#044: Czy warto inwestować z pomocą robo-doradcy? – moja subiektywna ocena
Tematyka tak zwanych robo-doradców pojawiła się już u mnie w podcaście, przy okazji wywiadu z Michałem Maninem z firmy Finax, która to wprowadziła takie rozwiązanie na rynku w Polsce. Obiecałem wówczas, że podzielę się swoimi doświadczeniami i przemyśleniami w tym zakresie w niedalekiej przyszłości — przedstawię niejako moją subiektywną ocenę tego typu rozwiązania.
Ponieważ wiele osób szuka swojego sposobu na budowanie kapitału, dziś postaram się odpowiedzieć dla kogo skorzystanie z usługi robo-doradcy może mieć sens, a dla kogo nie. Bez owijania w bawełnę i malowania trawy na zielono. Jest to materiał skierowany przede wszystkim do osób mniej zaawansowanych, czy wręcz początkujących, jeśli idzie o samodzielne inwestowanie pieniędzy na rynkach kapitałowych.
Usługi tego typu bardzo prężnie rozwijają się na świecie, i coraz częściej będą kierowane do klientów w Polsce – warto wiedzieć o co chodzi, by w świadomy i mądry sposób podejmować ewentualne decyzje inwestycyjne. Dlatego też pokazuję w praktyce jak wygląda inwestowanie z robo-doradcą na swoim przykładzie.
UWAGA Nie jest to materiał sponsorowany, nawet jeśli podaję nazwy konkretnych rozwiązań, czy usług. Rzetelność i uczciwość przekazu jest dla mnie najważniejsza.
W tym odcinku
- Co to jest usługa określana jako robo-doradca
- Dlaczego powstała taka usługa
- Co jest lepsze: robo-doradca czy fundusz inwestycyjny?
- Zalety i wady robo-doradców
- Kto powinien się zainteresować skorzystaniem z usługi robo-doradcy
Przydatne linki
- 🔊 ST 039: Michał Manin, czyli na czym polega inwestowanie z pomocą robo-doradcy?
- 📖 ETF jako instrument do inwestowania na rynku obligacji — jak to działa i czy warto się tym zainteresować?
- 📖 ETF jako instrument do inwestowania na rynku obligacji — jak to działa i czy warto się tym zainteresować?
- 🔊 ST 031: Dlaczego inwestowanie jest proste, ale nie jest łatwe?
Robo-doradca w praktyce — mój przykładowy portfel
Co prawda nie jestem docelową grupą dla rozwiązania pokroju robo-doradca, co szerzej tłumaczę w niniejszym odcinku podcastu, założyłem konto w Finax, by zaprezentować na realnym przykładzie działanie takiego typu serwisu. Wpłaciłem symboliczną kwotę w wysokości 1000 EUR (wpłaty można dokonywać też w PLN), by ponownie w czasie móc odświeżyć temat posiłkując się rzeczywistym przykładem. Więcej informacji o usłudze Finax znajdziesz też w moim wywiadzie z Michałem.
Wybieramy skład portfela dla naszej inwestycji
Zaczynając przygodę z tego typu usługami, na początku musimy zdecydować się na konstrukcję portfela, jaka nas interesuje. Możemy to zrobić zupełnie samodzielnie, ustalając procentową wagę obligacji i akcji w portfelu, lub odpowiadając na serię pytań typu: cel inwestycji, horyzont inwestycyjny czy stosunek do ryzyka. W przypadku Finax możemy to uczynić bez potrzeby tworzenia nawet konta.
W przypadku Finax nasz wybór co do klas aktywów jest ograniczony do akcji i obligacji. Nie mamy wpływu też na to, co wchodzi w zakres tych klas aktywów (w tym przypadku jakie konkretnie ETF akcyjne czy obligacyjne są kupowane na giełdzie papierów wartościowych). Nie postrzegam tego jako wady, ponieważ z założenia osoby korzystającego z tego rozwiązania najpewniej i tak nie byłyby wstanie lepiej dobrać składu części akcyjnej czy obligacyjnej. Chociaż osobiście lubię znać takie detale. 🙂
Osobiście zdecydowałem się wybrać samodzielnie skład portfela w proporcjach 70% obligacje, 30% akcje (UWAGA: zmieniłem ten portfel na 80% akcje, 20% obligacje po spadkach w marcu 2020 związanych z COVID-19). Proszę jednak nie traktuj tego jako wyznacznik czegokolwiek — zrobiłem tak, ponieważ moim podstawowym założeniem stojącym za tym przykładowym portfelem jest praktyczna demonstracja działania robo-doradcy. Jedyna porada jakiej mogę udzielić, to aby w każdym przypadku, bez względu na Twoje preferencje odnośnie ryzyka, w portfelu znajdowały się akcje i obligacje. Jeśli szukamy maksymalnej stopy zwrotu, nie decydujmy się na 100% akcji. I odwrotnie — jeśli boimy się ryzyka, nie decydujmy się na 100% obligacji — to nie jest optymalne rozwiązanie (mówiąc wprost — matematycznie).
Do tematu wrócę jeszcze w przyszłości, natomiast w obu przypadkach, nawet nikła dywersyfikacja jest pomocna zarówno pod względem osiąganej stopy zwrotu jak i ryzyka (obsunięcia kapitału).
Robo-doradca wkracza do akcji
Z końcem października 2019 przelałem 1000 EUR do Finax, a 14 listopada zostały one zainwestowane na rynku.
Widać zaletę tego typu rozwiązań — możliwość inwestowania ułamkowych części jednostek ETF (kolumna Ilość sztuk), co jest pomocne zwłaszcza przy mniejszych kwotowo portfelach (czy dopłatach do portfela). Jedna jednostka ETF na rynku może kosztować nawet kilkaset USD czy EUR.
Wyniki
Po około 8 tygodniach od momentu zainwestowania na rynku mojego 1000 EUR, portfel z początkiem stycznia 2020 prezentuje się następująco.
Nie jest to wyznacznik czegokolwiek, ponieważ w tak krótkim okresie czasu wynik jest mocno losowy. Pamiętajmy — usługi robo-doradcy są stworzone do inwestycji długoterminowych, liczonych najlepiej w dekadach.
