uwzględnić i dobrać strategię czy ją odpowiednio skonfigurować do właśnie naszej konkretnej sytuacji.
Na koniec przyszła mi też na myśl taka konstatacja, którą usłyszałem u Meba Fabera w podcaście, że każda inwestycja czyni cię bogatszym lub mądrzejszym, ale nigdy równocześnie. Starajmy się wykonać nasze zadanie domowe jak najlepiej na sucho, jeszcze przed zainwestowaniem pieniędzy. Nie starajmy się jakoś bardzo improwizować w inwestowaniu na rynku, tylko zrozumiejmy, że inwestowanie może być cholernie nudne i trudne w takim sensie mentalnym, ale proste w sensie czysto technicznym. Wcale nie chodzi o to, żebyśmy przeprowadzali jakieś wielce skomplikowane transakcje na rynku. Im prościej, tym lepiej. Natomiast starajmy się wykonać to zadanie domowe wcześniej, najlepiej, jak to jest możliwe – PRZED zainwestowaniem realnych pieniędzy.
W świetle powiedzenia, o którym wspomniałem („Zaufaj procesowi”) warto sobie też przyswoić, że decyzję lepiej jest opierać na danych, a nie na emocjach. Traktowanie np. inwestowania podobnie jak traktuje się politykę, w której każdy ma swoją opinię, swoje zdanie, może wręcz sprawić, że ktoś do tego tak podchodzi, że jest przekonany, że on i tylko on ma rację, a z drugiej strony są sami idioci. Taka postawa w przypadku inwestowania może być bardzo niedobra i może się okazać, że będzie nas kosztowała bardzo wiele w postaci błędów popełnianych na rynku.
Zła wiadomość, jeżeli chodzi o zaufanie procesowi inwestycyjnemu, jest taka, że z reguły nie lubimy modeli czy też algorytmów, prostych reguł, zbiorów reguł, bo czujemy się jako ludzie zwyczajnie ograniczeni. Wolimy taką analizę, która nie jest w żadnej mierze ograniczona przez jakiekolwiek zasady, gdzie możemy włączyć nasz mózg na działanie na najwyższych obrotach i analizować najbardziej abstrakcyjne przykłady i przypadki. Bardzo niechętnie podchodzimy natomiast do sytuacji, w których decyzje o tym, że coś kupimy lub nie kupimy bądź sprzedamy, będziemy podejmować na bazie bardzo prostych reguł.
Ta nieufność do algorytmów jest czymś jak najbardziej naturalnym. Warto sobie zdawać z tego sprawę i warto starać w sobie przemóc, aby zredukować swój proces decyzyjny do zbioru prostych reguł. Nie chodzi o to, żebym się wymądrzał i mówił, że tak warto robić, bo ja sobie tak wymyśliłem, nagrywając ten podcast, ale warto posłuchać osób, które mają o wiele więcej do powiedzenia niż ja. Np. Daniel Kahneman, czyli człowiek, który m.in. za wkład do psychologii behawioralnej otrzymał Nagrodę Nobla. On twierdzi, że na gruncie inwestycyjnym warto proces decyzyjny zredukować do zbioru prostych, powtarzalnych, weryfikowalnych reguł, bo to dobrze zrobi nam i naszym inwestycjom.
Nawet jeżeli ktoś się zdecyduje, żeby inwestować według jakiegoś procesu, jakiejś strategii, zbioru reguł, to inna pułapka jest taka, że staramy się je od razu poprawiać. Czasami to obserwuję: jest jakaś strategia, gdzie widzimy wyniki np. za 50 lat. Pierwsze pytania wielu osób nie brzmią: „Jak sobie poradzić z tą strategią od strony mentalnej? Czy będziemy w stanie unieść związane z nią ryzyko i będziemy w stanie z dyscypliną podążać za tą strategią?” Rzadko pojawiają się pytania tego typu albo wręcz wcale. Najczęściej albo niemalże zawsze pojawiają się pytania, jak zrobić, żeby ta strategia była jeszcze lepsza. Jak jeszcze podkręcić wynik, jak ją zoptymalizować?
