Pobierz skondensowaną porcję wartościowej wiedzy o inwestowaniu!🙂

Dziś już chyba każdy słyszał przynajmniej trzyliterowy skrót ETF (ang. Exchange Traded Fund), a inwestowanie z wykorzystaniem tego rodzaju wehikułu jest coraz bardziej powszechne również w Polsce. Co prawda nad Wisłą w chwili pisania tego artykułu mamy zaledwie pięć takich funduszy, ale kolejne są już w przygotowaniu. Poza tym, na szczęście, emigracja na rynki o wiele lepiej rozwinięte od naszego jeszcze nigdy nie była tak prosta jak dziś — a tam dostęp mamy już do tysięcy ETF.

Chcesz zainwestować w spółki wydobywające złoto lub ropę? A może interesuje Cię globalny rynek akcji lub obligacji? Jesteś freakiem na punkcie gender lokującym kasę wyłącznie w spółki, których zarządy zdominowane są przez kobiety? — proszę bardzo — kupno ETF o wdzięcznym symbolu SHE załatwia sprawę w kilka sekund. Obecnie w finansach rządzi mindset “there’s an ETF for that” i są ku temu bardzo dobre powody. Nic nie wskazuje na to, by ten trend miał być zatrzymany.

Z perspektywy inwestora z Polski, uzyskanie dostępu do szerokiej oferty ETF wiąże się z potrzebą opuszczenia coraz bardziej zapuszczonego poletka na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie, oraz rezygnacją z rodzimej waluty. Gdy jednak już to zrobimy, staniemy przed obliczem ogromnych możliwości inwestycyjnych. Ten potencjał jest tak wielki, że dla początkującego inwestora może wręcz być przekleństwem. Taki inwestor może czuć się niczym buszmen wrzucony niespodziewanie do biznesowego centrum Nowego Jorku. Jak dokonać właściwej selekcji ETF do naszego portfela w bezkresnym morzu alternatyw?

ETF w praktyce, czyli prosta strategia dla globalnego rynku akcji i obligacji

Inwestowanie może być nie tylko proste, ale nie musi zabierać też masy czasu. Przedstawiam prostą strategię, która za ostatnie 70 lat zarabiała przeciętnie 15% rocznie, tracąc w międzyczasie poniżej 20%.

Czytaj dalej →

Odpowiedzi na tak postawione pytanie jest bez liku. Ja zaproponowałem pewne rozwiązanie w artykule opisującym prostą, ale bardzo efektywną strategię inwestowania na globalnym rynku akcji i obligacji. Bardzo zachęcam do zapoznania się z tym artykułem – śmiem twierdzić, i dostarczam na to solidne dowody, że to wszystko (od strony technicznej), co potrzeba do sensownego inwestowania swoich pieniędzy na rynkach kapitałowych. Nie daj sobie wmówić, że inwestowanie wymaga niebywałej wiedzy. Nie twierdzę, że inwestowanie jest proste, bo nie jest, ale trudność leży głównie w naszej głowie, w braku dyscypliny, co jest przeszkodą w zarabianiu nawet gdybyśmy swoje pieniądze powierzyli najlepszemu zarządzającemu. To jednak temat już na inną opowieść.

UWAGA Artykuł jest obszerny i jego dokładne przeczytanie zajmie Ci co najmniej 30 minut.

ETF, czyli co to jest, dlaczego warto się tym zainteresować i na co uważać

Wprowadzenie w świat funduszy ETF dla zupełnie początkujących.

Czytaj dalej →

UWAGA Nie jest to wpis sponsorowany. Nie rekomenduję żadnych produktów, a jeśli wspominam jakieś rozwiązania, to tylko na potrzeby edukacyjne tego artykułu. Nie jestem doradcą inwestycyjnym w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców (Dz. U. z 2005 roku, Nr 206, poz. 1715).

Streszczenie

TL;DR Artykuł wyjaśnia podstawowe mechanizmy działania rynku obligacji oraz możliwe sposoby inwestowania na nim. Następnie omówiony jest w szczegółach ETF obligacji jako jedna z możliwości ekspozycji na ten rynek. Dowiesz się jak działa taki ETF, czym różni się od klasycznego funduszu obligacji czy obligacji zakupionych indywidualnie oraz gdzie i jak można kupić taki instrument. Ponadto piszę jak ETF obligacji może stanowić alternatywę dla lokat w obcych walutach, oraz o ryzyku walutowym.

Wprowadzenie


Historia ETF rozpoczęła się na rynku akcji jeszcze w latach 70. XX wieku w formie funduszy indeksowych, protoplasty ETF. To właśnie z myślą o tym rynku powstały pierwsze tego typu fundusze replikujące, czyli naśladujące zachowania indeksów na rynku akcji. Idea ojca koncepcji stojącej za ETF, Johna Bogle, była prosta: zamiast szukać igły w stogu siana (czytaj – szukać idealnej spółki), co zwykle nie udaje się, lepiej kupić cały stóg (czytaj – cały rynek). Każdy kto próbował dobierać indywidualne spółki do portfela wie, jak jest to trudnym, by nie napisać wprost, karkołomnym zadaniem dla większości inwestorów.