W czasie wycena portfela podlegała zmianom, ponieważ ETF wchodzące w jego skład są na bieżąco wyceniane przez rynek. Nie zalecam jednak częstego sprawdzania tego, bo w niczym to nie pomoże, a może niepotrzebnie generować negatywne emocje (lub nadmierne podniecenie). Nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że wystarczy tu zaglądnąć nawet raz do roku. Nie bez powodu najlepsze wyniki na rachunkach brokerskich mają klienci, którzy… już nie żyją. 🙂 Po prostu nie gmerają na swoich rachunkach, czując się lepszymi od Buffetta.
Jeśli ktoś chce wiedzieć, co jest „pod maską” jego wehikułu inwestycyjnego, może to sprawdzić. Po rozwinięciu danej grupy (np. EUR obligacje korporacyjne), zobaczymy konkretne nazwy ETF.
Na koniec jeszcze ciekawostka — pomimo, że wybrałem portfel w proporcjach 70% obligacje, 30% akcje, z czasem zostaje ona w naturalny sposób zaburzona. Przykładowo, jeśli akcje będą drożeć szybciej niż obligacje, to może dojść do sytuacji jak na grafice poniżej — akcje stanowią u mnie obecnie 31%, a nie 30%, zaś obligacje 69%, a nie 70%. Finax co jakiś czas wkracza do akcji przeprowadzając tak zwany rebalancing, aby wagi portfela przywrócić do wymaganych proporcji.
Niestety, rebalancing w praktyce może mieć znaczące znaczenie na końcowy wynik inwestycji i niestety Finax nie mówi wprost jak strategia rebalancingu jest przeprowadzana, poza ogólnikami. Wiem, że dla większości może to być abstrakcyjna rozkmina, natomiast warto pamiętać, że w perspektywie lat (dekad) takie kwestie robią różnice, o czym również będę pisał w niedalekiej przyszłości.
Zaproszenie do dyskusji
Serdecznie zapraszam Cię do komentowania i zadawania pytań, bezpośrednio na tej stronie poniżej, lub na mojej stronie na Facebook’u lub moim profilu Twitter’owym.
Alternatywnie możesz zadać pytanie głosowe, nagrywając się na SpeakPipe. Pamiętaj tylko, że masz 90 sekund na nagranie 🙂
Bardzo zależy mi na Twoim głosie, za który już teraz z góry bardzo dziękuję 🙂
Co to jest robo-doradca?
Jakiś czas temu nagrałem już odcinek poświęcony tej tematyce. Przeprowadziłem wtedy wywiad z Michałem Maninem z firmy Finax, czyli firmy, która wprowadziła takie rozwiązanie m.in. dla mieszkańców Polski. Obiecałem też wówczas, że przedstawię za jakiś czas swoją subiektywną ocenę tego typu narzędzia, instrumentu, żeby łatwiej było wam podjąć decyzję i zrozumieć, komu takie narzędzie może być pomocne, do kogo jest skierowane, czy i kiedy warto się tym zainteresować, a kiedy nie warto poświęcać temu tematowi za wiele czasu.
Na początku ponownie zdefiniujmy pojęcie „robo-doradca”. Na dzień dobry jest problem, bo robo-doradca nie ma jednoznacznej definicji. Jest to przede wszystkim slogan marketingowy, który jednak coraz częściej występuje w świecie finansów, dlatego też warto, żebyśmy wiedzieli, o czym mowa. Tym bardziej, że różni eksperci na rynku finansowym czy osoby, które przewidują, jakie będą ruchy na rynkach finansowych (w sensie narzędzi, różnych trendów, nie kursów akcji czy innych instrumentów), twierdzą odnośnie usług robo-doradców, że ten sektor czeka bardzo duży i bujny rozwój. Dlatego też najpewniej nie uciekniemy od hasła „robo-doradca”, a więc dobrze wiedzieć, co za nim się kryje.
Jest to poniekąd pokłosie tego, co miało miejsce w 2008-2009 roku w USA i na świecie. Mam tu na myśli kryzys finansowy, kiedy to odnotowano całkiem spory spadek zaufania w społeczeństwie, jeżeli chodzi o tak zwanych „żywych” doradców inwestycyjnych. Wielu tych doradców nadszarpnęło wtedy zaufanie obywateli, bo sprzedawali im różne, nieraz toksyczne wręcz produkty. Żeby nieco móc odbudować swoje „biznesy”, firmy wymyśliły właśnie pojęcie „robo-doradcy”, czyli doradcy, ale nie w postaci żywej osoby, tylko elektronicznego, wirtualnego, komputerowego.
Tak naprawdę określenie „robo-doradca” (ang. robo-advisor) daje dość szerokie pole do interpretacji przez różne firmy. Najczęściej jednak, jeżeli mówimy o robo-doradcy, to powinniśmy mieć na myśli usługę, która zwykle jest dostępna w Internecie. Jest to forma platformy internetowej, gdzie na bazie naszych preferencji, jako klienta takiej usługi, odnośnie takich rzeczy jak ryzyko, okres trwania inwestycji, jaką zamierzamy zrealizować przy pomocy takiej usługi, system – doradca podpowiada nam, co powinno się znajdować w naszym portfelu, jak nasz portfel powinien zostać skonstruowany. Mówiąc inaczej: zamiast pytać doradcy – żywej osoby o to, co mamy zrobić ze swoimi pieniędzmi, bo chcemy je zainwestować na najbliższe 20 lat, to robimy to przy pomocą robo-doradcy, czyli odpowiednio napisanego oprogramowania, które zwykle jest dostępne w Internecie.
Zamiast pytać doradcy – żywej osoby o to, co mamy zrobić ze swoimi pieniędzmi, bo chcemy je zainwestować na najbliższe 20 lat, to robimy to przy pomocą robo-doradcy, czyli odpowiednio napisanego oprogramowania
Kiedy mówimy o robo-doradcach, to mamy na myśli tzw. inwestowanie pasywne, czyli oparte głównie na niskokosztowych funduszach ETF (chociaż mogą w jego skład wchodzić inne instrumenty). Nie oznacza to, że robo-doradcy zawsze muszą inwestować nasze pieniądze tylko i wyłącznie w sposób pasywny, czyli taki, który nie stara się pobijać tego rynku, tylko naśladować ten rynek, płynąć z tym rynkiem. Klienci mogą również kupować usługi robo-doradców, którzy realizują bardziej przemyślane strategie inwestycyjne, aktywne strategie inwestycyjne, którzy mają już w planach przynajmniej pobijanie tych rynków.
