#074: Krótka historia inflacji na świecie – jakie płyną z niej lekcje na obecne czasy?
Materiał dostępny w formie podcastu🎧, wideo📺 oraz tekstu📃
Inflacja nie jest niczym nowym w historii ludzkości. W szczególności w Polsce wielu nadal pamięta inflację z przełomu lat 80. i 90., a nawet lat 70. ubiegłego wieku. Obecnie daleko nam do tamtych odczytów inflacji, ale i tak głośno się zrobiło, gdy po latach względnej stabilizacji cen, te podskoczyły ostatnio gwałtownie. Stopa inflacji w Polsce w chwili nagrywania tego podcastu w listopadzie 2021 roku wynosi około 7 procent.
W tym materiale przedstawię pokrótce historię inflacji na świecie, skupiając się głównie na wieku XX, bo to on był najmocniej doświadczony wzrostem cen. Następnie na realnych przykładach pokażę jak można bronić się przed inflacją. Czy tego chcemy, czy nie – każdy z nas musi wejść w buty inwestora, aby uchronić swój kapitał. Warto jednak by kierować się tu strategią opartą na twardych danych, a nie obiegowymi opiniami. Na koniec postaram się przedstawić co nas może czekać w bliższej i dalszej przyszłości.
Materiał dostępny w formie podcastu🎧, wideo📺 oraz tekstu📃. Full-wypas. 😎
W tym odcinku
📌 Inflacja na przestrzeni wieków
📌 Dlaczego inflacja jest groźna?
📌 Dlaczego wiek XIX był wiekiem stabilnych cen i niskiej inflacji?
📌 Co było powodem ogólnoświatowej inflacji w XX wieku?
📌 Bimetalizm, czyli standard złota i srebra
📌 Dolar jako waluta rezerwowa
📌 Jakie waluty na świecie historycznie były najmocniejsze?
📌 Rola banków centralnych
📌 Czy obecny, XXI wiek będzie również wiekiem wysokiej inflacji?
📌 Jak zabezpieczyć swoje pieniądze przed inflacją?
📌 Co nas czeka w przyszłości?
Polecane linki
Wstęp
SPIS TREŚCI
- W tym odcinku
- 📖 TRANSKRYPT PODCASTU
- Wstęp
- Inflacja to nic nowego
- Wiek XX — wiek ekstremów
- Szwajcaria, inny świat
- Dlaczego wysoka inflacja jest poważnym zagrożeniem dla społeczeństwa
- Inwestowanie w dobie inflacji
- Jak chronić się przed inflacją?
- Bank centralny sterowany politycznie, czyli przepis na porażkę
- Co nas czeka w przyszłości?
- Zakończenie
Dziś porozmawiamy o zjawisku, które rozpala wyobraźnię wielu inwestorów, i nie tylko inwestorów. Tak naprawdę będziemy rozmawiać o czymś, co dotyczy każdego z nas. Bez względu na to, czy jesteśmy inwestorami, czy nie. Będziemy mówić o inflacji.
Tak się składa, że właśnie w ostatnich tygodniach, w szczególności w Polsce, i nie tylko w Polsce, inflacja to jest temat z czołówek nagłówków w mediach. Dlatego, że ceny, po kilku, kilkunastu latach w miarę stabilnych kursów, zaczęły dość mocno szybować w górę. W Polsce, w listopadzie 2021 roku, w momencie, kiedy nagrywam ten materiał, inflacja ma około siedem procent. Czyli są to poziomy, które były niewidziane przez dłuższy okres. Dlatego też tym bardziej wzbudza to większe emocje.
Dzisiejszy odcinek jest poświęcony temu, żeby przybliżyć nieco zjawisko inflacji. Dla jasności, ja nie jestem absolutnie żadnym ekspertem, jeżeli chodzi o inflację, czy w ogóle o gospodarkę. Nie chcę tutaj nawet próbować udawać, że kimś takim jestem. Natomiast staram się jak zawsze, do swojej roboty podchodzić rzetelnie, i też tak, żeby czerpać z uznanych, renomowanych, i wiarygodnych źródeł.
Tak się stało również tym razem. Mianowicie, podstawowym źródłem informacji jest firma Global Financial Data. Czyli to jest firma, która opracowuje, i dostarcza dane historyczne, sięgające nawet czasami wiele wieków wstecz. Również w moim oprogramowaniu System Trader, korzystam z danych Global Financial Data. W pewnym zakresie. Ponieważ oni tak naprawdę robią bardzo, bardzo dużo różnych rzeczy. Część też przytaczanych danych, pochodzi z mojego oprogramowania. Czyli jeżeli będę tutaj cytował czasami różne konkretne już dane, to tak naprawdę będą one wynikiem obróbki w moim oprogramowaniu System Trader.
The Century of Inflaction, to jest artykuł, z którego czerpałem najwięcej. To jest artykuł właśnie ze strony Global Financial Data. Na stronie systemtrader.pl/074, tak jak numer tego odcinka, postaram się podlinkować wszystkie artykuły. Tak naprawdę czerpałem z bardzo wielu różnych źródeł. Tak, żeby każdy mógł zobaczyć, jak to wygląda w jeszcze większych szczegółach, gdyby ktoś był mocno tym zainteresowany.
O czym dziś porozmawiamy? Oczywiście o inflacji, ale tak naprawdę, jak już też wspomniałem, będę chciał ten temat nieco przybliżyć w ten sposób, żeby to było zrozumiałe dla każdego. Nie tylko dla osób, które być może studiują ekonomię, i gdzieś są tym tematem mocno, żywo zainteresowane, ale również dla takiego, zwykłego, przeciętnego Kowalskiego, który po prostu pracuje. Być może na etacie. Próbuje jakieś pieniążki odłożyć na boku, i oczywiście inflacja również go dotyczy, albo być może nawet przede wszystkim go dotyczy, bo boi się, co się stanie, gdy inflacja będzie na wyższych poziomach. Co się stanie na przykład z jego oszczędnościami?
Dlatego też będę chciał pokazać jak wyglądała inflacja na przestrzeni wieków. W szczególności skupię się tutaj na wieku dwudziestym, bo to był wiek, który był pod wieloma względami wyjątkowy. Postaram się też odpowiedzieć na koniec na pytanie, czy nasz obecny wiek, dwudziesty pierwszy, będzie wiekiem również bardzo mocno naznaczonym inflacją. Tak jak wiek dwudziesty. Być może będziemy cieszyć się stabilnością, jak w wieku dziewiętnastym, ale o tym wszystkim też w szczegółach niebawem opowiem. Także proszę się nie martwić, jeżeli by coś było niejasne. Żeby można było ten materiał przedstawić naprawdę każdemu, bez względu na poziom wiedzy, zaczniemy od absolutnego zera.
Czym jest inflacja?
Czym jest inflacja? Oczywiście pewnie każdy z nas wie, czym jest inflacja. Czuje to podskórnie, czym jest inflacja. Zwłaszcza jak idzie teraz do sklepu, i widzi, że ceny są wyższe. Inflacja, to jest po prostu wzrost cen w gospodarce. Skutek inflacji jest zawsze ten sam. To znaczy, nasze pieniądze tracą na sile nabywczej. Czyli za te same pieniądze, które posiadamy w kieszeni, możemy kupić coraz mniej. To jest oczywiście duży problem. Zwłaszcza w momencie, kiedy inflacja rośnie coraz mocniej, i mocniej.
Odwrotnością inflacji jest coś, co nazywa się deflacją. Czyli jest to ujemna inflacja, i to jest z kolei dla odmiany, coś przyjemnego. Przynajmniej z pozoru. Mamy na przykład sto złotych w kieszeni, i po pewnym czasie to sto złotych jest warte sto dwadzieścia złotych. To znaczy, nadal mamy w kieszeni sto złotych, jak mieliśmy, ale możemy już kupić za te sto złotych więcej, niż mogliśmy na przykład kupić rok wcześniej. To jest deflacja. Czyli odwrotność inflacji.
Tak jak już wspomniałem, obecnie w Polsce mamy inflację na poziomie około siedmiu procent, w listopadzie 2021 roku. Czyli w momencie, kiedy nagrywam ten materiał. Pomimo, że nam tak się wydaje, że to jest bardzo wysoka inflacja, to oczywiście ona jest wysoka w odniesieniu do tego, co było na przykład rok, dwa, trzy lata temu.
Natomiast uwierzcie mi, zresztą sami się przekonacie, że to nie są wysokie poziomy inflacji, odczytów inflacyjnych. Nie mówię tego po to, żeby próbować jakoś usprawiedliwiać to, co się dzieje w Polsce, tylko po to, żeby pokazać, że tak naprawdę, jeżeli mówimy o hiperinflacji, to nie nadużywajmy tego słowa, bo hiperinflacja, to jednak mimo wszystko, nie ta skala, co mamy obecnie w Polsce.
Myślę, że wraz z przedstawianiem tego materiału coraz głębiej, wszystko będzie też coraz jaśniejsze, i być może uda się nam wyrobić nieco bardziej obiektywne spojrzenie na ten temat, na to zagadnienie. Bazując bardziej na danych, niż takich obiegowych opiniach, czy też zwyczajnie emocjach. To jest zrozumiałe. Jeżeli idziemy do sklepu, i widzimy, że coś jest coraz droższe, to oczywiście może to budzić niepokój. Zresztą taka jest też niestety cecha inflacji. O czym też będziemy mówić.
Inflacja to nic nowego
Inflacja nie jest niczym nowym. Już tak naprawdę historycznie, wieki temu, ludzkość była naznaczana inflacją. Na przykład w trzecim wieku, cesarstwo rzymskie psuło monetę, robiąc w ten sposób, że do monet dodawano domieszkę mniej szlachetnych metali. Czyli, żeby tych monet było po prostu więcej. Oczywiście na krótką metę do działało, bo można było mieć więcej pieniędzy. Natomiast oczywiście doprowadziło to do hiperinflacji. Wtedy jeszcze nie było drukowania, a dziś nawet już nie trzeba drukować, bo można po prostu w zapisach elektronicznych zwiększyć ilość pieniądza w obiegu. Natomiast to była forma, powiedzmy w cudzysłowie „drukowania” pieniędzy, już w cesarstwie rzymskim. Trzeci wiek naszej ery.