W tym wpisie pochylę się nad ETF opartymi na rynku obligacji. Fundusz taki, jak nietrudno się domyślić, zamiast akcji, inwestuje właśnie na rynku obligacji. Pierwszy tego typu ETF na świecie pojawił się zaledwie w 2002 roku (9 lat po sukcesie ETF na indeks akcji S&P 500 — SPY), ale od tego czasu rynek ten mocno się rozwinął. Rynek obligacji jest jednak ogromny i pomimo szybkiej ekspansji ETF obligacji, skupiły one pod sobą około 1.5% całego rynku (dane za rok 2018), jak podaje State Street, jeden z czołowych operatorów funduszy tego typu.

W Polsce instrument ten jest bardzo mało znany, wręcz egzotyczny. Tymczasem rynek obligacji, co będę starał się wykazać w tym wpisie, ma bardzo wiele pożądanych cech, które umożliwiają naszym inwestycjom nie tylko ograniczyć ryzyko w portfelu, ale wręcz poprawić jego wynik, a ETF jest świetnym sposobem na inwestowanie w obligacje.

Ten artykuł nie opisuje konkretnej strategii inwestycyjnej — przybliża przede wszystkim sam instrument jakim jest ETF obligacji, skupiając się na aspektach praktycznych, po macoszemu traktując nieco akademickie teorie. Dlatego proszę purystów o wyrozumiałość. 🙂 W kolejnym artykule zaproponuję konkretny przykład zastosowania wiedzy z tego wpisu: strategię dynamicznego doboru ETF obligacji do portfela. To co? — zaczynamy!

Obligacje w pigułce

Kamil Gemra, gość 36 odcinka podcastu przybliżył podstawy stojące za obligacjami. Gorąco polecam ten odcinek każdemu, zwłaszcza tym, którzy nie mają jeszcze doświadczenia z obligacjami. Tu przedstawię skondensowaną wiedzę o tym instrumencie.

Obligacja to forma pożyczki udzielanej podmiotom, które potrzebują pieniędzy. Mogą to być całe państwa (obligacje skarbowe), gminy (obligacje komunalne), czy firmy (obligacje korporacyjne). Podmioty te jednak, zamiast iść przykładowo do banku po kredyt, starają się pozyskać inwestorów chętnych, oczywiście za opłatą, wesprzeć ich swoim kapitałem. Każda obligacja ma wartość nominalną (wartość jednej obligacji), oraz termin wykupu w którym podmiot zobowiązuje się oddać pożyczoną kwotę. Posiadacz obligacji, inwestor, ma zwykle co okresowo wypłacane tak zwane kupony odsetkowe, choć zdarzają się też tak zwane obligacje zerokuponowe – wtedy pożyczamy komuś np. 90 PLN, a w dniu wykupu obligacji otrzymujemy kwotę 100 PLN, co stanowi zysk inwestora. Obligacje mogą zawierać szereg tak zwanych opcji, ale nie będziemy sobie tym głowy zawracać.

Obligacje nazywane są instrumentem o stałym dochodzie, ponieważ pożyczając określoną kwotę (kupując obligację) wiemy jakie i kiedy otrzymamy odsetki oraz kiedy zostanie zwrócona nam pożyczona kwota. Oczywiście, jak w życiu, to, że ktoś pożyczył od nas pieniądze, nie musi znaczyć, że nam je odda. To tak zwane ryzyko kredytowe, ale o tym jeszcze trochę napiszę w dalszej części artykułu.

Fakt, że kupimy obligacje za 100 PLN, z terminem wykupu na przykład za 5 lat nie znaczy, że musimy tyle czekać. Jeśli uda się nam znaleźć chętnego, to możemy taką obligację mu odsprzedać. Cena jaką ewentualnie otrzymamy to jednak cena rynkowa, a nie cena nominalna obligacji. Możemy dostać 100 PLN, ale może być to kwota większa, albo co gorsza mniejsza. To kluczowa sprawa do której będziemy wielokrotnie wracać.

Czy warto inwestować w obligacje?

W chwili pisania tego artykułu od kilku ładnych lat słyszy się tu i ówdzie, że mamy bańkę na rynku obligacji i nie jest najlepszym pomysłem w nie inwestować. Chodzi o to, że przykładowo w USA od niemal 40 lat stopy procentowe spadały cały czas, windując ceny obligacji. Miejsca na spadki stóp procentowych obecnie wiele nie ma, więc jak zaczną rosnąć stopy procentowe, obligacje zaczną tanieć. To w tak telegraficznym skrócie. Nie martw się jeśli nie rozumiesz tego — za chwilę wyjaśnimy sobie ten mechanizm dokładniej.

Na drugim biegunie są jednak tacy, którzy obligacje postrzegają jako synonim bezpieczeństwa i pewnego zysku. Nic więc dziwnego, że początkujący inwestor może czuć się kompletnie zagubiony, gdy słyszy sprzeczne informacje. A jak jest w rzeczywistości? Bynajmniej nie zawsze jak na obrazku.