Często takie podejście kończy się tym, że możemy coś „przeoptymalizować”, przedobrzyć. To się kończy tym, że jeśli będziemy torturować dane historyczne, to one nam w pewnym momencie zeznają cokolwiek zechcemy. Tu nie o to chodzi, żebyśmy się doszukiwali się jakichś cudownych rozwiązań, grzebiąc w danych historycznych, tylko chodzi o to, żebyśmy mieli powtarzalny zbiór reguł. I tylko tyle. On na pewno nie będzie nam idealnie pozwalał na poruszanie się po tym rynku. To nie oznacza, że 100 proc. naszych decyzji będzie gwarantowało zysk. Może się okazać, że nawet mniej niż 50 proc. naszych transakcji będzie zyskowne, a o dziwo, cały proces inwestycyjny może być zyskowny.
Jeśli będziemy torturować dane historyczne, to one nam w pewnym momencie zeznają cokolwiek zechcemy
W rozmowie z kolegą o oprogramowaniu System Trader powiedziałem kiedyś, że całkiem dobrym hasłem do tego oprogramowania byłoby powiedzenie „Nie dla idiotów”. Z całym szacunkiem dla każdego, kto słucha tego podcastu, chodzi o to, że z jednej strony to jest proste, co w tym oprogramowaniu, w tym podejściu, które proponuję, jest, natomiast to nie jest łatwe. Proste rzeczy paradoksalnie wymagają niesłychanie dużego wysiłku intelektualnego, żeby móc je w pełni docenić i w pełni zrozumieć.
Zwykle jest tak, że my niezbyt chętnie podchodzimy do takich rzeczy, które – tak jak powiedziałem – ograniczają naszą swobodę analityczną. Mimo wszystko wolimy sobie przeczytać analizę jakiegoś znanego guru inwestycyjnego, który w emocjonalny i przekonywający sposób nam wyjaśni, co znów złego naskrobały banki centralne. Bardzo trudno jest natomiast wkomponować emocje do opisu, który powie nam „… złoto za ostatni okres wzrosło, więc czysto statystycznie, mając pozytywne momentum, jest szansa, że to złoto będzie dalej rosło”. Bez dorysowywania kolejnych ozdobników, że „znów banki centralne…” itd. Niestety tak to wygląda.
Pytanie jest nie o to, czy my lubimy teorie spiskowe, czy ich nie lubimy, tylko pytanie jest takie: po co my wchodzimy na ten rynek i czy my faktycznie chcemy na tym rynku pomnażać nasz zarobiony gdzieś kapitał, i chcemy to robić w sposób rozsądny? Czy też wchodzimy na ten rynek po to, żeby się emocjonować, żeby doznawać jakiejś zabawy intelektualnej, ponieważ taka zabawa może być kosztowna ze względu na zaangażowanie tam kapitału.
Etapy rozwoju inwestora
Ostatnio w wywiadzie udzielonym w ramach mojego podcastu Rick Ferri powiedział mi (chociaż omawialiśmy głównie przypadek inwestora pasywnego, czyli takiego, który z natury rzeczy nie stara się pobijać rynku), że taki przeciętny inwestor, choć ma filozofię inwestowania pasywnego, przechodzi zwykle cztery etapy. Najpierw jest na etapie totalnej ciemności, kiedy zupełnie nie wie, na czym polega inwestowanie na rynkach finansowych. Nawet jeżeli słyszał o inwestowaniu pasywnym, kompletnie to nie rezonuje, kompletnie tego nie rozumie, jak można sobie kupić globalny indeks rynku akcji, trzymać go przez 20-30 lat w portfelu i jeszcze na tym zarobić. Gdy my tymczasem powinniśmy mieć w pokoju 10 monitorów i analizować każde posunięcie rynku, w każdej sekundzie. Jest to więc taka totalna ciemność.