To, co jest cechą wyróżniającą robo-doradców jest to, że cały ten proces odbywa się automatycznie. Możemy sobie wyobrazić np. strategię z zakresu tzw. tactical asset allocation (TAA), czyli taktycznej alokacji aktywów w naszym portfelu, która jest strategią zmieniającą skład portfela w odpowiedzi na to, co się dzieje na rynku, albo ustala na sztywno określone wagi portfela by spełnić założenia np. co do ryzyka.
Najczęściej, przynajmniej obecnie, robo-doradca stwierdza na bazie naszych odpowiedzi, co w naszym portfelu powinno się znajdować. Może np. powiedzieć, że przy naszym profilu ryzyka i okresie, przez jaki chcemy inwestować nasze pieniądze, powinniśmy w naszym portfelu posiadać np. 70 proc. akcji, 30 proc. obligacji. Gdy potwierdzimy wybór takiej zawartości portfela, to wtedy przelewamy nasze pieniądze takiemu robo-doradcy i reszta już dzieje się z automatu. Mówiąc krótko: najpierw system nas „przepytuje” w postaci pytań na ekranie komputera i następnie na bazie naszych odpowiedzi robo-doradca lokuje odpowiednio nasze środki na rynkach kapitałowych. I to właściwie tyle, na tym właśnie to polega. Nie musimy później sami niczego kupować, sprzedawać, bo robi to za nas nasz robo-doradca.
Robot — to proste!
Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na słowo „robot” czy „robo”, które znajduje się w terminie „ robo-doradca”. Ono może wzbudzać pewne negatywne skojarzenia, szczególnie u osób, które są nietechniczne, albo nie mają większego pojęcia o rynkach finansowych. Zwykle my jako ludzie bardziej ufamy innym ludziom, niż jakimś bezdusznym maszynom. Widać, że firmy, które udostępniają usługi w postaci robo-doradców, pozycjonują się jako coś, co jest supernowe, lepsze i stwarzają wrażenie, że za tym wszystkim tak naprawdę stoi jakaś wykwintna, sztuczna inteligencja.
Tak naprawdę robo-doradca to zazwyczaj bardzo proste rozwiązanie, gdzie najważniejszą rzeczą, jaka dzieje się na początku, jest wypełnienie kwestionariusza przez potencjalnego klienta, aby móc dobrać mu odpowiedni profil inwestycyjny. Reszta dzieje się niejako automatyczne, przynajmniej z punktu widzenia użytkownika.
To, czy ETF-y (lub inne instrumenty) są kupione przez wyimaginowanego robota czy komputer, czy po prostu jakiś człowiek fizycznie składa zlecenia kupna, sprzedaży tych ETF-ów, to jest z naszej perspektywy mało ważne. Oczywiście powinniśmy mieć świadomość tego, na czym polega obrana przez nas strategia inwestycyjna, natomiast mniej istotne jest dla nas, w jaki sposób jest ona realizowana od strony czysto technicznej. Może się okazać, że tak naprawdę z tyłu nie ma żadnego robota, wyimaginowanego algorytmu, tylko po prostu na bazie odpowiedzi, których udzieliliśmy w systemie, elementy do naszego portfela są kupowane w odpowiednich wagach.
Mówię o tym, ponieważ nie chciałbym, żeby u tych bardziej zaawansowanych użytkowników powstało takie wrażenie, że, mówiąc o robo-doradcach, mam na myśli m.in. automatyczne strategie handlowe, tradingowe, inwestycyjne, które sami sobie gdzieś implementujemy, a potem uruchamiamy je na komputerze i on w naszym imieniu kupuje, sprzedaje i realizuje taką strategię na rynku. To absolutnie nie ma z tym nic wspólnego. Owszem, w przypadku robo-doradcy również może się to w podobny sposób odbywać, ale tutaj nie o to chodzi. Jeżeli chodzi o strategię taką czysto automatyczną, jaką my sami realizujemy, to my robimy wszystko od początku do końca, i to my jesteśmy odpowiedzialni za wszystko. Tu natomiast mówimy o osobie, która jest zaawansowana i po prostu wie, o co w tym chodzi. Robo-doradca jest z kolei skierowany do osoby zupełnie początkującej, która być może zupełnie nie ma pojęcia, nic nie wie o rynkach finansowych.
Robo-doradca jest skierowany do osoby zupełnie początkującej, która być może zupełnie nie ma pojęcia, nic nie wie o rynkach finansowych
Jeżeli chodzi o wstęp do robo-doradców, to myślę, że tyle informacji już nam powinno wystarczyć, każdy powinien już mniej więcej wiedzieć, o co chodzi z tymi robo-doradcami. A jeżeli ktoś byłby bardziej zainteresowany, to gdzie może się coś więcej na ten temat dowiedzieć? Przede wszystkim w Internecie – w końcu są to robo-doradcy, którzy działają przecież w postaci serwisów internetowych.
Gdzie znajdę robo-doradców?
Jeżeli chodzi o Polskę, to ten sektor jest jeszcze mocno raczkujący, gdyby go porównać np. do USA, gdzie te usługi są już bardzo mocno rozpowszechnione. Polecam np. mój wywiad z Michałem Maninem z firmy Finax, bo jest to po prostu żywy przykład takiego rozwiązania, który jest dostępny po polsku dla polskiego klienta. A jeśli ktoś chce wyjść poza Polskę i zobaczyć, jak to jest zrealizowane np. w USA, to wtedy można próbować uderzać do takich firm jak Fidelity, Blackrock, Charles Schwab, Vanguard. Jak ostatnio czytałem, od tego czy zeszłego roku Goldman Sachs, bardzo znany bank inwestycyjny, również zamierza wprowadzić taką usługę dla swoich klientów.
Czemu powstały usługi robo-doradców?
A dlaczego w ogóle stworzono taką usługę jak robo-doradca? Powiedziałem już o tym na samym wstępie, że wielki kryzys w 2008-2009 roku nadszarpnął bardzo mocno zaufanie do doradców inwestycyjnych, ponieważ na bazie ich rekomendacji klienci zakupywali – powiedzmy wprost – „zatrute” aktywa, które potem generowały straty, a nie zyski. Poniekąd z powodów marketingowych, żeby zamazać ten zły obraz, te firmy zaproponowały m.in. rozwiązanie w postaci robo-doradcy.