Jeśli mówimy o obligacjach emitowanych przykładowo przez rząd Stanów Zjednoczonych czy Niemiec, takie papiery uchodzą za jedne z najbezpieczniejszych na świecie w kontekście ryzyka kredytowego — jest mało realne, że nie otrzymamy pożyczonego kapitału z powrotem. Generalnie rzecz ujmując o ile obligacje skarbowe są wyemitowane w walucie danego kraju, to zawsze można, mówiąc kolokwialnie, dodrukować pieniędzy, by spłacić dług. Oczywiście nie bez konsekwencji na wartość tej waluty, ale to inna historia. Wciąż możemy jednak stracić na inwestycji w takie obligacje, gdy sprzedamy je przed terminem wykupu bo nikt nie zechce nam zaoferować ceny jaką wyłożyliśmy przy ich kupnie.

Z drugiej strony, jeśli mamy obligacje korporacyjne firmy o słabej kondycji finansowej, to ryzyko niewykupienia takiej obligacji (czytaj — ryzyko straty 100% zainwestowanego kapitału) jest bardzo realne. W takiej sytuacji ryzyko inwestycji może być o wiele większe niż to które wiąże się z inwestowaniem na rynku akcji. Wydaje się to paradoksem, ale tak właśnie jest: inwestowanie w indywidualne obligacje korporacyjne może być skrajnie ryzykownym przedsięwzięciem, grożącym utraty zainwestowanych środków. Coś wiem o tym, bo miałem wątpliwą przyjemność stracić (na moje szczęście niewielką) kasę na niewykupionych obligacjach korporacyjnych kilka lat temu. 🙂

Skupmy się przez chwilę jednak na obligacjach skarbowych oraz obligacjach o najwyższym ratingu kredytowym, czyli najmniejszym ryzyku inwestycyjnym (mówiąc inaczej, jest mało prawdopodobne, że nie otrzymamy z powrotem pożyczonej gotówki). Otóż takie obligacje mają tendencję do odwrotnego zachowania niż rynek akcji, zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych.

Poniższa tabelka pokazuje jak historycznie zachowywał się rynek 5-letnich obligacji skarbowych w USA w okresach bessy na rynku akcji począwszy od roku 1946.

Gdy rynek akcji jest w trendzie spadkowym, to inwestorzy szukają bezpiecznej przystani dla swojego kapitału, między innymi na rynku obligacji skarbowych o najmniejszym ryzyku kredytowym. Spadki na rynkach akcji podyktowane są zwykle słabą kondycją w realnej gospodarce, co w konsekwencji jest impulsem dla banków centralnych do zmniejszania stóp procentowych z nadzieją na pobudzenie koniunktury. A to z kolei jest dobrym otoczeniem dla inwestowania na rynku obligacji, ponieważ wówczas ten rynek rośnie.

Zaraz zaraz — ale jak to rynek obligacji rośnie lub spada? Przecież to nie akcje, które mogą drożeć lub tanieć. Jeśli komuś pożyczyłem 100 PLN to nagle ktoś będzie musiał mi oddać więcej, i to pomimo wypłacenia kuponów odsetkowych? Albo, co gorsza, mniej? No nie, to nie tak do końca…

Co kształtuje cenę obligacji?

O ile nikogo nie dziwi, że kursy akcji na giełdach podlegają ciągłym fluktuacjom — to spadają, to rosną, o tyle nie do końca może być oczywiste, dlaczego tak samo dzieje się z kursami obligacji. W końcu jeśli ktoś pożycza od nas przykładowo 100 PLN na 2 lata (czytaj: kupujemy obligację za 100 PLN), to po tym okresie oddaje nam gotówkę (czytaj: wykupuje od nas obligację), płacąc w międzyczasie zwykle odsetki w ustalonych odstępach czasu. Dlaczego więc w międzyczasie obligacja o nominalnej wartości 100 PLN może kosztować na rynku przykładowo 95 PLN lub 105 PLN?

Wyobraź sobie, że inwestor kupuje obligację 2-letnią za 100 PLN, otrzymując każdego roku 5% odsetek, czyli 5 PLN. Na koniec inwestycji otrzyma więc swoje 100 PLN + łącznie 10 PLN odsetek (2 razy po 5 PLN). Tu dodatkowo załóżmy, że oprocentowanie odsetek jest stałe w czasie — nie jest indeksowane przykładowo referencyjną wysokością oprocentowania WIBOR. Więc nawet jeśli WIBOR wzrośnie lub spadnie, odsetki zostają w przypadku naszej obligacji na stałym poziomie 5%.