Z kolei w czternastym wieku, była inflacja chociażby w Chinach. Tam z kolei cesarze, poszli właśnie o krok dalej. Czyli zamiast monet, wprowadzili już pieniądz papierowy. Oczywiście jak papier, łatwiej jest go wydrukować, niż złote monety. Ciężko było tutaj nie ulec pokusie. Faktycznie tak zrobiono, i wywołano wówczas inflację.
Inflacja w Stanach Zjednoczonych
Inflację widać w szczególności na dłuższych okresach. Zwłaszcza, jeżeli inflacja nie jest jakoś bardzo na wysokich poziomach, to ona tu i teraz, może być wręcz niewidoczna. Natomiast w dłuższych okresach, ona jest już bardziej widoczna. Dla przykładu, gdybyśmy mieli dolara w roku 1800, w Stanach Zjednoczonych, to ówczesny dolar, odpowiada dzisiejszym niemalże dwudziestu dwóm dolarom.
Czyli wówczas, w 1800 roku, mając jednego dolara, mogliśmy kupić mniej więcej tyle dóbr, czy usług, za które dziś musielibyśmy zapłacić dwadzieścia dwa dolary. Z kolei w roku 1900, jeden dolar odpowiada dzisiejszym około trzydziestu dwóm dolarom. To jest ciekawa sytuacja, bo wydawałoby się, że dwieście lat temu, jeden dolar był wart dwadzieścia jeden dolarów, a sto lat temu, trzydzieści dwa dolary. Powinno być na odwrót.
To wynika z tego, że w latach z wieku dziewiętnastego, często występowała deflacja. Czyli wtedy pieniądz tak naprawdę w czasie, nabierał wartości. Co w dzisiejszych czasach wydaje się dla nas, zwłaszcza w Polsce, dość abstrakcyjne, ale faktycznie się tak okazuje, że dolar na początku dziewiętnastego wieku, a dolar pod koniec dziewiętnastego wieku, to nie był ten sam dolar. Bynajmniej to nie jest tak, że on stracił, tylko właśnie przybrał na wartości.
Stąd sto lat temu, paradoksalnie za jednego dolara, można było kupić tyle, na co dziś musielibyśmy wydać trzydzieści dwa dolary. Z kolei w roku 1950, to, co mogliśmy kupić za jednego dolara, dziś kosztowałoby nas ponad jedenaście dolarów. Tak przybliżając się do naszych współczesnych czasów. To, co kosztowało jednego dolara w roku 2000, dziś, w Stanach Zjednoczonych kosztuje jeden dolar i sześćdziesiąt jeden centów.
Tak to wygląda. Oczywiście jak zwykle pojawia się temat, jak mierzyć inflację? Tak naprawdę inflacja jest dla każdego inna, bo koszyk inflacyjny, każdy z nas ma inny. Natomiast bazując na oficjalnych danych, tak to wyglądało historycznie, w Stanach Zjednoczonych.
Również jak popatrzymy na Stany Zjednoczone, jeżeli chodzi o inflację historycznie. Oczywiście mówię, popatrzymy, dla tych, którzy widzą tutaj zapis wideo. Dla tych z Was, którzy tylko słuchają podcastu, to proszę uruchomić wyobraźnię. Ja postaram się nieco opowiedzieć, jak inflacja na przestrzeni ostatnich stu lat, wyglądała w Stanach Zjednoczonych. Ponad stu lat.
Otóż inflacja na początku, czyli generalnie jak rozpoczęła się pierwsza wojna światowa, to oczywiście inflacja podskoczyła, co jest zwykle dość naturalne, w momencie, kiedy trzeba się zadłużać na potrzeby działań wojennych. Faktycznie, w Stanach Zjednoczonych, które nie były może wprost tak uwikłane w ten konflikt, to jednak inflacja podskoczyła do osiemnastu procent, po wybuchu pierwszej wojny światowej. Ponieważ Stany Zjednoczone były jednym z wygranych na wojnie, to wówczas bardzo szybko ta sytuacja się odmieniła, i tak naprawdę mieliśmy deflację.
Deflacja była dość mocna, potężna, bo aż na poziomie minus dziesięciu, minus jedenastu procent. To było też de facto problematyczne. Zresztą lata dwudzieste, i trzydzieste, w Stanach Zjednoczonych, to był ciężki okres. Nie tylko w Stanach Zjednoczonych, gdzie było duże bezrobocie, i faktycznie był okres deflacyjny. Później, jak się z deflacji z kolei wygrzebano, to inflacja mniej więcej cały czas oscylowała gdzieś tak w zakresie albo blisko zera, albo gdzieś tak do powiedzmy poziomu dziesięciu procent. Sytuacja oczywiście różne barwy przybierała. W zależności od okresu.
Jednym z takich burzliwych okresów, były lata siedemdziesiąte, ubiegłego wieku. Kiedy inflacja podskoczyła dość znacząco. Nawet w regiony gdzieś piętnastu procent. Od tamtego czasu, od lat osiemdziesiątych powiedzmy, inflacja już w Stanach Zjednoczonych jest cały czas, mniej więcej gdzieś tak na poziomie między zerem, a pięcioma procentami. Chociaż nawet już ostatnio, w Stanach Zjednoczonych, również mówi się, że inflacja przekroczyła te pięć procent. Jest około sześć procent. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Natomiast generalnie inflacja jest (była?) na dość powiedzmy stabilnym poziomie.
Wiek dziewiętnasty, jeżeli chodzi o taki historyczny rys inflacji, to jest taki powiedzmy wiek spokoju. Taka cisza przed burzą. Tak naprawdę, z nielicznymi wyjątkami tutaj w Stanach Zjednoczonych, w dziewiętnastym wieku była wojna secesyjna, gdzie faktycznie był epizod inflacji, bo również działania wojenne spowodowały, że trzeba było się zadłużać. Gdzie trzeba było więcej po prostu sponsorować działań wojennych.
Natomiast generalnie wiek dziewiętnasty, przyjmuje się, że był wiekiem deflacji. Czyli tak naprawdę inflacji nie było. Te ceny były bardzo stabilne, a wręcz nawet spadały. Czyli od końca de facto wojen napoleońskich, czyli roku 1815, do roku 1914, czyli wybuchu pierwszej wojny światowej, ceny na świecie były bardzo stabilne. Właściwie nawet mówi się, że w roku 1914, w wielu krajach ceny były niższe, niż sto lat wcześniej, w roku 1815.
Inflacja w Wielkiej Brytanii
Z czego się to wszystko bierze, że nagle w wieku dziewiętnastym, jest tak duża stabilizacja cen? Otóż wynikało to przede wszystkim ze stosowania tak zwanego bimetalizmu, czyli powiązania waluty ze złotem, lub srebrem. Przykładowo, w Wielkiej Brytanii, gospodarka rosła szybciej, niż podaż złota. W latach 1815-1914, ceny spadały. Oczywiście nie wszędzie, i nie zawsze. Natomiast generalnie ze względu na to, że nie można było wydrukować więcej pieniądza, bo było powiązanie waluty ze złotem, lub ze srebrem – w tym przypadku, jeżeli chodzi o Wielką Brytanię, ze złotem, to po prostu inflacji nie było.
Faktycznie, jak spojrzymy z kolei na Wielką Brytanię, tutaj z danymi o inflacji jest spory problem. Tak naprawdę wiele krajów, zwłaszcza w tych okresach takich mocno inflacyjnych, nie ma dobrych danych, czy dobrej jakości danych. Natomiast Wielka Brytania, jest jednym z nielicznych krajów, które mają dobre zapisy, jeżeli chodzi o inflację. Jeżeli chodzi o notowanie tego, jak to wyglądało historycznie, to generalnie schyłek wieku osiemnastego, i wiek dziewiętnasty, tak jak już mówiłem wcześniej – bardziej deflacyjny okres.
Bimetalizm, czyli standard złota i srebra
Wszystko zaczęło się zmieniać w wieku dwudziestym, gdzie inflacja była już zdecydowanie wyższa, bo faktycznie wtedy już nie mieliśmy problemów deflacyjnych. Owszem, one były na początku dwudziestego wieku, ale przede wszystkim były problemem w drugą stronę, już inflacyjne.
Parytet srebra. Ja już wspomniałem tutaj o parytecie złota, ale był też parytet srebra. Mówi się bimetalizm. Czyli złoto, lub srebro. Otóż niektóre kraje, jak na przykład Francja, czy Rosja, czy Austria, korzystały nie z parytetu złota, a parytetu srebra. Generalnie ponieważ podaż srebra była wyższa, od wzrostu gospodarek, to tu częściej występowała inflacja. Była ona zwykle wyższa, niż w krajach, gdzie stosowano parytet złota, czy tak zwanego standardu złota.
Natomiast wynikiem stosowania standardu złota i srebra, była stabilność walut. To jest taki charakterystyczny symbol tamtych czasów, że w momencie, kiedy waluty nie można było wydrukować więcej, bo była ona ściśle powiązana ze złotem, lub ze srebrem, to wtedy te ceny były pod kontrolą. Co, dla jasności, nie zawsze oznaczało, że to było takie piękne w praktyce. Jeżeli chodzi o to, co się działo w takim życiu nie tylko ekonomicznym, ale też zwykłego człowieka. To nie zapobiegało na przykład powstawaniu takich negatywnych zjawisk, jak chociażby bezrobocie.