Tak, naprawdę, jeśli chodzi o powody, dla których powstała taka usługa jak robo-doradca, temat jest znacznie szerszy. Jednym z takich znaczących powodów jest to, że fundusze inwestycyjne, fundusze aktywnie zarządzane przez „żywe” osoby po prostu uzyskują słabe wyniki. To nie dlatego, żeby tam pracowali idioci, bo pracuje tam bardzo dużo bardzo inteligentnych i dobrze znających rynki ludzi. Problem tej branży polega jednak przede wszystkim na tym, i to nie tylko w Polsce, chociaż tu jest on jeszcze większy niż w bardziej cywilizowanym świecie (nie żebym coś miał do Polski, jest bardzo cywilizowanym krajem, mimo naszego utyskiwania), że np. na rynku amerykańskim, jeśli chodzi o kulturę rynków finansowych, kapitałowych, tam są większe, dłuższe tradycje. To nie znaczy, że wszystko tam jest lepsze, niż mamy u siebie, ale jeżeli chodzi o inwestowanie, to tam jest większa tradycja, świadomość w społeczeństwie, chociaż też nie jest wszystko idealne, jak czasami nam się wydaje z perspektywy Polski.
Do czego zmierzam? Te fundusze kasują za swoje usługi dużą kasę. Przykładowo: w Polsce maksymalna opłata ma wynieść docelowo gdzieś około 2 proc. Są fundusze, które kasują obecnie ponad 3 proc. od zarządzanego kapitału, czyli jeżeli powierzamy takiemu funduszowi do zarządzania 100 tys. zł, to po roku, gdyby tam się nic nie zmieniło pod względem wartości tego portfela, to my i tak te 3 proc., te 3 tys. zł stracimy, bo tyle kosztuje rokrocznie zarządzanie takim portfelem.
W perspektywie lat ma to bardzo, bardzo duży, negatywny niestety wpływ na końcowy wynik naszej inwestycji. Dlatego też takim funduszom bardzo ciężko przychodzi pobijanie rynku, czyli generowanie lepszych stóp zwrotu, niż to, co daje szeroki rynek. Np. gdybyśmy sobie kupili cały rynek bez wybierania poszczególnych spółek do portfela, tylko kupili wszystko jak leci, cały koszyk akcji z WIG20, to się okazuje, że wiele funduszy ma problem z tym, żeby chociaż taki wynik dowieźć do końca. Mówiąc krótko: to, że te fundusze są bardzo drogie, bo pobierają pieniądze za zarządzanie naszymi pieniędzmi, powoduje, że uzyskują wyniki poniżej średniej rynkowej.
Nie ma sensu płacić komuś w funduszu inwestycyjnym aktywnie zarządzanym za dostarczanie przeciętnych lub wręcz poniżej przeciętnych wyników inwestycyjnych.
Tak naprawdę nie chodzi tu o to, żebym przedstawiał swoją negatywną wizję funduszy inwestycyjnych, bo jest to tylko i wyłącznie całe zło, ale moim zdaniem nie ma sensu – i tak powinna to chyba pojmować większość racjonalnych ludzi – płacić za coś, co jest przeciętne. Jeżeli mogę sobie dziś kupić bez problemu cały rynek poprzez fundusz ETF i mam pewność, że ten wynik będzie taki jak rynek, który ten ETF odwzorowuje, to po kiego grzyba mam płacić ogromne pieniądze za zarządzanie, mając tak naprawdę w portfelu wynik nie lepszy, a być może jeszcze gorszy? Nie ma to najmniejszego sensu.
Jeżeli więc mamy komuś płacić za zarządzanie własnymi pieniędzmi, to owszem, za dobrą pracę należy się dobra płaca, ale to muszą być naprawdę porządne wyniki. Może podam taki ekstremalny przykład faceta, który jest ikoną, jeżeli chodzi o rynek inwestycyjny na świecie – Jima Simonsa. Było o nim ostatnio głośno, ponieważ powstała jego biografia. On kasuje rokrocznie 5 proc. kapitału, czyli jeżeli ktoś przyniósłby do niego 100 mln dolarów do zarządzania, to on na dzień dobry bierze 5 mln za zarządzanie kapitałem. Dodatkowo pobiera 44 proc. od wypracowanego zysku. Brzmi to jak jakiś totalny kosmos, bo to jest znacznie więcej, niż pobiera w Polsce przeciętny fundusz inwestycyjny. Ale ten facet działa tak, że nawet po odcięciu tych wszystkich opłat po drodze, to, co zostaje klientowi w portfelu, wciąż znacznie przewyższa średnią rynkową. Dlatego też w tym przypadku takie opłaty mają uzasadnienie.
Jeżeli więc mamy komuś płacić za zarządzanie własnymi pieniędzmi, to owszem, za dobrą pracę należy się dobra płaca, ale to muszą być naprawdę porządne wyniki
Konkludując: właśnie z tego powodu, że fundusze aktywnie zarządzane często nie dowożą takich wyników, jakie powinny dowozić, pobijając rynek, bo za to im w końcu płacimy, na rynku pojawia się nisza dla innych produktów. I tę właśnie niszę wykorzystują robo-doradcy, którzy zwykle kosztują znacznie mniej niż fundusze aktywnie zarządzane.
Innym powodem, dla którego powstała taka usługa jak robo-doradca, jest to, że nie każdy chce lub nie każdy potrafi inwestować samodzielnie. I to nawet z pomocą prostych wydawałoby się ETF-ów, gdzie wystarczy w najprostszej konfiguracji kupić np. 2-3 ETF-y do portfela i zapomnieć o tym albo sprawdzać to – nie wiem – raz do roku. Nie każdy chce to robić, nie każdy chce się tym zajmować samodzielnie – wtedy może skorzystać z usługi robo-doradcy.
Zalety robo-doradców
Tym sposobem możemy przejść do zalet robo-doradców, bo kilka ich mają. Są również i wady, o których będę mówił za chwilę, ale zaczniemy pozytywnie. 🙂
Pierwszą zaletą jest właśnie to, co już powiedziałem wcześniej, czyli koszty. Ponieważ one są tańsze niż aktywnie zarządzane fundusze, to jest to niewątpliwą zaletą robo-doradców.