Z powodów rynkowych (na przykład rosnąca inflacja, rosnące stopy procentowe), podobne obligacje rok później emitowane są z odsetkami na poziomie 7%, czyli pozwalają zarobić już nie 5 PLN, a 7 PLN — to więcej od tego, co wcześniej przez nas kupiona obligacja. Ponieważ kupony odsetkowe naszej obligacji są stałe (zawsze 5% w skali roku), jej cena na rynku będzie mieć tendencję do spadania — ludzie chętniej kupią obligacje płacące 7% niż te “stare”, płacące zaledwie 5% w skali roku. Zatem jeśli byśmy chcieli sprzedać na rynku naszą obligację przed terminem wykupu raczej nikt ze zechce nam zapłacić za nią 100 PLN — musimy “zachęcić” inwestorów do kupna naszej obligacji niższa ceną. Po prostu zmieniły się warunki rynkowe od momentu kupna naszej obligacji.

W dużym uproszczeniu można założyć, że nasza obligacja o cenie nominalnej 100 PLN spadnie w takim przypadku do 98 PLN – kupując ją w tej cenie z dyskontem, inwestor po roku otrzyma 5 PLN odsetek, a dodatkowe 2 PLN zarobi gdy obligacja zostanie wykupiona przez emitenta za 100 PLN. Dzięki spadkowi ceny obligacji, jej rentowność wzrosła (inwestor zarobił 7%, a nie 5%) i pozwoliła zarobić inwestorowi również 7 PLN.

Mechanizm ten analogicznie działa i w drugą stronę: wzrost ceny obligacji zmniejsza jej rentowność — inwestor zarabia mniej niż wynika to z kuponów odsetkowych, ponieważ za obligację musi zapłacić więcej niż cena nominalna. To jest przypadek z którym często mamy do czynienia właśnie w sytuacji bessy na rynku akcji — akcje spadają, obligacje rosną. Jeśli więc kupimy 2-letnią obligację za 100 PLN, która płaci 5% odsetek rocznie, a po roku czasu nowo emitowane obligacje będą płacić już tylko 3%, cena naszej obligacji w uproszczeniu wzrośnie do 102 PLN. Tyle mniej więcej moglibyśmy oczekiwać od kogoś, gdyby chciał ją od nas kupić. Wówczas inwestor płacąc 102 PLN, przy wykupie otrzyma już tylko 100 PLN, ale kupon odsetkowy będzie miał na poziomie 5%, a nie 3%.

PAMIĘTAJ Rosnące stopy procentowe powodują, że nowo emitowane obligacje są wyżej oprocentowane niż stare. Dlatego, aby te stare obligacje płacące niższe odsetki były równie atrakcyjne, ich cena rynkowa spada.

UWAGA Zmiana ceny obligacji ma znaczenie tylko wtedy, gdy jako jej posiadacze zechcemy ją sprzedać przed terminem wykupu. Wówczas możemy na tym stracić lub zyskać, ponieważ otrzymać możemy za naszą obligację inną kwotę, niż jej cena nominalna. Jeśli jednak będziemy trzymać obligację w portfelu do samego końca (do terminu wykupu), otrzymamy jej wartość nominalną (o ile nie ziści się ryzyko kredytowe i ktoś nie zwróci nam wtedy ani grosza).

Innym powodem do zmiany ceny obligacji może być kondycja finansowa podmiotu, który takie obligacje wyemitował. Jeśli przykładowo firma wyemitowała obligacje po 100 PLN, ale w międzyczasie mocno podupadła jej wiarygodność kredytowa, niektórzy inwestorzy mogą nie chcieć trzymać takich obligacji w portfelu do momentu ich planowanego wykupu. O ile ktoś będzie chciał od nich kupić takie obligacje na rynku wtórnym (np. na giełdzie), o tyle raczej nie będzie chciał płacić pełnej ceny, czyli zamiast 100 PLN może być to przykładowo kwota 80 PLN. Anyway — to już zabawa w rosyjską ruletkę, której nie polecam. Bo jeśli skusimy się na kupno obligacji za 80 PLN, licząc, że na koniec zostanie ona wykupiona za 100 PLN, ryzykujemy 100% kapitału — tyle stracimy, jeśli firma upadnie, albo nie wykupi obligacji.

Problem ze zbyciem obligacji, czyli tak zwane ryzyko płynnościowe, również może mieć negatywny wpływ na wycenę papierów. Po prostu gdy, jak to się ładnie mówi, podaż nie krzyżuje się z popytem (sic!), aby wyjść z inwestycji możemy być zmuszeni do sprzedania naszej obligacji znacznie poniżej jej nominalnej wartości. Nieszczęścia często chodzą parami i tak jest również w tej sytuacji, gdyż ryzyko płynności jest zwykle powiązane z ryzykiem kredytowym.

Nie zawsze jednak zmiana cen obligacji ma wpływ na inwestycję inwestora. Jeśli bowiem trzyma on obligacje od momentu emisji do momentu terminu wykupu, fluktuacje cen są dla niego bez znaczenia. Oczywiście zakładając, że nie zrealizuje się ryzyko kredytowe. W powyższym przykładzie inwestor kupiłby obligacje za przykładowo 100 PLN, w międzyczasie otrzymywałby odsetki, a na koniec wróciłaby do niego pierwotna kwota – owe 100 PLN. Nawet jeśli w międzyczasie obligacja ta na rynku była wyceniana po 95 PLN czy po 105 PLN, w takim scenariuszu jest to bez znaczenia na finalny wynik inwestycji.