Przykładowo, wartość dolara, względem funta brytyjskiego, była niemal taka sama, przez okres między latami 1830, a momentem wybuchu pierwszej wojny światowej w roku 1914. Coś, co wydaje się bardzo wręcz ciężkie do wyobrażenia , że po niemalże stu latach, wyobraźcie sobie kurs waluty, względem innej waluty, jest praktycznie na niezmienionym poziomie.
Wiek XX — wiek ekstremów
Natomiast wiek dwudziesty, to jest totalne przeciwieństwo tego, co było widoczne w wieku dziewiętnastym. On był wyjątkowy pod wieloma względami. Nie tylko jeżeli chodzi o inflację. Jak spojrzymy na wiek dwudziesty, to był to wiek przełomowy. Zarazem w tym pozytywnym, jak i negatywnym znaczeniu. Mieliśmy niestety dwie okrutne wojny światowe, które były czymś strasznym. Oby nigdy więcej takie rzeczy nie miały miejsca. Natomiast obok tych wojen światowych, i obok tego całego okrucieństwa, również nastąpił ogromny rozwój nauki, techniki, i medycyny. Również wojny napędzały to w pewnym sensie. Ponieważ wynalezienie bomby atomowej, to z kolei pociągało to, że wiele innych sektorów nauki musiało się dobrze rozwijać. Co dało na przykład, chociażby początek ery informatyzacji, bo te obliczenia były potrzebne na przykład, przy wynalezieniu bomby atomowej. Mamy też erę lotnictwa. Mamy również takie zjawiska jak kolonizacja, i dekolonizacja trzeciego świata. Mamy powstanie, i upadek komunizmu.
Mamy też w wieku dwudziestym, niespotykaną skalę wzrostu standardu życia, jakości życia. Można powiedzieć, że to właśnie wiek dwudziesty, spowodował, że ludzkość w końcu naprawdę mogła żyć na godnym poziomie. Oczywiście wykluczając tutaj te okresy straszliwych wojen, gdzie miliony ludzi traciło życie, ale czysto ekonomicznie, i czysto tak technicznie, gospodarczo – ludzkość była w stanie zapewnić życie na niespotykanym dotychczas standardzie. Wysokim standardzie.
Również wiek dwudziesty, to ogromny przyrost ludności na świecie. Przykładowo, na początku roku 1900, na ziemi żyło 1,6 miliarda ludzi, a dziś mamy już prawie osiem miliardów ludzi. Ziemię zamieszkuje już prawie osiem miliardów ludzi. Konkretnie oczekuje się, że w roku 2023, pęknie granica ośmiu miliardów ludzi na ziemi, co jest ogromnym, ogromnym przyrostem.
Wiek XX, wiek inflacji
Wiek dwudziesty, to również wiek inflacji. Otóż nigdy w historii świata, świat nie był tak mocno dotknięty, tak mocno przeczołgany przez inflację, jak właśnie w wieku dwudziestym. Był to wiek absolutnie wyjątkowy. Inflacja dała się we znaki większości mieszkańców ziemi. Przykładowo, w Wielkiej Brytanii, w wieku dziewiętnastym, jak mówiłem – była wielka stabilizacja cen. Uśredniona inflacja, za cały dziewiętnasty wiek, to jest mniej więcej około 0,5% powyżej zera. Natomiast bardzo często była wręcz deflacja. Tak w wieku dwudziestym, w latach osiemdziesiątych, inflacja w Wielkiej Brytanii, sięgała już 26%.
Teraz zrobimy taki chronologiczny przeskok po różnych etapach inflacji, w dwudziestym wieku. Od początku dwudziestego wieku, przejdziemy przez różne etapy, w których inflacja miała różne formy. Różne również formy, jeżeli chodzi o jej nasilenie.
Lata 1900-1914 — standard złota
Pierwszy etap, to jest początek dwudziestego wieku, a więc lata do pierwszej wojny światowej. Czyli lata 1900-1914. Tutaj tak naprawdę sytuacja wciąż była bardzo podobna do tej jaka miała miejsce w wieku dziewiętnastym. Obowiązywał standard złota, i również srebra, więc ten tak zwany bimetalizm. Tutaj mieliśmy relatywną stabilność tych cen, i kursów walut. Także wiele krajów, dzięki temu, że zastosowało właśnie ten standard złota, to mogło dzięki temu cieszyć się stabilizacją, czy stabilnością tych cen. Z kolei te słabsze – jeżeli chodzi o ekonomię – kraje, stosowały standard srebra. Tam inflacja, jak już wspominałem, była nieco wyższa.
Lata 1914-1918 — I wojna światowa
Wszystko odmieniło się wraz z wybuchem pierwszej wojny światowej. Ponieważ jak każdy konflikt, jak każda wojna, to powoduje, że pojawia się zapotrzebowanie na gotówkę. Po to, żeby móc działania wojenne zasponsorować. Żeby móc pokryć nakłady finansowe, na prowadzenie działań wojennych. Faktycznie tak się stało, że rok 1914, to jest taki powiedzmy rok przełomowy. Nie tylko dlatego, że wybuchła pierwsza wojna światowa, ale dlatego, że też pojawiła się już duża niestabilność cen. Pojawiła się inflacja, i hiperinflacja. To była największa inflacja, od czasów napoleońskich. Czyli przed rokiem 1815.
Oczywiście kraje, które brały udział w wojnie, musiały tę wojnę jakoś tutaj pokryć finansowo. Jak najprościej było to zrobić? Drukując więcej pieniędzy. Trzeba było porzucić ten standard złota i srebra, i starać się nadrukować tyle pieniędzy, żeby wystarczyło na prowadzenie wojny. Oczywiście tak się przynajmniej politykom, na krótką metę wydaje, że to problem rozwiązuje. Jak było? Niestety, zwykle kończy się to tak samo. Czyli hiperinflacją, i inflacją.
Lata 1918-1939 — okres międzywojenny, hiperinflacja i… deflacja
W latach już powojennych, i w okresie międzywojennym – między latami 1918, do wybuchu drugiej wojny światowej, czyli roku 1939, mamy tutaj podział, można powiedzieć, na dwa takie obozy, jeżeli chodzi o kraje na świecie.
Mianowicie te kraje, które przegrały pierwszą wojnę światową, to one oczywiście doznały największej inflacji w historii w ogóle ludzkości. W szczególności mam tutaj na myśli Niemcy, o których za chwilę powiemy nieco więcej. Natomiast kraje, które zwyciężyły, które były krajami, które na pierwszej wojnie światowej, można powiedzieć, dorobiły się – jak Wielka Brytania, i Stany Zjednoczone – one z kolei, doświadczyły czegoś przeciwnego. Czyli deflacji.
Dla przykładu, jak deflacja w praktyce wygląda? Wybrałem w aplikacji System Trader, jak wyglądały realne stopy zwrotu na akcjach indeksu S&P 500. Dla jasności, wtedy jeszcze, w latach 1921-1934, dla którego tutaj zrobiłem to badanie, nie było jeszcze indeksu S&P 500, jako takiego, bo indeks S&P 500, czyli pięćset największych spółek amerykańskich – ten indeks został utworzony w marcu 1957 roku.
Natomiast już historycznie, Global Financial Data, stworzył na bazie pięciuset spółek notowanych już na giełdach w owym czasie – taki syntetyczny indeks S&P 500. To, co jest ciekawe, to, że między rokiem 1921, a 1935, średnia roczna stopa zwrotu, taka geometryczna, to było 7,3%, ale po uwzględnieniu inflacji, stopa zwrotu była większa. Okazuje się, że po uwzględnieniu inflacji, średnio rocznie można było zarobić 10%.
Oczywiście to wydaje się absurdalne. Zwykle po uwzględnieniu inflacji, wynik jest gorszy. Natomiast to jest właśnie okres największej deflacji, w Stanach Zjednoczonych. Pomimo, że pomiędzy rokiem 1921, a rokiem 1935, mieliśmy ogromny krach. W szczególności, w roku 1929, gdzie rynek amerykański, jeżeli chodzi o giełdy, spadł ponad osiemdziesiąt procent, to pomimo takiego ogromnego spadku, w latach 1921-1935, stopa zwrotu była pozytywna, i to powyżej tego, co mówi taki naturalny odruch, że po uwzględnieniu inflacji, stopa zwrotu była po prostu jeszcze większa, niż przed uwzględnieniem inflacji. Dlatego, że była deflacja.
A jakie były przyczyny inflacji w międzywojniu? Otóż nowo powstałe państwa, takie jak Polska i Węgry, nie mogły ściągać wystarczających podatków. Problem starano się zadrukować. Oczywiście to były nowe kraje, gdzie społeczeństwa nie były wystarczająco zamożne, żeby móc sprostać wymogom podatkowym., obowiązkom podatkowym. Dlatego też starano się ten problem zadrukować. Wynik, jak zawsze, jest na końcu ten sam. Czyli powstaje inflacja.
Z kolei Niemcy, miały taki problem, że jako przegrani z pierwszej wojny światowej, musieli na przykład płacić odszkodowania wojenne. To wprowadziło ich również w ogromne problemy inflacyjne, wręcz hiperinflacyjne. To nie był jedyny kraj, który miał ten sam problem, ponieważ wiele krajów, które przegrały pierwszą wojnę światową, musiało obsługiwać zadłużenia z okresu wojny. Wojna niestety wiązała się z tym, że trzeba było zainwestować bardzo dużo w te działania wojenne. Często zadłużając się, później był problem ze spłatą, czy obsługą tego zadłużenia. To również powodowało inflację.
Można powiedzieć, że jak my dziś płaczemy nad tym, że jest siedmioprocentowa inflacja w Polsce, to wyobraźcie sobie, że w roku 1916, jeden dolar amerykański w Polsce, kosztował 5,3 marek polskich. Wówczas jeszcze nie było polskiego złotego. Były jeszcze marki polskie. W roku 1916, za jednego dolara trzeba było zapłacić ponad pięć marek polskich. Już w roku 1924, ten sam dolar amerykański, kosztował ponad dziewięć milionów marek polskich. To jest ogromny przyrost.