Kolejną zaletą jest to, że mamy szansę na lepszy wynik inwestycyjny niż porównywalny fundusz inwestycyjny. Właśnie dlatego, że te fundusze często nie muszą się starać pobijać rynku, mogą to być zupełnie pasywnie zarządzane portfele. Mimo wszystko są całkiem spore szanse, że wiele aktywnie zarządzanych funduszy polegnie w porównaniu z takim „głupim” robo-doradcą.
Kolejną zaletą takiego robo-doradcy jest to, że są one zupełnie bezobsługowe. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że fundusz inwestycyjny też jest bezobsługowy, natomiast gdyby jeszcze spełniał pewne warunki, które spełniają robo-doradcy, to pewnie ci drudzy by nie powstali, a jednak. Robo-doradca jest owszem bezobsługowy, bo wybieramy portfel, w jakim chcemy lokować nasz kapitał i tyle. Być może ewentualnie sobie wpłacamy lub wypłacamy kapitał z tego portfela, ale to wszystko, co robimy. Tak naprawdę w ogóle nie musimy się interesować nawet tym, co w naszym portfelu się znajduje. Jeżeli już raz podejmiemy tę decyzję, to zlecamy całą robotę robo-doradcy i wtedy jest to już inwestycja – można powiedzieć –zupełnie bezobsługowa.
Kolejną zaletą robo-doradców jest łatwa dostępność. O co tu chodzi? Chodzi o to, że naszą inwestycją możemy zarządzać nawet z poziomu telefonu, który ma dostęp do Internetu. To nie jest wprawdzie coś, co bym zalecał, choć trzeba sobie powiedzieć uczciwie, że z natury rzeczy inwestowanie z wykorzystaniem robo-doradcy powinno mieć charakter długoterminowy. Nie ma więc sensu sprawdzanie zawartości naszego portfela każdego dnia, tygodnia, a być może nawet każdego miesiąca. Po prostu trzeba przyjąć perspektywę liczoną w latach, a być może nawet w dekadach. Mimo wszystko, jeżeli ktoś lubi być na bieżąco i sprawia mu to zwyczajnie przyjemność, to może sobie w każdym momencie sprawdzić wycenę takiego portfela, jakim zarządza robo-doradca, z poziomu każdego urządzenia, które ma dostęp do Internetu.
Kolejną zaletą robo-doradców jest łatwa dostępność. Chodzi o to, że naszą inwestycją możemy zarządzać nawet z poziomu telefonu, który ma dostęp do Internetu
Myślę, że dużą zaletą robo-doradców jest też to, że nie wymagają oni od nas wiedzy o inwestowaniu. Nie musimy się znać na kuchni inwestycyjnej, jeżeli będziemy inwestować swoje pieniądze. Nie każdy musi się na tym znać. Ja jestem freakiem, który lubi spędzać czas na tym, natomiast nie każdy musi to robić. Powinniśmy natomiast rozumieć jak najlepiej w każdym przypadku, jaki poziom ryzyka ponosimy w naszej wybranej inwestycji.
Przykładowo: wybierając portfel, w którym przeważają akcje, musimy być gotowi, w pełni zaakceptować to, że obsunięcie kapitału w takim portfelu może być liczone w dziesiątkach procent. Może to nawet przekroczyć 50 proc. Ktoś wybrał sobie taki portfel, w którym przeważają akcje, bo widział, że w ostatnich 5-10 latach rynki wzrastały i to była superstrategia. Gdy nagle przyjdą spadki i on będzie się chciał wycofać, no to może zrobić to w najgorszym możliwym momencie.
Trzeba mieć świadomość ryzyka, jakie ponosimy, nie możemy się kierować tylko potencjalnym zyskiem, jaki możemy wypracować w naszej inwestycji. Powinniśmy w tym równaniu ująć nasze ryzyko. Powiedziałbym nawet inaczej – ryzyko powinno być numerem 1 przy podejmowaniu decyzji o naszej inwestycji, a dopiero wtedy, jak wiemy coś więcej na ten temat, to dopiero wtedy możemy myśleć o jakichś zyskach.
Wady robo-doradców
To teraz powiedzmy sobie nieco o wadach robo-doradców. Pomimo tego, że robo-doradcy są tańsi od aktywnie zarządzanych funduszy, że są tacy fajni, dostępni, interaktywni i w ogóle, podążają bardziej z duchem XXI wieku, to jednak również to rozwiązanie ma sporo wad.
Pierwszą wadą jest paradoksalnie to, co wcześniej nazwałem zaletą – mianowicie koszt. Owszem, pomimo tego, że koszt jest mniejszy niż w przypadku aktywnych funduszy, to wciąż koszt, jaki musimy ponosić, korzystając z usługi robo-doradcy, może być znacznie wyższy od kosztu samodzielnego aktywnego prowadzenia portfela w oparciu choćby o fundusze ETF.
Tu jeszcze taka uwaga, jeśli chodzi o rynek amerykański – w USA te usługi robo-doradców są zwykle tańsze niż w Europie czy w Polsce. Nawet tam te opłaty są jednak wyższe, niż gdybyśmy chcieli realizować taki portfel na własną rękę z wykorzystaniem funduszy ETF.
Dla przykładu: samodzielnie możemy stworzyć portfel, którego koszty za zarządzanie wraz z uwzględnionymi kosztami transakcyjnymi będą mocno poniżej 0,5 proc., nawet poniżej 0,1 proc, ponieważ sami sobie kupimy te ETF-y i będziemy nimi zarządzać. Natomiast w przypadku robo-doradcy w Polsce te opłaty są niestety zwykle powyżej 0,5 proc. Nie będę tu wymieniał konkretnych firm, bo to nie o to chodzi, natomiast generalnie te opłaty mogą być wyższe.
Te różnice mogą się wydawać mało znaczące, ale znów: jeżeli ktoś przyjmie perspektywę inwestycyjną liczona w dekadach, to różnice rzędu 0,4-0,5 proc. w skali tych dekad również mają znaczenie. Jeżeli realizujemy inwestycję, która jest pasywna, więc w jednym i w drugim przypadku inwestujemy w to samo, tyle że w jednym przypadku ponosimy większe koszty, to jednak te koszty w perspektywie dekad mogą się kumulować w naprawdę spore kwoty.