Zmiana ceny obligacji ma jednak znaczenie na wycenę jednostek ETF obligacji (lub funduszu obligacji), ponieważ nie ma on terminu wykupu. Jeśli dziś będę chciał sprzedać jednostki ETF obligacji, to otrzymam tyle kapitału, na ile te obligacje wycenia rynek i może być to mniej niż wartość nominalna obligacji w portfelu danego ETF! Spokojnie — ten temat też rozpracujemy w dalszej części.

UWAGA Interesującym produktem dla szukających bezpiecznych inwestycji w PLN są detaliczne obligacje skarbowe, które można kupić pod linkiem http://www.obligacjeskarbowe.pl. Jest to inwestycja teoretycznie bezpieczniejsza niż lokata w banku, a przy okazji ma kilka interesujących cech.
Odsetki opodatkowane są dopiero w chwili ich wykupu lub wcześniejszego wykupu, gdy chcemy je spieniężyć na żądanie. Przez lata można więc pomnażać kapitał bez potrzeby płacenia podatku. Poza tym nie ma ryzyka stopy procentowej — zawsze otrzymamy w każdej chwili wartość nominalną obligacji. Jeśli ktoś regularnie żongluje lokatami bankowymi, to zdecydowanie polecam przyglądnąć się temu instrumentowi.

ETF obligacji — to naprawdę proste!

OK, w tym momencie już powinieneś wiedzieć o co z grubsza chodzi w obligacjach. Kupując obligację, pożyczamy komuś kasę na określony czas, a w międzyczasie otrzymujemy za to kupony odsetkowe. Obligację albo zbywamy w dowolnym momencie na rynku wtórnym, albo trzymamy do z góry ustalonego momentu ich wykupienia przez emitenta. Easy! To po cholerę mi jeszcze ETF obligacji?

UWAGA Z perspektywy inwestora z Polski, aby móc inwestować na rynku obligacji poprzez ETF, musimy godzić się na to, że inwestycje te nie będą realizowane w PLN, a przede wszystkim w jednej z wiodących walut jak USD czy EUR.

Podstawy, czyli po co powstał ETF obligacji?

Dziś już nikogo nie dziwi to, że ETF umożliwia nam w prosty sposób kupno koszyka akcji, który odwzorowuje jakiś indeks giełdowy, na przykład WIG20 czy S&P 500. Nie każdy może jednak wie, że w świecie obligacji również istnieją indeksy, które w analogiczny sposób mogą być odwzorowane. Co więcej, w przypadku rynku obligacji często to jedyny sposób, by w ogóle inwestor indywidualny mógł inwestować na tym rynku.

ETF umożliwia w prosty sposób kupowanie koszyka różnych obligacji, opakowanego w jednostkę funduszu, która jest w obrocie na giełdzie papierów wartościowych niczym akcja jakiejś spółki. Zwykle ETF obligacji, analogicznie jak ETF dla rynku akcji, tworzone są z określoną charakterystyką. Mamy zatem szereg ETF obligacji skarbowych, korporacyjnych, komunalnych, długoterminowych, średnioterminowych, itd., itp. To bardzo wygodne. Kupujesz sobie koszyk obligacji w identyczny sposób jak akcje jakiejś spółki na giełdzie, a przy okazji masz zagwarantowaną dywersyfikację portfela według swoich preferencji inwestycyjnych.

Kamil Gemra, czyli o podstawach inwestowania w obligacje

Kamil Gemra przybliżz szczegóły stojące za obligacjami. Co to jest, po co to jest, jak to można wykorzystać, ile można zarobić, no i ile można stracić? Jeśli jesteś zupełnie początkujący w tematyce obligacji, a chcesz go poznać, to ten odcinek jest dla Ciebie.

Czytaj dalej →

Ale co w tym pięknego, jeśli na giełdzie (i nie tylko tam), można sobie często też kupić dowolne obligacje? Otóż kupno wielu różnych obligacji indywidualnych “na piechotę”, samodzielnie, może być problematyczne z wielu powodów.

Po pierwsze, jeśli dysponujemy niewielkim kapitałem (na przykład kilka tysięcy PLN), to trudno zbudować zdywersyfikowany portfel obligacji. Przykładowo kupno małych pakietów obligacji może wiązać się z relatywnie dużym kosztem w postaci prowizji brokerskiej, co może “zabić” rentowność takiej inwestycji — jednym rozwiązaniem może być wtedy włożenie wszystkich jajek do tego samego koszyka, czyli kupno obligacji od jednego emitenta.