Lata 1939-1949 — II wojna światowa i lata powojenne
I niestety, pomimo, że międzywojnie nie było spokojne, jeżeli chodzi o te napięcia inflacyjne, i nie tylko inflacyjne, to ciężko było to ustabilizować, bo rok 1939, to jest niestety początek drugiej wojny światowej. Zresztą te problemy inflacyjne, również były dużym przyczynkiem do tego, żeby w ogóle doszło do drugiej wojny światowej. Między innymi tutaj to, co działo się w Niemczech, dało paliwo polityczne wielu skrajnym politykom. Nie będę tutaj wchodził w szczegóły. Oczywiście każdy wie, kim był Adolf Hitler. Natomiast niestety, rok 1939, wybuch drugiej wojny światowej, a więc ciężko tak naprawdę o stabilizację. Jeżeli chodzi o taką stabilizację gospodarczą. Paradoksalnie, świeża pamięć inflacji z poprzednich lat, sprawiła, że takie państwa jak Niemcy, miały te ceny pod kontrolą. To jest w ogóle paradoks, że Niemcy, w czasie drugiej wojny światowej, miały większą kontrolę nad cenami, niż w okresie przedwojennym.
Bynajmniej Polska nie była najmocniej doświadczona inflacją w tym okresie międzywojennym. Na przykład takie kraje, jak Rosja i Niemcy, miały te poziomy inflacji, i hiperinflacji, na zdecydowanie wyższych poziomach. Dla przykładu, w Niemczech, litr mleka w roku 1914, kosztował jedną markę, a w roku 1924, kosztował już jeden trylion marek. Czyli dla jasności – trylion, to jest milion milionów marek. O tyle wzrosły ceny, między rokiem 1914, a 1924, w Niemczech. To była absolutnie totalna katastrofa.
Zresztą, znów nie chcę wchodzić głęboko w temat, bo też nie jestem tutaj ekspertem, ale wręcz mówi się, że dla Niemców, nie było innego wyjścia, niż rozpocząć wojnę, żeby ten „cud”, w cudzysłowie gospodarczy, o którym mówili politycy w Niemczech, faktycznie nie okazał się, tak naprawdę mocno naciągany. Natomiast problem jest taki, jaki też zawsze jest w przypadku wojen. Są wygrani, i przegrani. Te państwa, które przegrały wojnę, w nich niestety, po drugiej wojnie światowe, wybuchła znów hiperinflacja. Dlatego, żeby jakoś ten temat, ten problem, zaadresować, bo pierwsza połowa dwudziestego wieku, to jest ogromna katastrofa. Zwłaszcza dla Europy, ale i tak naprawdę dla świata. W szczególności dla Europy. Jedna, i druga wojna światowa, spowodowały, że straty w ludziach, straty w gospodarce, to było coś niespotykanego w dziejach ludzkości.
Lata 1949-1970: Bretton Woods, standard dolara i umiarkowana inflacja
Dlatego też, w roku 1944, miała miejsce konferencja w Bretton Woods. Tam utworzono, tak zwany standard dolara. Po to, żeby między innymi ustabilizować problem z inflacją. Faktycznie udało się to zrobić. Przynajmniej na nieco ponad dwadzieścia lat. W latach 1949, czyli właśnie od tego Bretton Woods, do początku lat siedemdziesiątych, można powiedzieć, że to był okres względnej stabilności na rynkach walutowych. Tak jak wspomniałem, dolar zaczął pełnić rolę waluty rezerwowej. Była to taka podobna rola do złota w wieku dziewiętnastym. Tyle, że w wieku dwudziestym, zamiast standardu złota, mieliśmy standard dolara.
Dolar z kolei sam w sobie, był powiązany ze złotem. Za jedną uncję złota, płacono wtedy trzydzieści pięć dolarów. Ten dolar był wymienialny na to złoto. Inne waluty, były powiązane z dolarem, co miało właśnie zapewnić stabilność cen, i to, żeby nie pojawiała się na świecie inflacja. Problem w tym, że Stany Zjednoczone, miały też w tym wszystkim swoje biznesy do upieczenia. Oni na przykład bardzo bali się powtórki tego, co działo się w latach dwudziestych, trzydziestych. Czyli scenariusz, w którym było bardzo wysokie bezrobocie. Gdzie z kolei była deflacja. Dlatego preferowali w swojej polityce, taką umiarkowaną inflację.
To był, można powiedzieć, też problem w tej sytuacji, w której dolar pełnił funkcję waluty rezerwowej. O ile w dziewiętnastym wieku, inflacji nie było, ponieważ system finansowy był powiązany ze złotem, i wzrost podaży złota był zwykle niższy, niż podaży dóbr, to powiązanie innych walut z dolarem, było już o tyle trudniejsze, bo same Stany Zjednoczone, nie panowały nad stabilnością dolara.
Dla przykładu, od Bretton Woods, w roku 1949, do początku lat siedemdziesiątych, ceny w Stanach Zjednoczonych, ponieważ inne waluty były z dolarem powiązane, wzrosły dwukrotnie. Stany Zjednoczone, w pewnym momencie też potrzebowały więcej pieniędzy, i jak zwykle ta sama historia, na działania wojenne. W końcu stwierdzili, że muszą dodrukować dolara, i zawiesiły wymienialność dolara na złoto. Tym samym Bretton Woods, po prostu przestał istnieć.
Lata 1971-1979: płynne kursy walut, OPEC i bardzo zmienna inflacja
Mamy lata siedemdziesiąte, dwudziestego wieku. Tu już mamy płynne kursy walut, a więc już nie było powiązania innych walut z dolarem. I również mieliśmy bardzo ciężką sytuację na rynku paliw. Były tak zwane szoki paliwowe. Czyli jeżeli chodzi o ropę naftową. Zerwanie powiązania walut z dolarem, oczywiście uruchomiło lawinę negatywnych zdarzeń. W efekcie których, pomimo, że nie było wojen takich ogólnoświatowych, były powiedzmy względnie spokojne czasy. Oczywiście mówię względnie, dlatego, że były regiony, gdzie oczywiście działania wojenne były prowadzone, ale nie była to wojna na skalę światową. Pomimo, że były czasy względnego pokoju, to wiele krajów na świecie, było niestety mocno dotkniętych wysoką inflacją.
Także lata siedemdziesiąte, to były czasy mocno inflacyjne. Rządy starały się jakoś temu zapobiegać, i stwierdziły, że będą skupowały walutę, w nadziei na to, że unikną może chociażby bezrobocia. Niestety to wcale nie zadziałało, bo wybuchł kolejny szok paliwowy. W latach siedemdziesiątych bezrobocie jeszcze mocniej podskoczyło. Gospodarki zamiast się rozwijać, to tak naprawdę się zwijały, kurczyły się. Inflacja cały czas, tak naprawdę postępowała.
W krajach rozwiniętych, jak Stany Zjednoczone chociażby, czy Wielka Brytania, inflacja w skali roku potrafiła być dwucyfrowa. W krajach miej rozwiniętych, jeżeli chodzi o gospodarkę, inflacja miała nawet odczyty trzycyfrowe. Zrobiłem eksperyment w aplikacji System Trader, żeby sprawdzić, jak różne klasy aktywów, zachowywały się podczas wysokiej inflacji w latach siedemdziesiątych, i początku lat osiemdziesiątych. Dla przykładu, indeks towarowy S&P Goldman Sachs Commodity Index (GSCI), w latach 1973, do końca roku 1985, średnio rocznie zarabiał 12,5%. Po uwzględnieniu inflacji, niespełna 3%.
Dla porównania, obligacje inflacyjne, TIPS, w Stanach Zjednoczonych generowały mniejszą stopę zwrotu, niż indeks towarowy, bo te obligacje, generowały stopę zwrotu, po inflacji, realną, niespełna 0,5% w skali roku. Czyli niemalże sześć razy niższa stopa zwrotu była na obligacjach, które miały chronić przez inflacją, verus to, co dawały towary.
Dla jasności, tak naprawdę w latach siedemdziesiątych, jeszcze nie było w ogóle inflacyjnych obligacji w Stanach Zjednoczonych, więc to jest tylko i wyłącznie hipotetyczne założenie. Dlatego, że po prostu nie można było zainwestować w takie obligacje. Generalnie można powiedzieć, że jeżeli ktoś zainwestowałby w koszyk towarów, to inflacja była pokonana przez taki koszyk towarów, ponieważ można na tym było jeszcze zarobić niespełna 3%, powyżej inflacji, średnio, rocznie.
Z kolei złoto, to jest coś, co mocno rozpala wyobraźnię wielu inwestorów. Faktycznie w tym szoku inflacyjnym, w latach siedemdziesiątych, i początku lat osiemdziesiątych, złoto było faktycznie złote. Pozwalało zarabiać najwięcej. Średnio, roczna stopa zwrotu na złocie, za lata 1973, do końca roku 1981, wynosiła ponad 23%, a po uwzględnieniu inflacji, wciąż było to 12,9%. Także złoto faktycznie było zwycięskie, jeżeli chodzi o klasy aktywów.
Natomiast jeżeli chodzi o rynek akcji, to w tym czasie, w którym rynek towarowy był w stanie wygenerować pozytywną stopę zwrotu, niestety S&P 500, czyli pięćset największych spółek amerykańskich, w latach 1973, do końca roku 1981 –tutaj, pomimo, że nominalnie akcje zarabiały średnio 5% rocznie, to po uwzględnieniu inflacji, wysokiej inflacji, strata wynosiła niemalże 3,9%, w skali roku.