W pewnym momencie przechodzimy natomiast do kolejnego etapu – zupełnie na drugim biegunie – jest to etap oświecenia. Wtedy już rozumiemy, o co chodzi w tych rynkach, wiemy, jak one funkcjonują i wiemy, że często nie warto się za bardzo starać, tylko przede wszystkim warto mieć proces decyzyjny i za nim podążać. Nie oznacza to jednak, że od razu jesteśmy w niebie i możemy się cieszyć z tego oświecenia, bo wtedy zaczynamy tę wiedzę i to oświecenie wykorzystywać w ten sposób, że staramy się komplikować swoje życie. Staramy się dobierać portfel, który będzie od razu uwzględniał nasze przeczucia co do rynku. Zamiast więc zbudować sobie portfel globalny – jeżeli mówimy o pasywnym inwestowaniu – to będziemy się zastanawiać, czy teraz faktycznie doważyć Chin, bo one będą powoli wypierać USA. A być może powinniśmy więcej inwestować na rynku krajów wschodzących, bo kraje rozwinięte były przez ostatnie lata mocno na fali wzrostowej itd. Zaczynamy bardzo mocno komplikować swoje założenia inwestycyjne.
Wreszcie, po tym komplikowaniu, przechodzimy do ostatniego etapu naszego cyklu życia inwestora – do prostoty. Jesteśmy w punkcie, kiedy przeżyliśmy na tym rynku bardzo wiele, kiedy próbowaliśmy wielu różnych rzeczy, zwykle z mizernym skutkiem, kiedy naczytaliśmy się najdziwniejszych, najróżniejszych opinii, analiz, teorii spiskowych itd. Wreszcie przychodzi taki moment, zbawienny wręcz, który Rick Ferry nazwał prostotą. Mamy naprawdę proste rozwiązania, tak proste, że trudno uwierzyć, że takie rozwiązania mogą być skuteczne.
Tak to już niestety jest, jak już wspomniałem, że proste rozwiązania wymagają wysiłku intelektualnego, żeby je zrozumieć i żeby je zaakceptować. Oczywiście nie chodzi o to, że można wyłącznie w pasywny sposób inwestować na rynku, nie jestem tutaj dogmatyczny. Uważam, że jeżeli ktoś jest gotów na to, żeby do swojego portfela wnieść więcej „polotu”, to może jak najbardziej próbować aktywnych strategii, wykorzystujących znane, udokumentowane anomalie rynkowe, jak chociażby inwestowanie w wartość, inwestowanie przy użyciu momentum.
Proste rozwiązania wymagają wysiłku intelektualnego, żeby je zrozumieć i żeby je zaakceptować
Teraz pojawia się pytanie: jak to jest możliwe, że takie proste rzeczy niby działają, a nie powinny działać. Jeżeli to momentum jest takie proste, że wystarczy kupować to, co przez ostatni rok rosło, to przecież każdy by to robił i każdy by zarabiał miliony, i taka anomalia powinna przestać istnieć. Sprawa jest taka, że to, co jest proste, to nie znaczy, że jest łatwe.
Wiele osób, widząc wyniki za wiele lat takich strategii momentum może powiedzieć: „O tak, zdecydowanie będę w to inwestował, bo widać, że to pobijało rynki przez ostatnie 100 lat”. Tylko, że ogrom bólu i cierpienia, takiego emocjonalnego, jaki jest z tym związany po drodze, jest tak wielki, że większość osób pomimo, że się zarzeka, że na pewno będzie za tą strategią postępować, wyłamuje się z dyscypliny i nie inwestuje. Jak przyjdzie tylko pierwsze mocniejsze tąpnięcie na rynku, to takie osoby zaczynają szukać dziury w całym i zaczynają usprawnień albo po prostu porzucają całą strategię i kończy się już cały sen o tym podążaniu. Wtedy od razu bardzo łatwo jest kwestionować swoje założenia i dochodzić do wniosku: „No tak, może działało to za ostatnie 100 lat, ale teraz to już nie będzie działało”.