Kolejną wadą robo-doradców jest – tak sobie to nazwałem roboczo – niska elastyczność w zakresie budowy portfela. O co tu chodzi? Otóż jesteśmy ograniczeni na platformie robo-doradcy do tego, co ta usługa zawiera. Przykładowo: możemy nie mieć możliwości dołożenia do portfela ekspozycji na złoto. Po prostu, jeśli mamy taką usługę robo-doradcy, która nie daje dostępu do złota, to siłą rzeczy nie możemy tego złota na tej platformie kupić. Jeżeli natomiast robimy inwestycję na własny rachunek, na rachunku brokerskim, no to tam nie problemu, jeżeli jest taka potrzeba, żebyśmy kupili sobie ETF-a z ekspozycją np. na złoto.
Wadą robo-doradców jest niska elastyczność w zakresie budowy portfela. Otóż jesteśmy ograniczeni na platformie robo-doradcy do tego, co ta usługa zawiera
Kolejna wada, powiedziałbym dość znacząca, jeżeli chodzi o robo-doradców. Otóż taki robo-doradca (przynajmniej taki, z jakim ja miałem do czynienia, na razie tylko z firmy Finax, ale w innych podobno jest podobnie) pozwala też na podejmowanie – powiedzmy to wprost – „głupich” decyzji. Jak powiedziałem, możemy tu mieć osobę, która nie ma pojęcia o inwestowaniu i dlatego korzysta z usług robo-doradcy, a on może zbudować modelowy portfel po prostu w głupi sposób.
Przykładowo: może się okazać, że robo-doradca zaproponuje nam portfel, który będzie się w 100 proc. składał z rynku akcji, bez żadnego udziału obligacji. A prawda jest taka, że każdy, nawet najbardziej ryzykancki inwestor, powinien posiadać w portfelu jakąś, choćby śladową, ilość obligacji. To wynika z prostych symulacji i analiz na przestrzeni choćby ostatniego stulecia.
Przykładowo: gdybyśmy mieli portfel złożony w 100 proc. z amerykańskich akcji (widziałem taką ciekawą analizę, w niedalekiej przyszłości będę się starał pokazać na swoim blogu podobne analizy), to jeśli ktoś zalokował 100 proc. portfela w akcje, to wcale jego wynik nie był lepszy niż kogoś, kto np. w 90 proc. poszedł w akcje, a 10 proc. dał w obligacje. Dlaczego? Po pierwsze, bo spadła nieco fluktuacja w takim portfelu, bo jednak są dwie klasy różnych aktywów, nie zawsze ze sobą skorelowane. Po drugie, to nie chodzi tylko o ryzyko, ale chodzi też o to, że paradoksalnie ten zysk mógł się jeszcze poprawić. Tak samo jak akcje mają dobre i złe okresy, tak samo jest z obligacjami, mają dobre i złe okresy. Warto jednak mieć chociaż minimalną dywersyfikację w portfelu.
Jeżeli chodzi o robo-doradców, można się też „przekręcić” w drugą stronę. Jeżeli stwierdzi on, że ma przed sobą delikwenta, który jest bardzo konserwatywny i chce mieć tylko i wyłącznie bezpieczne instrumenty w portfelu, to może otrzymać propozycję, żeby w 100 proc. kupił tylko obligacje. To też na pewno nie jest dobra opcja, bo nawet jeżeli ktoś jest bardzo konserwatywny, to nawet taki ktoś powinien mieć śladową ilość akcji w swoim portfelu. To nie chodzi o to, że to jest moja opinia, ale poprawiają się różne współczynniki ryzyka, jak standardowe odchylenia, jakieś wskaźniki Sharpe ratio czy wręcz nawet zyskowność takiego portfela.
Mówię tutaj dość dużymi ogólnikami, bo ciężko w podcaście wejść w temat głębiej. Jeśli kogoś interesuje to, jak budować portfel, jakie dobierać wagi poszczególnych elementów w portfelu, to, tak jak już zapowiadałem, w 2020 roku będę się starał przedstawiać znacznie więcej konkretnych rozwiązań, takiego „mięcha” inwestycyjnego, jak ten temat ugryźć.
Kolejna wada, jeżeli chodzi o robo-doradców, to transparentność. Wydawałoby się, że wszystko jest transparentne. Przedstawiam u siebie na stronie robo-doradcę, z którego usług korzystam, bardziej dla celów demonstracyjnych, eksperymentalnych, a nie dlatego, że sam korzystam, czy przede wszystkim chcę opierać swoje inwestycje o tego typu usługi. Jego transparentność jest w pewnym momencie lepsza niż np. w przypadku aktywnie zarządzanych funduszy, bo możemy zobaczyć wręcz w czasie rzeczywistym, jakie ETF-y mamy w portfelu. Jeżeli sobie wybrałem 70 proc. akcji, 30 proc. obligacji, to mogę widzieć, co wchodzi w część akcyjną, jakie to są konkretnie i w jakich wagach ETF-y akcyjne. Podobnie jest z obligacjami.
Ta transparentność nie jest już tak duża, jeżeli chodzi np. o rebalancing. Rebalancing to jest mechanizm, który ma nam pomóc w tym, żeby te proporcje, te wagi w portfelu były zachowane w czasie. Każdy przecież rozumie, że jeżeli mamy w portfelu 70 proc. akcji i 30 proc. obligacji, to z czasem mogą nam się te wagi rozjechać, bo np. wycena obligacji wzrośnie, a akcji spadnie lub odwrotnie. Z 70 proc. może się zrobić 65 proc., a z 30 35 proc. Żeby te wagi zachować przy pierwotnych założeniach 70/30, co jakiś czas musimy robić rebalancing, czyli coś sprzedać, coś dokupić, żeby przywrócić te pierwotne wagi.
Jest całkiem istotne, kiedy i w jaki sposób to się robi. Są różne podejścia do tego tematu. Robi się to bardzo często, robi się to bardzo rzadko, coś może pomiędzy. Ma to natomiast wpływ na końcowy wynik inwestycji. Może się okazać, że pomimo, że mamy portfel 70/30 (70 proc. akcji, 30 proc. obligacji), nawet jeśli te portfele inwestują w to samo, to na końcu mają różne wyniki. Te różnice wynikają tylko z tego, że rebalancing jest realizowany w różny sposób. Tutaj, jeżeli chodzi o usługi obecnego robo-doradcy, z którego korzystam, nie jest jasno, wprost powiedziane, jak strategia rebalancingu jest realizowana.