Lata 1980-2000 — większa niezależność banków centralnych i spadek inflacji w większości krajów
Lata osiemdziesiąte, i właściwie kolejne dwie dekady, do początku dwudziestego pierwszego wieku, to jest okres, w którym można mówić o większej niezależności, banków centralnych, i o unormowaniu się cen, spadku inflacji. W roku 1979, szefem Banku Centralnego w Stanach Zjednoczonych FED-u, został Paul Volcker. Był on człowiekiem, który miał na celu, za wszelką cenę zwalczyć inflację. Powiedział nawet, że zrobi to kosztem nawet wyższego bezrobocia. Faktycznie, w latach osiemdziesiątych, i dziewięćdziesiątych, inflacja już była pod kontrolą. Również na świecie spadła inflacja.
Chociaż były kraje, które były wyjątkowe, można powiedzieć, bo tam z kolei zakończył się komunizm. Między innymi, takim krajem była Polska. Niestety, u schyłku lat osiemdziesiątych, i dziewięćdziesiątych, w tych krajach postkomunistycznych, wybuchła ogromna inflacja. O ile, w Polsce, pod koniec lat siedemdziesiątych, i na początku lat osiemdziesiątych, inflacja była wysoka, bo w pewnym momencie, nawet stu procent w skali roku sięgała, to było to wciąż niewiele, w porównaniu do tego, co się wydarzyło pod koniec lat osiemdziesiątych, i na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy w szczytowym momencie, inflacja sięgała więcej, niż 5%, w skali roku.
To jest coś, co jest wręcz niewyobrażalne. Ja byłem dzieckiem, więc tego dokładnie nie pamiętam. Natomiast wyobraźcie sobie, jeżeli my dzisiaj mówimy, że 7%, w skali roku, to jest dużo, i przebieramy nogami, co dla jasności – ja też rozumiem, że to powoduje pewien niepokój, bo nie wiemy, co będzie dalej. Natomiast wyobraźcie sobie, co dopiero musieli czuć ludzie, w sytuacji, w której wszystko, czy prawie wszystko drożało, w skali roku, o ponad 500%.
Na szczęście, w Polsce, inflację udało się szybko zdusić. Na końcu lat dziewięćdziesiątych, i na początku dwudziestego pierwszego wieku, faktycznie inflacja już była pod kontrolą, i tak też jest do dzisiaj.
Szwajcaria, inny świat
A teraz powiemy o Szwajcarii, która jest bardzo wyjątkowym krajem, jeżeli chodzi o inflację, i o gospodarkę. Ponieważ, o ile większość krajów, w dwudziestym wieku, większość gospodarek, i większość walut, ucierpiała, tak wyjątkiem od reguły, był frank szwajcarski. Dla przykładu, w roku 1900, jeden dolar kosztował pięć franków szwajcarskich. W roku 2000, za tego samego dolara, wystarczyło wysupłać już 1,6 franków. Widać, że praktycznie ponad trzykrotnie, frank szwajcarski, umocnił się względem dolara amerykańskiego. Co jest absolutnie unikatowe.
Faktycznie frank szwajcarski, w dwudziestym wieku, pokazał swoją siłę. Dla jasności, to nie oznacza, że w takim razie trzeba kupić franki, i jak najwięcej tych franków. Im więcej tym lepiej, i trzymać je w materacu. Dlatego, że siła nabywcza franka w czasie, również traciła. Dla przykładu, w roku 1960, jakbyśmy mieli sto franków, i trzymali je do dziś, to dziś te franki mają już wartość mniej więcej cztery razy mniejszą. Nawet frank szwajcarski, na przestrzeni tych sześćdziesięciu lat, utracił swoją wartość mniej więcej cztery razy.
Natomiast oczywiście frank szwajcarski wygląda bardzo mocno, jeżeli przyrównamy go do waluty, jak dolar amerykański. Jeżeli chodzi o inflację, to inflacja w Szwajcarii była przez cały dwudziesty wiek, pod kontrolą. Ja co prawda na tym obrazku, który pokazuję, mam wyniki od lat sześćdziesiątych, więc za ostatnie sześćdziesiąt lat. Tutaj widać, że owszem, w latach siedemdziesiątych, inflacja była nieco większa, ale dla jasności, wciąż to nie były jakoś niesamowicie wysokie odczyty. Inflacja nigdy nie przekroczyła dziesięciu procent w Szwajcarii. Im dalej w las, lata osiemdziesiąte, dziewięćdziesiąte, dwutysięczne, tym inflacja była wręcz coraz niższa. Od kryzysu w roku 2008, pojawiły się odczyty deflacyjne w Szwajcarii. Waluta szwajcarska jest najmocniejszą walutą na świecie.
Warto powiedzieć, z czego się to wzięło. Otóż Szwajcaria, jako państwo, bardzo mocno zwracała uwagę na inflację. Wręcz płacąc za to cenę deflacyjną. Szwajcarski Bank Narodowy, jest o tyle wyjątkowym Bankiem Centralnym, że jest on naprawdę absolutnie niezależny od rządu. To właśnie dzięki temu, Szwajcaria może, i mogła pełnić rolę centrum finansowego. Dzięki temu, Szwajcaria była w stanie też utrzymać silną walutę. Poza tym, Szwajcaria, to jest też dość ciekawy kraj. Jest to niewielki kraj, ale jest to kraj federacyjny, więc nie ma takiej centralizacji, gdzie na przykład politycy, mogą powiedzieć, że teraz to będziemy drukować franka na potęgę, żeby spełnić jakieś tam socjalne oczekiwania mieszkańców, obywateli. Żeby przygotować kiełbasę wyborczą, która będzie powodowała, że kraj będzie się zadłużał.
Dzięki temu, to również miało wpływ na to, że nie było tych czynników, bodźców powodujących inflację. Poza tym, Szwajcaria, pomimo, że jest w Europie, tak naprawdę nie była naznaczona skutkami pierwszej, i drugiej wojny światowej. Co również pozwoliło uniknąć tego, że Szwajcaria nie musiała się zadłużać na to, żeby prowadzić działania wojenne. Szwajcaria też ma bardzo specyficzną charakterystykę, jeżeli chodzi o otwartość gospodarczą. Jest to kraj, który jest w czołówce krajów, w których łatwo, i warto prowadzić biznesy. Ta wolność gospodarcza jest na wysokim poziomie. Dzięki temu, że też nigdy nie było deficytu w budżecie, na cele takie czysto socjalne, społeczne. Te wszystkie czynniki razem zebrane, spowodowały, że waluta szwajcarska jest najmocniejszą walutą na świecie.
Zresztą podobnie to wygląda jeśli chodzi o Singapur. Niektórzy mówią, że jest to taka azjatycka odmiana Szwajcarii. Można zadać pytanie, dlaczego w takim razie Niemcy nie pełnią takiej roli, jak Szwajcaria. Wydaje się, że to też jest kraj, który ma bardzo mocną gospodarkę. Bardzo miał mocny Bank Centralny. Oczywiście historia Niemiec w dwudziestym wieku, była bardzo burzliwa. Pierwsza wojna światowa, przegrana. Tutaj pojawiła się w jej następstwie, ogromna hiperinflacja, w latach dwudziestych, dwudziestego wieku. Później sromotna klęska w drugiej wojnie światowej, i dewastacja kraju, i gospodarki. To spowodowało, że w ogóle pierwsza połowa dwudziestego wieku, dla Niemiec była wręcz stracona.
Natomiast po drugiej wojnie światowej, Niemcy zreformowały walutę, i wszystkie aktywa przeliczono wtedy z marki tak zwanej Rzeszy, raisemark, do marki niemieckiej, deutschmark. Tutaj, w stosunku 10:1, co spowodowało oczywiście też utratę wartości wielu aktywów. Natomiast generalnie można przyjąć, że od drugiej wojny światowej, aż do momentu przyjęcia euro, w roku 2002, waluta niemiecka faktycznie była bardzo stabilna. Marka niemiecka była bardzo stabilna. Natomiast Niemcy nie poszły śladami Szwajcarii. Przyjęli euro, i jest to kraj o innej charakterystyce, niż Szwajcaria. Poszli zupełnie inną drogą, więc gdyby ktoś pytał, dlaczego nie Niemcy, tylko Szwajcaria, to przede wszystkim dlatego, że pierwsza połowa dwudziestego wieku, dla Niemiec, to był katastrofalny okres.
Mówiąc o Szwajcarii, myślę, że mamy taki ciekawy paradoks. Otóż czasami politykom wydaje się, że jak są problemy, to wystarczy te problemy zadrukować, zrobić więcej pieniędzy, i będzie fajnie. Czyli przede wszystkim mieć kontrolę nad Bankiem Centralnym. Tymczasem prawda jest taka, że paradoks walki z inflacją jest taki, że im mniejszą rząd ma kontrolę nad polityką monetarną, im mniejszą ma rząd kontrolę nad Bankiem Centralnym, tym lepiej. Otóż państwa powinny polegać na niezależnych Bankach Centralnych, których rolą jest właśnie walka z inflacją.
Jeżeli jest kraj, który tego nie rozumie, czy politycy, którzy tego nie rozumieją, to oni niestety będą co rusz wywoływać inflację. Dobrym przykładem jest Turcja, która ma problemy inflacyjne. Chociażby z tego względu, że ekscentryzm Banku Centralnego – jest to bank bardzo mocno kontrolowany politycznie – powoduje, że waluta turecka, cały czas, od kilku lat, traci. Gdyby w Turcji przykładowo, politycy poszli po rozum do głowy, i nie kontrolowali by tak już Banku Centralnego, i pozwoliliby Bankowi Centralnemu, wykonać swoją pracę, czyli właśnie kontroli inflacji, walki z tą inflacją, to faktycznie by to lepiej wpływało na wartość liry tureckiej. Niestety politycy cały czas grzebią, że tak powiem kolokwialnie, przy Banku Centralnym, i wynik jest taki, jak widzimy. Zresztą jeszcze do Turcji wrócimy.