Po drugie, nawet jeśli zbudujemy samodzielnie portfel obligacji, to musimy go na bieżąco obsługiwać monitorując jego zachowanie, odpowiednio reagując na zmiany rynkowe, czy też szukać nowych papierów, gdy obecne obligacje zostaną wykupione przez emitenta. Osobiście wolę poświęcać swój czas na przyjemniejsze aktywności. 🙂

Wreszcie po trzecie, nie każda obligacja jest łatwo dostępna dla inwestora indywidualnego, a sprawa jeszcze bardziej się komplikuje, gdy chcemy przykładowo inwestować w obligacje emitowane poza Polską. To nie jest tak, że każda obligacja jest w obrocie giełdowym. Do tego dochodzi problem z płynnością: pozbycie się obligacji przed terminem wykupu może być trudne albo sporo kosztować — mówiąc krótko ryzyko wyjścia z inwestycji może być znaczne.

ETF wszystkie wymienione bolączki rozwiązuje za nas pobierając za to niewielka opłatę, nierzadko poniżej (i to znacznie) 0.1% od zainwestowanego kapitału w skali roku. Tak, to nie pomyłka: inwestując na przykład 10 000 USD zapłacimy za taką “usługę” często znacznie mniej niż 10 USD w skali roku. Powiedz o tym swojemu doradcy finansowemu, który oferuje Ci właśnie inwestycję życia w funduszu aktywnie zarządzanym…

O kosztach jeszcze napiszę więcej w dalszej części artykułu, ponieważ to kluczowy element inwestowania. Tymczasem zwrócę uwagę na kilka aspektów jakie wynikają z faktu inwestowania w obligacje przy pomocy ETF, które są kluczowe do zrozumienia.

Czym różni się ETF obligacji od… obligacji?

Jak już wiesz, obligacja ma określony termin wykupu, po którym otrzymujemy zwrot kasy (w międzyczasie otrzymujemy też zwykle kupony odsetkowe). W przypadku ETF (jak i klasycznego funduszu inwestycyjnego rynku obligacji) portfel składa się z wielu obligacji, które są opakowane w jednostkę funduszu. Zarządzający takim funduszem nie musi trzymać obligacji w portfelu do ich wykupu — może je sprzedać wcześniej. To rodzi pewne konsekwencje, ponieważ ETF obligacji jako całość nie ma terminu wykupu. OK, jest wyjątek od tej reguły, ale o tym później, bo odnosi się on do wciąż bardzo małej i specyficznej grupy ETF.

Obligacje wchodzące w skład portfela ETF mogą mieć różne daty wykupu. Owszem, ETF może skupiać się na przykład na obligacjach 3-letnich, ale to nie znaczy, że wszystkie obligacje mają dokładnie termin wykupu w tym samym czasie. Ten 3-letni okres wykupu jest tylko pewną średnią dla całego portfela danego ETF. Jedne obligacje mogą w danym momencie wygasać, inne mogą być sprzedawana przez zarządzającego ETF przed terminem wykupu, a jeszcze inne właśnie mogą być nabywane na rynku.

Zatem jednostka ETF obligacji nie zostaje wykupiona w określonym czasie w przyszłości, jak ma to miejsce z obligacją kupioną indywidualnie, nawet jeśli fundusz inwestuje w obligacje 3-letnie. Tam czas niejako się zatrzymał: portfel ma średni czas obligacji 3 lata do wykupu, ale my możemy trzymać takiego ETF w portfelu bez ograniczeń w nieskończoność. Zarządzający portfelem ETF dba o to, by kapitał był zainwestowany ciągle. Sprzedając więc ETF otrzymamy kwotę za obligacje taką jak wycenia ją w danym momencie rynek. Mówiąc krótko: w tym przypadku fluktuacja cen na rynku obligacji, o której wcześniej pisałem, ma znaczenie.

PAMIĘTAJ Kupując nawet najbezpieczniejsze obligacje skarbowe na świecie o najmniejszym ryzyku kredytowym, Twoja inwestycja może wygenerować stratę, gdy będziesz musiał z niej wyjść przed terminem ich wykupu! Przykładowo, jeśli rosnąć będą stopy procentowe, wycena obligacji skarbowych będzie spadać (jeśli inwestujemy w obligacje przez ETF — wycena jednostek będzie spadać). Warto o tym pamiętać zwłaszcza w obecnych czasach, gdzie historycznie na świecie mamy bardzo niskie stopy procentowe.

Zaletą ETF obligacji jest jego płynność. Z natury instrument taki jak obligacja nie jest tak często handlowany jak akcja. Ba, obligacje często nie są nawet dostępne w obrocie giełdowym. Jeśli więc ktoś ma w portfelu indywidualne obligacje, wyjście z tej inwestycji może być problematyczne i wiązać się ze sporym kosztem, ponieważ, żeby znaleźć drugą stronę transakcji, możemy być zmuszeni do sprzedania towaru taniej niż byśmy tego oczekiwali. Rynek ETF obligacji jest o wiele bardziej płynny (nawet miliony jednostek danego ETF w ciągu jednego dnia), a do transakcji dochodzi nawet jeśli obligacje wchodzące w ich skład nie są w tym czasie handlowane.