No i faktycznie jest tak, że na przykład niektóre anomalie mogą przez 10 lat i dłużej zawodzić. Zawodzić w tym sensie, że inwestowanie w prosty indeks giełdowy będzie przynosiło lepsze wyniki, co nie znaczy, że te anomalie już nie funkcjonują. Paradoksalnie, właśnie dzięki temu one funkcjonują, że są na tyle trudne, że większość osób z nich po drodze przestaje korzystać i one znów mogą działać. Popełniane błędy behawioralne powodują, że co pewien czas znów i znów pojawiają się te konkretne anomalia rynkowe. Bardzo mało jest prawdopodobne, żeby one kiedykolwiek przestały funkcjonować z tego powodu, że my jako ludzie z natury nie jesteśmy racjonalni.
Tylko te nieliczne osoby, które mają świadomość popełnianych błędów i w pewnym sensie – może jest to nieco cyniczne – wykorzystując błędy popełniane przez innych uczestników rynku, te osoby są w stanie spić tę dodatkową śmietankę, tę dodatkową premię za ryzyko, właśnie inwestując aktywnie, co jest – nie będę tutaj ukrywał – bardzo trudne, nawet jeżeli mamy na podorędziu konkretną strategię inwestycyjną.
Wytrwać z taką strategią nie jest łatwo. Dobrym przykładem jest chociażby inwestowanie w wartość. Warren Buffett od lat słyszy od wielu inwestorów, że pewnie zapomniał, jak się inwestuje, bo już od tylu lat przegrywa z zwykłym indeksem S&P 500. Tymczasem ten biedny, no może nie biedny akurat w przypadku Warrena Buffetta, ale ten już starszy, poczciwy pan dalej robi swoje, inwestuje i – jakimś przypadkiem chyba – po 70 latach to on właśnie jest najlepszym inwestorem na świecie, a nie ci, którzy co rusz udzielają mu lekcji, jak powinno się inwestować.
Zakończenie
Dlatego też już kończąc ten mój dzisiejszy podcast chciałbym, żeby przesłanie było takie, iż naprawdę nie warto przewidywać rynków. Zdecydowanie warto za to odrobić swoje zadanie domowe – dopracować taką filozofię i taką strategię, które będą nam odpowiadały, które pozwolą nam jak najlepiej wpasować się w naszą konkretną sytuację, w nasze oczekiwania, w nasze możliwości. To wcale nie musi później zabierać nam wiele czasu, żeby w ten sposób inwestować. Można naprawdę poświęcać na rynki dosłownie kilka minut w miesiącu czy wręcz w roku i być bardzo skutecznym inwestorem. Żeby natomiast dojść do tego punktu, trzeba po prostu być gotowym na pewien wysiłek intelektualny, na wykonanie pewnej pracy domowej, żeby to zrozumieć, docenić, a później zastosować, czego życzę wszystkim w roku 2021 i jeszcze dalej.
Jeżeli chodzi o ten odcinek, to zapis w formie tekstowej znajdziesz na stronie systemtrader.pl/058. Raz jeszcze przypominam, że przedsprzedaż mojego oprogramowania System Trader jest tylko do 12 stycznia tego roku, a kolejne okienko sprzedażowe pojawi się dopiero w marcu tego roku. Zachęcam tym bardziej do podejmowania decyzji jak najszybciej, ponieważ uważam, że w tym momencie ta cena jest po prostu absurdalnie niska. Jeżeli ktoś chce poważnie myśleć o inwestowaniu, to wydanie dolnych kilkuset złotych w perspektywie inwestowania przez kilka dekad, chociażby w ramach swojego konta emerytalnego – to jest po prostu nic.
To, co znajduje się na pokładzie takiej aplikacji, cała filozofia, jaka za tą aplikacją stoi, to jest coś, co z otwartą przyłbicą mówię każdemu. Warto zgłębić i nawet zastosować na rynku i to nie chodzi o to, żeby znaleźć tutaj jakiegoś Świętego Graala i żeby w magiczny sposób wykręcać jakieś niesamowite stopy zwrotu. Żeby po prostu w sposób świadomy, rozsądny inwestować z głową swoje ciężko zarobione pieniądze. Serdecznie pozdrawiam. Bye-bye!
Podobał Ci się artykuł?
Jeśli chcesz, żebym Cię poinformował mailem, gdy pojawią się nowe artykuły, zapisz się poniżej. 🙂