Jeżeli chodzi o wiek dwudziesty, to mniej więcej tak wygląda historia wieku dwudziestego, w kontekście inflacji. Natomiast zrobimy teraz takie małe podsumowanie, i kilka wniosków. Jak już mówiłem, inflacja faktycznie w dwudziestym wieku, była najdotkliwsza w historii ludzkości. Nie było nigdy wcześniej, w historii ludzkości, takiego wieku, gdzie inflacja dałaby się ludziom tak mocno we znaki. Paradoksalnie, pomimo, że wiek dwudziesty, był naznaczony właśnie tą inflacją, był naznaczony takimi kataklizmami, jak pierwsza, i druga wojna światowa, to zarazem w dwudziestym wieku właśnie, standard życia ludzkości, również podniósł się najmocniej.
Dlaczego wysoka inflacja jest poważnym zagrożeniem dla społeczeństwa
Natomiast myślę, że takim przesłaniem tego odcinka, do którego chyba nie trzeba nikogo przekonywać, jest to, że inflacja jest ogromnym zagrożeniem. Nie tylko dla społeczeństwa, ale również jest ogromnym zagrożeniem dla inwestorów. Jeżeli ktoś inwestuje już na tych rynkach. Dla jasności, jak ktoś w ogóle nie inwestuje na rynkach, dlatego, że boi się ryzyka, boi się na przykład inflacji, boi się tego, żeby nie ponieść straty, to właśnie niestety w okresach inflacyjnych, takie osoby muszą się godzić z tym, że będą tracić bardzo mocno. Dlatego, że jeżeli będziemy trzymać gotówkę w aktywach, które nie są w stanie walczyć z inflacją, na przykład będziemy trzymać gotówkę na lokacie w banku. Nie daj Boże, w postaci gotówki pod przysłowiowym materacem, to niestety, w czasie inflacji, taki kapitał będzie zżerany przez inflację.
Dlaczego inflacja jest groźna? Oczywiście problem z inflacją jest taki, że ona na początku działa troszkę tak, jak podgrzewanie wody, w której jest żaba. Ona tak powoli zaczyna działać, że nie wszyscy od razu są w stanie się zorientować, że coś się dzieje. I od razu nawet nie starają się na to zareagować. Jeżeli mamy krachy giełdowe, i od razu jest mocne rąbnięcie, że tak powiem, na rynkach finansowych, to o tym wszyscy mówią, krzyczą. Widzimy, że było minus pięć, minus dziesięć procent w ciągu jednego dnia. To jest bardzo widoczne. Jeżeli ktoś miał na rachunku sto tysięcy złotych, giełda spadła o dziesięć procent, to ma dziewięćdziesiąt tysięcy. Natomiast inflacja zwykle, aż tak szybka nie jest. Nawet hiperinflacja.
To powoduje, że to usypia nieco czujność obywateli, i czujność inwestorów. Dla jasności, jak ktoś mówi, że jego zupełnie nie interesuje nawet to, jak poruszają się wyceny akcji, które ma w portfelu, nawet w okresie inflacyjnym, dlatego, że ma wypłacane dywidendy, to niestety historycznie, według opracowań Global Financial Data, okazuje się, że dywidendy, również miały problem w podążaniu za inflacją. Czyli to nie jest tak, że nieważne jest to, że źle się dzieje na rynku akcji, ale my mamy wypłacone dywidendy, i będziemy z nich ładnie żyć, nawet jeżeli jest inflacja. Może się niestety okazać, i okazywało się tak już historycznie, że te dywidendy, nie były w stanie nadążać za inflacją. Czyli my realnie, mimo wszystko, wciąż mamy mniejsze te kupony dywidendowe. Nawet jeżeli my mówimy, że jest przyrost dywidendy, z roku na rok, o x procent, to tak naprawdę, jeżeli na to się nakładało historycznie inflację, to niestety często wychodziło, że tak naprawdę te dywidendy były z roku na rok mniejsze, ponieważ również były zżerane przez inflację.
Inflacja jest też groźna dlatego, że z definicji, ona powoduje podnoszenie się cen aktywów. Na przykład nieruchomości, ale również akcji. Może się okazać, że mamy po prostu inflację na rynku akcji, co być może też widzieliśmy w ostatnich latach. Chociażby w Stanach Zjednoczonych, i nie tylko. To może czasami powodować takie poczucie sztucznego bogactwa. Ludzie mogą na przykład zadłużać się mocniej, bo na przykład pieniądz jest tańszy. Później wraz z odejściem inflacji, ci sami ludzie mogą bankrutować, bo nie będą w stanie obsługiwać tych zadłużeń. To z kolei spowalnia gospodarkę.
Przykład takiej spirali, mieliśmy w latach trzydziestych, w Stanach Zjednoczonych. Również na przełomie lat osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych, w Japonii. Inflacja też powoduje niepokój społeczny. To widać nawet już teraz w Polsce, przy siedmiu procentach. Co jest oczywiście zrozumiałe, bo ten niepokój jest z wielu perspektyw. Po pierwsze, po stronie konsumentów, bo jak oni idą do sklepu, i widzą, że coś jest cały czas droższe, to powoduje to w nich niepokój. Również producentów, bo jest walka o ustalenie rzeczywistych cen. Konkurencja między producentami, również jest trudniejsza, bo nie wiadomo jak cenę w pewnym momencie ustalić, żeby nie wyjść na tym jak Zabłocki na mydle, a zarazem, żeby ten biznes się spinał, i żeby można było ten produkt sprzedać.
Szybujące ceny, powodują też zaburzenie w systemach podatkowych. Przykładowo, zwykle jest tak, że system nie nadąża również za inflacją. Łatwo na przykład stać się milionerem. Czyli ludzie, którzy nie dość, że są dotknięci inflacją, to nagle okazuje się, że w świetle prawa, stają się milionerami, i wpadają na przykład w wyższe progi podatkowe. To jest generalnie problem, że z kolei nie dość, że ten system nie nadąża za tą inflacją, to zmiany systemowe, też generują dodatkowe koszty. To wszystko powoduje, że te problemy inflacyjne nawarstwiają się, kumulują się, i cała sytuacja się tylko pogarsza.
Inflacja jest też o tyle ciekawa, że można obserwować transfer pieniędzy od kredytodawców, do kredytobiorców. Czyli jak ktoś powiedział, że fajnie jest, bo mogę się zadłużyć, bo jest inflacja, i inflacja mi spłaci przynajmniej część mojego zadłużenia, jest to prawdą do pewnego momentu. Natomiast do momentu, w którym inflacja się nie zakończy. To, że ktoś widzi, że pieniądz jest tani, i jest inflacja, powoduje dalsze zaburzenia, i nakręcanie się inflacji. Zaburzenia, jeżeli chodzi o wycenę aktywów. To w efekcie też powoduje spowolnienie gospodarcze. Jeżeli nagle pewne aktywa robią się zbyt drogie, to po prostu ma to wpływ na rozwój gospodarczy.
Inwestowanie w dobie inflacji
Dla przykładu, jak rynek akcji działał jako taki hedge, jako takie zabezpieczenie przed inflacją. Tutaj powołuję się na dane właśnie Global Financial Data. Jak to wyglądało w wieku dwudziestym, w różnych krajach? Może zaczniemy na poziomie globalnym.
Można przyjąć, że jeżeli ktoś ma globalny koszyk akcji w portfelu, to takie akcje są w stanie jak najbardziej ochronić, czy przynajmniej historycznie tak było, ochronić nasz kapitał przed inflacją. Realnie, w pierwszej połowie dwudziestego wieku, światowy, globalny rynek akcji, był w stanie zarobić 2,8%, średnio rocznie, powyżej inflacji, a w drugiej połowie dwudziestego wieku, zdecydowanie więcej, bo 8,5%. Z kolei były też takie kraje, gdzie wcale ten kapitał nie był chroniony przez inwestycje na rynku akcji. Takimi krajami były na przykład Niemcy, Włochy, czy Japonia. W szczególności Japonia, w pierwszej połowie dwudziestego wieku. Średnia roczna stopa zwrotu, po uwzględnieniu inflacji, była ponad minus jedenaście procent. Także to była katastrofa.
Z kolei później Japonia odchyliła się w drugą stronę. W drugiej połowie dwudziestego wieku. W latach 1949, do 1999 roku, japońskie akcje, średnio rocznie, po inflacji, zarabiały ponad osiemnaście procent. Oczywiście to jest problem, czy my chcemy się dywersyfikować tylko w ramach jednego kraju? Czy globalnie? Jeżeli ktoś jest inwestorem pasywnym, to zdecydowanie powinien robić to globalnie. Z kolei jak spojrzymy na rynek akcji, w dłuższej perspektywie czasowej, nie tylko przez pryzmat dwudziestego wieku, tylko nawet sięgając do końca osiemnastego wieku, przez cały wiek dziewiętnasty, i dwudziesty, to okazuje się, że w różnych okresach, ale generalnie te akcje powyżej inflacji, zarabiały w przedziale 4,5%, do nawet ponad 7%, w skali roku. Większym problemem dla inwestorów były obligacje, bo bywały okresy, gdzie obligacje po prostu realnie przynosiły inwestorom straty.
Ja już wielokrotnie na swoim blogu, i w wielu różnych materiałach, wspominałem o tym, że obligacje, to jest bardzo trudny temat, bo my przez ostatnie dziesiątki lat, a nawet w Polsce, przez ostatnie dziesięć, dwadzieścia lat, jeżeli ktoś ma taki staż inwestycyjny, nie widział problemu polegającego na tym, że obligacje skarbowe, mogą generować realnie w portfelu stratę. Tak się niestety składa, że historycznie, na przykład w Stanach Zjednoczonych, cały okres pomiędzy latami czterdziestymi, a początkiem lat osiemdziesiątych, to był okres, w którym obligacje realnie generowały stratę. Warto się nad tym pochylić.