Obligacje zwykle płacą kupony odsetkowe co kilka miesięcy, na przykład co sześć. Ponieważ ETF ma wiele różnych obligacji w portfelu, które płacą kupony w różnych momentach, ETF obligacji wypłaca zwykle zbiorczą dywidendę w postaci gotówki każdego miesiąca. Dla niektórych osób może być to interesująca opcja, jeśli oczekują świeżej gotówki w regularnych interwałach czasu. Nie jest to jednak regułą, a do tego istnieją ETF obligacji, które nie płacą nigdy gotówki od kupnów odsetkowych tylko reinwestują ją, o czym będę jeszcze pisał później.

ETF obligacji z określoną datą wykupu

Wspomniałem już, że w ETF obligacji mamy ryzyko stopy procentowej (podobnie jak i w funduszach obligacji aktywnie zarządzanych), ponieważ nie ma tam terminu wykupu jak w przypadku indywidualnej obligacji. Cena kupna i sprzedaży jednostki ETF zawsze będzie oszacowana przez rynek w danym momencie, a konkretnie każda obligacja w portfelu ETF podlega rynkowej wycenie. Innymi słowy, suma wycen tych indywidualnych obligacji w portfelu ETF kształtuje wartość jednostki funduszu. Może się więc zdarzyć tak, że sprzedając jednostki ETF obligacji będą one mniej warte niż gdy je kupowaliśmy.

Aby po części temu zaradzić, powstały ETF obligacji, które “wygasają” (ang. Defined Maturity ETF) tak jak obligacje w z góry określonym dniu w przyszłości — po prostu zamiast jednostek ETF w portfelu inwestora pojawia się w ich miejsce gotówka, a sam fundusz “znika”. Mówiąc jeszcze inaczej: to taki sprytny ETF, który zachowuje się równocześnie jak każdy ETF i jak obligacja kupowana indywidualnie.

Z natury rzeczy ETF obligacji z określoną datą wykupu jest w obrocie giełdowym, a więc można go kupić i sprzedać w każdej chwili, natomiast obligacje wchodzące w jego skład mają termin wykupu przypadający w tym samym roku. Gdy wszystkie obligacje są wykupione (ten proces trwa kilka miesięcy), inwestor otrzymuje gotówkę. Jeśli więc ktoś nie chce ponosić ryzyka stopy procentowej, zwłaszcza w sytuacji gdy stopy procentowe rosną powodując spadki cen obligacji, wystarczy po kupieniu ETF trzymać go do końca — dokładnie tak samo jak byśmy to mogli zrobić z indywidualną obligacją. Z drugiej strony, jeśli stopy procentowe spadają, obligacje mogą drożeć, a inwestor może zrealizować zysk, bez potrzeby czekania na datę wykupu.

W praktyce wygląda to tak, że mamy serię kilku ETF, tu o hipotetycznej nazwie ABC:

  • ABC 2023
  • ABC 2024
  • ABC 2025

Znaczy to, że ETF ABC wygasa odpowiednio w 2023, 2024 i 2025 roku. Dzięki temu, gdy wygaśnie nam przykładowo ETF ABC 2023 w 2023 roku, będziemy mogli otrzymaną gotówkę zainwestować na przykład w ETF ABC 2026 (wygasającym w 2026 roku).

Podsumowując ETF z określoną datą wykupu to interesująca konstrukcja, bo łączy pożądane cechy z kilku światów:

  • wygasa podobnie jak obligacja kupiona indywidualnie (a więc można przetrzymać inwestycję do momentu wykupienia neutralizując ryzyko stopy procentowej)
  • jest w obrocie giełdowym jak każdy inny ETF czy akcja (a więc neutralizuje ryzyko płynnościowe)
  • zapewnia dywersyfikację, bo wciąż jest to portfel funduszu zbudowany z wielu obligacji

Przykładem takich ETF jest Invesco BulletShares  oraz seria iShares iBonds. Niestety póki co jest to wciąż margines rynku ETF obligacji, chociaż może to się zmieniać, ponieważ przed nami znacznie większy potencjał do wzrostów stóp procentowych niż do ich spadków i część inwestorów w ten sposób będzie mogło chcieć eliminować ryzyko rosnących stóp procentowych.

ETF obligacji z określoną datą wykupu pozwalają realizować strategię tak zwanego drabinkowania (ang. laddering), coś co stosowane bywa przy inwestowaniu w obligacje indywidualne. Realizacja takiej strategii jest jednak o wiele prostsza przy wykorzystaniu ETF niż obligacji zakupionych indywidualnie.

Drabinkowanie to seria inwestycji, których daty wykupu przypadają na przykład każdego roku, przez kolejne 10 lat.

Wyobraźmy sobie, że mamy 100 000 USD, które dzielimy na 10 równych części, czyli po 10 000 USD. Pierwsza część wygasa w tym roku, druga w następnym, i tak dalej. Dzięki temu każdego roku, gdy wykupiona zostanie część naszej inwestycji, mamy szansę na reinwestowanie tego kapitału na obecnie obowiązujących warunkach rynkowych — mam tu na myśli stopy procentowe.