Inna rzecz, że my nie musimy do końca mieć pojęcia, co znaczy klasa pt. akcje. Każdy wie, co to są akcje, ale jakie akcje? Z rynku amerykańskiego? Tureckiego? Chińskiego? Jeżeli ze wszystkich, to w jakich proporcjach? To też jest dość mocno uznaniowe, jeżeli chodzi o konkretnego usługodawcę w zakresie robo-doradztwa.
Kolejną wadą, którą sobie wynotowałem, to jest to, że dość ciężko porównać oferty pomiędzy różnymi robo-doradcami. Widzę, że tutaj robo-doradcy stosują podobną taktykę, jak ich starsi bracia, czyli aktywne fundusze inwestycyjne. O co mi chodzi? Zamiast się porównywać do innych funduszy, do drogich funduszy zarządzanych aktywnie, to ja bym wolał, żeby taki robo-doradca porównywał się do tych modelowych portfeli, które ma replikować.
Przykładowo: wybrałem sobie portfel 60/40 (60 procent akcji, 40 proc. obligacji), taka dość powszechnie pojawiająca się proporcja, jeżeli chodzi o alokację portfela. Jeżeli wiemy, że ta proporcja tyle wynosi i wiemy, że tyle generuje na końcu zysku czy tam straty, to ja chciałbym widzieć, jakie to ma przełożenie na mojego robo-doradcę, czyli kogoś, kto robi coś podobnego, ale jednak na ile te różnice do tego modelowego portfela są znaczące? Bo to jest tak naprawdę wtedy kluczowe, żeby móc określić, czy jeżeli mam dwóch robo-doradców, realizujących tę samą strategię, to który to robi być może lepiej od drugiego?
Mówiąc krótko, jest to produkt finansowy, który wszyscy, którzy dostarczają taką usługę, starają się sprzedać klientowi, nie zawsze przedstawiając wszystko. To nie chodzi o to, że ktoś kogoś okłamuje, ale wystarczy, że o czymś się nie powie albo inaczej przedstawi pewne fakty, i to wrażenie u klienta może być inne niż powinno. Dlatego też – może do tego idealistycznie teraz podchodzę – warto, aby ci doradcy, którzy sprzedają takie usługi robo-doradców klientom, jednak starali się przygotować tę ofertę w sposób rzetelny. Niech nie padają ofiarą niejako tych samych błędów, które są popełniane przez fundusze aktywnie zarządzane.
Jest to produkt finansowy, który wszyscy, którzy dostarczają taką usługę, starają się sprzedać klientowi, nie zawsze przedstawiając wszystko
Kto powinien zainteresować się usługami robo-doradcy?
Teraz porozmawiajmy sobie o tym, dla kogo takie usługi robo-doradcy są – czy powinny być – ciekawym rozwiązaniem. Za chwilę powiemy sobie też, dla kogo nie powinny być. Jeśli wytrwałeś w tym podcaście dotąd, być może już podskórnie wiesz, czy jesteś targetem dla takiego dostawcy usług robo-doradcy.
Kto zatem powinien skorzystać z takich usług? Przede wszystkim ktoś, kto nie ma ambicji samodzielnego pobijania rynku. Tak naprawdę większość ludzi nawet nie powinna tego próbować, bo jest to cholernie ciężkie zajęcie. Wbrew temu, co będzie wam mówiło wielu szarlatanów, przedstawiając niesamowite wyniki z krótkiego okresu, to w długim okresie, ale nie liczonym w roku, miesiącach, ale w latach, dekadach, pobijanie w takim okresie rynku jest cholernie ciężkie. To, że ktoś jedno-, dwu czy trzykrotnie wypracował superwynik, to jeszcze nic nie znaczy. Tak naprawdę, w tym biznesie wygrywa się w długim terminie – to wynik długoterminowy decyduje o tym, gdzie jesteśmy. Zwróćmy uwagę, że Warren Buffett wcale nie wykręca wyników rzędu 200-300 proc. rocznie, ale jest najbogatszym człowiekiem na świecie.
Dlatego, jeżeli ktoś nie ma ambicji samodzielnego walczenia z rynkiem, to wtedy na pewno warto pomyśleć o robo-doradcy. Spójrzmy na to w ten sposób – jeżeli mamy 10 inwestorów na rynku i chcemy pobić rynek, to – z czystej statystyki to wychodzi – musimy pobić mniej więcej 9 kandydatów. To my musimy, jeżeli w tej dziesiątce jesteśmy, pobić wszystkich innych, żebyśmy zarobili. Jeżeli to nie my pobijemy, a ktoś nas pobije, to wtedy my jesteśmy poniżej rynku, czyli de facto my z tym rynkiem przegrywamy.
Dlatego też, jeżeli nie jesteśmy taką osobą, która chce samodzielnie inwestować i godzimy się na pasywne inwestowanie (chociaż nie musi być koniecznie pasywne, jeżeli chodzi o robo-doradców), to przyjmujemy wszystkie te konsekwencje z całym dobrodziejstwem inwentarza, że ktoś np. nie kupi sobie np. Apple’a czy CD Projektu i zarobi tam ileśset procent i będzie mógł się tym chełpić. W przypadku pasywnego inwestowania to się nam nie przytrafi. Jeżeli potrafimy sobie uczciwie powiedzieć, że „OK, ja nie będę z tym rynkiem walczył, mogę inwestować pasywnie”, co więcej, z wykorzystaniem właśnie takiego robo-doradcy i mu za to zapłacić, to jest to OK. Jesteśmy dobrym kandydatem na takiego klienta.
Ostatnio, przy okazji wywiadu z Michałem Maninem, napisałem, że „Robo-doradca to oferta dla kogoś, kto nie dysponuje kapitałem na tyle dużym, by zminimalizować wpływy w postaci opłat z prowizji brokerskich. Może to być interesująca opcja dla kogoś, kto zupełnie nie zna się na rynkach finansowych i nie ma na nich zamiaru samodzielnie inwestować.” To był cytat z mojego wywiadu z Michałem Maninem. Nadal zgadzam się z tym, co tam napisałem, w 100 procentach.
O tych ambicjach samodzielnego inwestowania już powiedziałem, a jeżeli chodzi o te opłaty, to gdy mamy niewielki portfel inwestycyjny (mam tu na myśli portfel faktycznie liczony w kilkuset złotych, kilku czy nawet w kilkunastu tysiącach złotych) i chcemy taki portfel rozdrobnić na wiele klas aktywów, to wtedy być może nie warto samemu tego robić, tylko zlecić to robo-doradcy. Innym powodem, dla którego robo-doradca może być sensownym rozwiązaniem, jest najzwyczajniej w świecie lenistwo. Nawet jeżeli może i mamy wiedzę, ale nie mamy chęci, jesteśmy leniwi, no to po prostu płacimy za taką usługę i ktoś za nas to robi.