Nawet jeżeli kupujemy dziś – nie chcę tu wchodzić za głęboko w temat – obligacje skarbowe, indeksowane inflacją, to jeżeli kupimy te obligacje dziś, przy obecnych odczytach inflacyjnych, to one niestety, jeżeli inflacja w kolejnych latach, nie będzie spadać, albo wręcz będzie jeszcze się podnosić, to niestety może się okazać, że te obligacje również nie ochronią tego kapitału. Oczywiście można zadać pytanie, czy jest jakiś lepszy instrument, jeżeli chodzi o instrument typu obligacja, to ciężko jest o lepszy instrument w tym momencie, w Polsce, niż te indeksowane inflacją.
Natomiast to nie jest tak, że jeżeli ktoś dziś kupi taką indeksowaną inflacją obligację, to że obligacja będzie w stanie absolutnie w każdej sytuacji, chronić ten kapitał przed inflacją, i nie stracimy na tym ani grosza. Niestety może się tak zdarzyć, jeżeli ktoś dzisiaj kupi taką obligację, i inflacja faktycznie spadnie w najbliższych latach, ale niestety może się zdarzyć taki scenariusz, że te obligacje nie uchronią. To wynika chociażby z tego, że w pierwszym roku, te obligacje nie wypłacają takiego kuponu, który jest powiązany z inflacją. Tylko wypłacają ustalony kupon, na poziomie na przykład 1,5%, a dopiero od drugiego roku, jest powiązany ten kupon z inflacją. Wtedy dopiero jest ochrona inflacyjna. Niestety przez pierwszy rok, nasz kapitał jest zżerany przez inflację.
Teraz weźmiemy na tapet rynek amerykański. Lata 1900-2020. Rynek amerykański był bardzo szczęśliwym rynkiem, jeżeli chodzi o rynek akcji, bo za ten okres, średnio roczna stopa zwrotu, wynosiła niemalże dziesięć procent, a po uwzględnieniu inflacji, ponad 6%. Konkretnie 6,5%. Oczywiście to jest tylko i wyłącznie historia, i to jest niestety tylko i wyłącznie rynek amerykański. Natomiast tak było, ale jeszcze do tego tematu wrócę za chwilę, mówiąc o różnych strategiach inwestycyjnych.
Jak chronić się przed inflacją?
To jak chronić się przed tą inflacją? Widzimy, że historycznie, świetnym zabezpieczeniem jest, był przynajmniej, rynek akcji. Co jest też w pewnym sensie zrozumiałe. Jeżeli mamy spółki, które działają w realnej gospodarce, i tu jest wzrost cen, jest inflacja, to te spółki również muszą podnosić ceny produktów, usług, które dostarczają, produkują. To oczywiście powoduje, że mamy to zabezpieczenie, jak gdyby wbudowane w te spółki.
Natomiast należy być gotowym na niższe stopy zwrotu w okresach presji inflacyjnej. Przypomnę, że w latach siedemdziesiątych, rynek amerykański, realnie wygenerował mimo wszystko straty. Obligacje mogą być jeszcze bardziej problematyczne, bo tak naprawdę miały już historycznie, bardzo długie okresy, gdzie zawodziły. To były okresy liczone w dekadach, w Stanach Zjednoczonych. Oczywiście ja nie wiem, jak będzie wyglądała przyszłość. Nie wiem, jak będzie to wyglądało jeszcze w Polsce. Natomiast szczególnie, jeżeli chodzi o te obligacje, które nie są powiązane z inflacją, to trzeba być bardzo ostrożnym. W szczególności, jeżeli mamy takie obligacje długoterminowe. One są bardzo wrażliwe na inflację, czy na zmiany stóp procentowych.
Towary z kolei, jeżeli ktoś jest zainteresowany inwestycjami w towary, to poza tym, że inwestowanie w towary, samo w sobie nie jest też takie proste, bo mamy jeszcze takie zjawiska, jak contango. Nie będę już o tym teraz mówił. To mamy też sytuację taką, że owszem, jeżeli kupimy to w formie ETF-a nawet, to koszt utrzymania takiej pozycji, może być całkiem wysoki. Natomiast faktycznie, historycznie, bardzo dobrze towary odpowiadały na inflację. Na przykład w latach siedemdziesiątych, towary zachowywały się lepiej, niż akcje.
Jaką przyjąć strategię inwestycyjną? Dużo się mówi o inwestowaniu takim „buy and hold”. Czyli pasywnym podejściu, gdzie kupujemy, i zapominamy o wszystkim. Na pewno taka strategia świetnie sprawdzała się w Stanach Zjednoczonych, w dwudziestym wieku. Jak widzieliśmy, rynek amerykański, jeżeli chodzi o rynek akcji, rósł jak na drożdżach. Oczywiście miał swoje gorsze okresy, ale w długim okresie, naprawdę nie było bata, żeby na tym stracić.
To wynika niestety z kilku powodów. Po pierwsze, w dwudziestym wieku, mimo wszystko, w Stanach Zjednoczonych mieliśmy dość relatywnie stabilne otoczenie polityczne, i ekonomiczne. Stany Zjednoczone nie były bezpośrednio, tak jak Europa, dotknięte ani pierwszą, ani drugą wojną światową. Dla przykładu chociażby. Natomiast jeżeli my chcielibyśmy robić taki „buy and hold”, na poziomie na przykład akcji tylko w Polsce, to trzeba być dużo bardziej ostrożnym, bo pokazywałem przykłady krajów, jak Niemcy, jak Japonia, jak Włochy, gdzie faktycznie przez dekady, rynek akcji generował realnie straty.
Teraz jest pytanie: „No dobrze, to może w takim razie kupimy globalny koszyk akcji?” Zdecydowanie jest to dobry ruch. Jest to krok w dobrą stronę. Warto zrobić coś takiego, żeby odciąć się od ryzyka skupionego na jednym kraju, na jednym regionie. Mieć ekspozycję na cały rynek akcji, na całym świecie, globalnie. Natomiast to może oczywiście oznaczać mniejszą stopę zwrotu. Ja wiem, że mogą się pojawić głosy w takim razie, że jestem jakimś heretykiem, bo rynek jest ciężko pobić. Natomiast ja, mimo wszystko, i to jest tylko i wyłącznie moja opinia, ale też ja generalnie staram się we własnych inwestycjach podchodzić do tematu bardzo mocno metodycznie.
Osobiście, bardzo lubię stosować market timing, ale nie na zasadzie, na której będę starał się przewidywać, co na tych rynkach się będzie działo, ale na zasadzie, że staram się reagować na to, co się dzieje na tym rynku. Czyli na przykład Momentum. Mówiąc krótko, jeżeli rynek akcji rośnie, to ja na tym rynku jestem. Jeżeli rynek akcji spada, to ja ten rynek opuszczam. To jest cała filozofia, w dużym skrócie.
Co powinien począć taki inwestor z Polski? Jeżeli kupimy takie globalne akcje, to oczywiście nie będziemy mieć tam waluty polskiej. Będzie tam waluta polska, ale w śladowej ilości. Na globalny rynku akcji, polski rynek akcji stanowi zaledwie około 0,1%, a nawet mniej. Będzie tam bardzo niewiele złotówki. Dla kogoś może to być problem. Otóż w długim okresie, taki koszyk akcji, ale zdywersyfikowany koszyk akcji, zabezpiecza nas przed inflacją, i zabezpiecza nas też przed tymi problemami z lokalną walutą. Natomiast to oczywiście w długim okresie. Czyli w krótkim okresie może się okazać, że jak na przykład mamy w portfelu, aż 50% dolara, to jest normalne w portfelu globalnym dziś, bo Stany Zjednoczone mają ponad pięćdziesięcioprocentowy udział w koszyku akcji. To oczywiście mogą być wahania dolara. Raz ten dolar będzie kosztował trzy i pół złotego. W innym przypadku cztery złote. Będą te wahania. Natomiast to nie będzie taka sytuacja, że nagle, z miesiąca na miesiąc, dolar upadnie, i to na przykład złotówka będzie główną walutą na świecie.
Jeżeli działamy jako inwestorzy, z takiego kraju wręcz peryferyjnego, jak Polska, jeżeli chodzi o rynki finansowe, to warto zabezpieczać się również przed tymi problemami inflacyjnymi, właśnie poprzez ekspozycję na globalny rynek akcji, i globalne waluty. Nieco inaczej sytuacja wygląda z obligacjami zagranicznymi. Jeżeli my kupimy, jako inwestorzy z Polski, takie obligacje zagraniczne, to one nie będą nam stabilizowały portfela, a po to się głównie kupuje obligacje. Jeżeli chodzi o przeliczenie takiego portfela do naszej lokalnej waluty – jeżeli my kupimy takie obligacje amerykańskie, to one same w sobie nie będą jakoś mocno zmienne, ale kurs waluty dolara, może być bardzo zmienny względem złotówki. To może spowodować, że w tym portfelu zamiast spokoju, będziemy mieć jeszcze więcej fluktuacji, jeszcze więcej zmienności. Nie jest to zbyt szczęśliwy pomysł, żeby przeważać takie obligacje w portfelu zagranicznym, jeżeli jesteśmy inwestorem z Polski. Oczywiście można mieć tam 10-20%, ale już powyżej 20%, a już na pewno powyżej 30%, robi się to temat dyskusyjny, jeżeli byśmy chcieli włożyć na przykład 50%, czy więcej takich zagranicznych obligacji do portfela.
Natomiast tu musimy sobie też odpowiedzieć jeszcze na jedno pytanie, jaki jest nasz cel, jako inwestora? Czy chcemy ochronić nasz kapitał, nawet jeżeli jesteśmy inwestorem z Polski, w odniesieniu do głównych walut, na przykład do dolara, czy do euro. Czy też przede wszystkim nas interesuje stabilizacja względem naszej lokalnej waluty. Polskiego złotego. Jeżeli to drugie, czyli przede wszystkim nas interesuje stabilizacja do polskiego złotego, to oczywiście obligacje, które są obligacjami na przykład polskimi, będą tę rolę wypełniać. Oczywiście realnie, nawet w Polsce, mogą generować stratę. A co gorsza, również jeżeli polski złoty będzie się osłabiał, to również będzie to dodatkowo powodowało dziurę w naszym portfelu, jeżeli przeliczymy go na przykład do dolara.