Kiedy ostatnio przeprowadzałem wywiad z Robertem Carverem, czyli takim bardzo utytułowanym quant traderem z londyńskiego City, który zarządzał miliardami dolarów, on wypowiedział się również na temat robo-doradców. Powiedział taką ciekawą rzecz, że robo-doradcy mogą być też ciekawym rozwiązaniem dla kogoś, kto – paradoksalnie – bardzo dobrze zarabia, czyli ma spory kapitał. Ten ktoś nie chce jednak poświęcać czasu na zarządzanie własnym portfelem, bo w tym czasie zarabia więcej, niwelując nawet koszty za usługi, jakie musi ponieść tytułem właśnie tej usługi robo-doradcy. Tak że jeżeli pasujemy do którejś z tych grup, to wtedy faktycznie można skorzystać z usług robo-doradcy.
Robo-doradcy mogą być też ciekawym rozwiązaniem dla kogoś, kto – paradoksalnie – bardzo dobrze zarabia, czyli ma spory kapitał
Kto raczej nie skorzysta na robo-doradcy?
Zbliżając się już do końca tego podcastu, chciałem jeszcze powiedzieć o tym, dla kogo robo-doradca nie jest dobrym rozwiązaniem. Otóż, jeśli jesteśmy faktycznie gotowi poświęcić swój czas na budowę portfela, to wtedy faktycznie nie ma sensu iść w robo-doradcę. Musimy się natomiast liczyć z tym, że jeżeli startujemy z punktu zero, to znaczy nie mamy pojęcia o rynkach finansowych, to na dzień dobry możemy potrzebować nawet setek, jeśli nie tysięcy godzin, żeby ten temat ogarnąć. Tu chodzi o pieniądze, tu chodzi o kapitał najczęściej budowany na życie przez życie i nie warto robić tego po łebkach tylko dlatego, że przeczytaliśmy jeden czy dwa artykuły, czy jedną czy dwie książki. Warto naprawdę wyrobić sobie opinię i zbudować swoją strategię, swój plan, a to po prostu wymaga czasu. Nawet jeżeli te strategie są proste, bo one powinny być proste, to jednak, żeby dojść do prostych rozwiązań, to trzeba wcześniej ten temat ogarnąć. Paradoksalnie – żeby móc takie proste rozwiązania zrozumieć i – co jeszcze istotniejsze – docenić.
Jeżeli natomiast mamy wiedzę o rynkach finansowych, wiedzę o inwestowaniu, lubimy to robić, no to wtedy po prostu nie ma sensu, żebyśmy szli w rozwiązanie typu robo-doradca, bo możemy zająć się tym sami. Oszczędzamy wtedy na tym, co musielibyśmy zapłacić za usługę.
Tutaj jeszcze taka uwaga, jeżeli już idziemy w inwestowanie samodzielne – nic chyba dziwnego, w końcu mój podcast nazywa się System Trader. Zdecydowanie polecam podejście systematyczne, systemowe, zaplanowane, czyli takie rule-based, oparte na regułach, prostych regułach. To, że reguły mamy proste, to nie znaczy, że one są prostackie i zrobione gdzieś tam po łebkach. One właśnie wymagają dużej pracy, wysiłku i analizy. Ale jak już mamy te reguły, to wtedy decyzje inwestycyjne realizujemy w oparciu o nie, dlatego że inwestowanie zawsze jest działaniem w otoczeniu niepewności, w środowisku niepewnego wyniku na końcu, a to wiąże się z oczywistymi emocjami, stresem. Podejmowanie decyzji w oparciu o emocje, czy w sytuacji, gdy jesteśmy pod wpływem takich emocji, stresu, powoduje, że te decyzje nie są często szczęśliwe.
Wielu badaczy, np. mój ulubiony Daniel Kahneman twierdzi, że w takich sytuacjach podbramkowych, stresogennych zdecydowanie lepsze decyzje podejmujemy wtedy, gdy proces decyzyjny jest oparty właśnie o taki system prostych reguł, prostych algorytmów. To jest lepsze, niż gdy w takiej sytuacji używamy całego swojego innowacyjnego oprzyrządowania, jakim jest nasz mózg i wtedy w tym miksie hormonów, stresu i emocji podejmujemy jakąś decyzję, bo zwykle to nie są najszczęśliwsze decyzje. Jeżeli zatem będziemy inwestować samodzielnie, to róbmy to z głową. Ja zresztą będę się też starał wam w tym pomagać, prezentując konkretne rozwiązania czy inspirując was do różnych przemyśleń na ten temat.
Zakończenie
OK, to tyle ode mnie na dziś. Zapraszam serdecznie na stronę systemtrader.pl/044, tam znajduje się przykładowa inwestycja z wykorzystaniem właśnie robo-doradcy, jaką sam przeprowadzam.
Dodatkowo jak zwykle będę bardzo wdzięczny za komentarze i dzielenie się tym materiałem z innymi oraz oceny na platformie podcastowej Apple. Zwyczajnie jest to dla mnie bardzo pomocne w tym, aby móc docierać do coraz szerszej grupy odbiorców i żeby po prostu tworzenie tego materiału miało sens, żebym nie nagrywał do przysłowiowej ściany.
Tak że bardzo serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze, za wszystkie oceny, bo to pomaga mi nie tylko mieć większą motywację w tym, co robię, ale też, w tym, żeby docierać do większej grupy odbiorców. Staram się, żeby te treści były jak najwyższych lotów, przedstawiały jak największą wartość merytoryczną, aby były wiarygodne, aby nie były tylko oparte na tym, aby starać się komuś coś wcisnąć, tylko żeby naprawdę przedstawiały jak najbardziej rzetelny podgląd na daną tematykę.
A przy okazji życzę wszystkiego dobrego na nowy 2020 rok. Do usłyszenia. Pozdrawiam, bye-bye! 🙂
Jacek
Podobał Ci się artykuł?
Jeśli chcesz, żebym Cię poinformował mailem, gdy pojawią się nowe artykuły, zapisz się poniżej. 🙂