Jest to spory dylemat. Nie ma żadnych złotych rozwiązań, że trzeba powiedzieć , że na pewno polskie obligacje są super, i na pewno nas przed wszystkim uchronią. Jak spogląda się niestety na historię inflacji na świecie, to niestety różne kraje popadały w różne problemy ze swoimi walutami. Polska, to nie jest mimo wszystko Szwajcaria, jeżeli chodzi o swoją walutę. Na pewno Bank Centralny w Polsce, to nie jest taki Bank Centralny, jak w Szwajcarii. Z tej perspektywy, osobiście wolę mieć nieco większą zmienność. Owszem, dla jasności, ja teraz nawet nie mieszkam w Polsce, ale mimo wszystko zamierzam do Polski wrócić, i też buduję portfel w Polsce już chociażby na IKE i IGZE. To mimo wszystko, osobiście, zwłaszcza będąc człowiekiem, który ma do emerytury dwadzieścia, trzydzieści, być może więcej lat. To osobiście wolę mimo wszystko mieć więcej zmienności w tym portfelu, ale też większą szansę na to, że uchronię swój kapitał przede wszystkim w odniesieniu do głównych walut, czyli do takich walut, jak euro, czy dolar.
Ta zmienność, w odniesieniu do polskiego złotego, mnie osobiście mniej interesuje. Z drugiej strony, jeżeli ktoś już jest na przykład w wieku emerytalnym, czy przed wiekiem emerytalnym, to oczywiście jego interesuje to, żeby mieć stabilny kupon odsetkowy, na przykład wypłacany przez polskie obligacje, czy przez polskie akcje. Wtedy faktycznie trzeba mieć w tym portfelu więcej tych złotówek, żebyśmy w sytuacji, gdzie ten kurs na przykład dolara, z czterech złotych, spada na trzy złote. Nie dotykał nas bezpośrednio w ten sposób, że musimy nagle wypłacać o dwadzieścia, trzydzieści procent mniejsze uposażenie, tytułem prywatnej emerytury. Dlatego, że kurs waluty, po prostu jest na naszą niekorzyść.
Bank centralny sterowany politycznie, czyli przepis na porażkę
Teraz pokażę taki dość ekstremalny przykład, jak mieszanie polityki monetarnej, polityki banków centralnych, z polityką nie bankową, tylko po prostu to, że politycy wchodzą do Banków Centralnych, i chcą mieć wpływ na to, jak te banki centralne działają, kończy się w praktyce. Otóż akcje tureckie, od roku 2006, do 2021, do listopada – czyli w momencie,kiedy nagrywam ten materiał – średnio rocznie rosły +10%. Całkiem przyzwoicie. Problem w tym, że jeżeli te akcje tureckie, ten wynik, przeliczymy z liry tureckiej, na dolara, to okazuje się, że średnio, roczna stopa zwrotu od roku 2006, zamiast +10%, wynosi -3,2%.
Niestety tak to wygląda w praktyce. Jak mówię o tym, że akcje chronią nasz kapitał przed inflacją, i przed zawieruchami walutowymi, w długim okresie, to ma to oczywiście sens, ale w momencie, kiedy ten portfel jest bardzo mocno zdywersyfikowany. I nie mamy sytuacji, że ten nasz portfel zagraniczny, tak naprawdę jest przykładowo zdominowany przez akcje tureckie. Wtedy, gdybyśmy nie mieli zabezpieczenia do liry tureckiej, to by się okazało, że pomimo, że nominalnie, w lokalnej walucie tureckiej, w lirze tureckiej, nasz portfel zarabiał całkiem przyzwoicie, to niestety jak to przeliczymy do dolara, to wychodzi nam realnie strata, i to całkiem poważna.
Co nas czeka w przyszłości?
Spróbujmy teraz odpowiedzieć, co nas czeka w przyszłości? Krótka odpowiedź jest taka – nikt tego nie wie. Ja też tego nie wiem. Chciałbym wiedzieć, ale niestety tego nie wiem. Oczywiście zawsze będą kraje, które będą ulegały pokusom inflacyjnym, bo politycy są ludźmi, i politycy lubią czasami chodzić na skróty. Jak będą widzieć, że krótkoterminowo, do ich potrzeb, tu i teraz, jakiś problem uda się zadrukować – pomimo, że nawet wiedzą, że długoterminowo będzie to przynosiło opłakane skutki, to niestety będą zawsze tacy politycy, którzy będą tym pokusom ulegać.
Trzeba też przyjąć do wiadomości pozytywny scenariusz, polegający na tym, że mimo wszystko, w wieku dwudziestym, wiele krajów uczyło się na błędach, jakie popełniały, jeżeli chodzi o inflację. Przykładowo Niemcy są takim krajem, który w pierwszej połowie dwudziestego wieku, był bardzo mocno dotknięty problemami inflacyjnymi, wręcz hiperinflacją. Niemcy, które w drugiej już połowie dwudziestego wieku, po reformie, miały bardzo silny Bank Centralny, i bardzo stabilną walutę. Oczywiście dziś Niemcy są w strefie euro, więc już nie prowadzą samodzielnej polityki monetarnej, ale jak widać da się.
Natomiast takim negatywnym przykładem jest Turcja, która po prostu cały czas de facto niszczy swoją walutę, i powoduje, że przez to, że politycy mocno wkraczają w kompetencje Banku Centralnego, to niestety lira turecka na tym traci. Rozwiązanie jest proste. Przynajmniej w teorii. Chodzi o to, żebyśmy mieli niezależne banki centralne. To zdecydowanie pokazuje dwudziesty wiek. Po drugiej wojnie światowej, widać, że w Stanach Zjednoczonych, w Szwajcarii, i w Niemczech, faktycznie mocne banki centralne, „robiły robotę”, mówiąc kolokwialnie.
To, co jest też ciekawe, jeżeli chodzi o dwudziesty wiek, to, to, że w dwudziestym wieku mieliśmy wysyp wielu nowych walut. W Europie, to już w ogóle. Każdy kraj miał swoją walutę. Natomiast w wieku dwudziestym pierwszym, widzimy odwrotny trend. Tych walut jest coraz mniej. Z kolei w Europie nastąpił taki trend, że wprowadzenie euro, spowodowało, że wiele walut, w cudzysłowie, zostało „skasowanych”.
Co nas czeka? Ciekawa jest dyskusja odnośni standardu złota. Otóż mówi się często o tym, jak to standard złota, – to, o czym ja też mówiłem w tym materialne – w wieku dziewiętnastym, stabilizował ceny, i powodował, że nie było problemów inflacyjnych. Były inne problemy. Było na przykład bezrobocie. Czy my wrócimy kiedyś do standardu złota? Ja ekspertem nie jestem, natomiast według najmądrzejszych ludzi, których gdzieś tam czytuję, okazuje się, że tak naprawdę nie powinniśmy liczyć na to, że wrócimy kiedykolwiek do standardu złota.
Zresztą w dwudziestym pierwszym wieku, to złoto już nie jest tym złotem, które było w dziewiętnastym wieku. Możemy wyobrazić wręcz, że wraz z podbojem kosmosu, na przykład to złoto, nie będzie mogło pełnić roli, z tego powodu, że będzie można to złoto sprowadzać, chociażby z kosmosu. Mówiąc zupełnie wprost. To wtedy będzie powodowało, że podaż tego złota, będzie na innym poziomie, niż w wieku dziewiętnastym. Rola tego i powiązania złota z walutą, już nie będzie mogła być spełniana w ten sam sposób.
Z drugiej strony, mówi się coraz więcej o różnych super walutach. Taką super walutą jest euro. W znaczeniu takim, że jest to waluta wspólna, dla wielu krajów. Być może ten trend będzie się utrzymywał. Tego też nie wiem. Natomiast są takie głosy, które mówią, że wraz z globalizacją, wraz z tym, że świat po prostu jest coraz bardziej globalny, taki twór miałby sens, żeby uniknąć po prostu problemów inflacyjnych, jakie mieliśmy w przeszłości.
Oczywiście zdaję sprawę, że są tutaj różne głosy co do tego, więc ja nawet nie chcę się w to zagłębiać. Dla mnie jest ważne to, żeby w każdym przypadku, jeżeli my inwestujemy swoje pieniądze, to owszem, możemy zastanawiać się nad tym, co nas czeka, ale przede wszystkim musimy mieć konkretną strategię na podorędziu, którą realizujemy. To jest dla mnie kluczowe, żebyśmy zamiast starać się przewidywać, co się wydarzy, to żebyśmy po prostu reagowali na to, co się dzieje teraz. To, co się stanie w przyszłości, to i tak zaskoczy większość największych ekspertów.
Zakończenie
Z mojej strony to wszystko na dziś. Zrobił się całkiem długi odcinek.
Gorąco zapraszam do komentowania, bo jeżeli będziecie komentować, jeżeli będę widział, że to, co robię, ma sens, jeżeli to będzie dobrze przyjęte, jeżeli też będziecie mogli wyrazić swoją opinię na przykład na iTunes, czy w komentarzach na YouTube, to, to z kolei będzie powodowało, że sens w robieniu tego, co robię, czy pełnieniu misji edukacyjnej, będzie większy. Z góry Wam bardzo dziękuję za wsparcie w tej formie.
Z mojej strony to wszystko. Serdecznie pozdrawiam, do usłyszenia. Bye, bye!
Podobał Ci się artykuł?
Jeśli chcesz, żebym Cię poinformował mailem, gdy pojawią się nowe artykuły, zapisz się poniżej. 🙂