Taka konstrukcja portfela obligacji pomaga też na upłynnieniu części inwestycji, gdy potrzebna jest nam gotówka. Chodzi o to, że zawsze w portfelu jest część obligacji, które mają krótki termin wykupu, a co za tym idzie ich wyceny rynkowe są mniej podatne na wahania cen.

Czym różni się ETF obligacji od aktywnie zarządzanego funduszu inwestycyjnego obligacji?

ETF obligacji i fundusze inwestycyjne obligacji mają wiele cech wspólnych i na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że nie ma między nimi wielkich różnic. Ich portfele składają się z w wielu różnych obligacji (nierzadko setek, a nawet tysięcy), co ułatwia inwestorowi dywersyfikację, zwłaszcza gdy operujemy mniejszym kapitałem.

Gdybyśmy chcieli kupować pojedyncze obligacje, to byłoby to kłopotliwe lub wręcz niemożliwe w wielu przypadkach, o kosztach nie wspominając. Kolejne podobieństwo polega na tym, że fundusz inwestycyjny, podobnie jak ETF, wypłaca odsetki lub mogą być one reinwestowane, podnosząc wartość jednostek. ETF, podobnie też jak i klasyczne fundusze, mogą być wąsko ukierunkowane w określony segment rynku: np. krótkoterminowe i długoterminowe papiery skarbowe, obligacje krajów rozwijających się, obligacje chroniące przed inflacją, obligacje korporacyjne, i tak dalej.

ETF mają jednak kilka przewag nad klasycznymi, aktywnie zarządzanymi funduszami inwestycyjnymi:

  • Są notowane na giełdzie, a więc można je kupować podczas sesji giełdowej w dowolnym momencie.
  • Można otworzyć na nich krótką pozycję, czyli mówiąc kolokwialnie „grać na spadki” — daje to więcej możliwości do opracowania strategii inwestycyjnych.
  • Całkowite koszty jakie ponosi inwestor ETF są zwykle dużo niższe niż w przypadku funduszy inwestycyjnych (wliczając nawet koszty transakcyjne i spread). Te różnice mogą być drastyczne, co przekłada się bardzo na końcowy wynik z inwestycji.

Te niższe koszty ETF obligacji wynikają z tego, że zwykle stara się on replikować jakiś indeks obligacji, jak na przykład Bloomberg Barclays Global Aggregate Bond Index, Bloomberg Barclays US Treasury Index czy J.P. Morgan Government Bond Index. To jest analogiczna sytuacja do tej jaką mamy w przypadku ETF dla rynku akcji. Mówiąc ludzkim językiem, zarządzający funduszem ETF nie stara się pobić rynku, tylko odwzorować konkretny rynek najwierniej jak to możliwe.

Linda Bradford Raschke, czarodziejka z Wall Street

Bohaterka słynnej serii książek J. Schwager’a, Czarodzieje Rynku. W tym wywiadzie Linda opowiada między innymi o swoich doświadczeniach podczas wielkich krachów finansowych. Daje również wiele praktycznych porad dla każdego kto chce zarabiać na rynkach finansowych.

Czytaj dalej →

Dla przykładu zarządzający aktywnym funduszem obligacji ma wiele obowiązków na głowie. Przede wszystkim musi starać się dobrać strategię inwestycyjną, której wynikiem będą jak najlepsze wyniki — a to cholernie trudne zadanie. Przykładowo musi on podjąć decyzję jaki poziom ryzyka wybrać, czy mają przeważać obligacje krótko-, czy długoterminowe, czy obligacje sprzedać przed terminem wykupu, a może trzymać je do samego końca, starając się przewidzieć ruchy banków centralnych co do poziomu stóp procentowych. A to zaledwie muśnięcie tego zakresu zadań jakie stoją przed zarządzającym funduszem obligacji.

Chciałbym zwrócić jeszcze tu uwagę na jeden aspekt związany z tym, że ETF obligacji są notowane na giełdzie. Otóż ich wycena w ciągu dnia jest „płynna”, jest tam ciągła walka popytu z podażą. Co prawda nie są to zwykle fluktuacje cen o rozpiętościach znanych na rynku akcji ale dochodzi mimo wszystko do odklejania się wycen od wartości zarządzanych przez ETF aktywów netto (Net Asset Value, NAV).

Mówiąc prostym językiem: można kupić ETF taniej niż to by wynikało z „papierów”, ale można i za niego przepłacić — początkujący inwestor powinien na to uważać, zwłaszcza na mniej płynnych ETF. Są mechanizmy, które mają temu zapobiegać. Tego problemu nie ma w przypadku klasycznie zarządzanego funduszu, bo tam kupno czy sprzedaż jednostek jest zawsze po cenie NAV, która szacowana jest na koniec dnia po zamknięciu się rynków finansowych.

Duration, czyli co?

Celowo piszę o tym nieco dalej, żeby nie odstraszyć Cię dziwnymi terminami. 🙂 Ale spoko, to nie takie straszne jak się zaraz przekonasz.

Matematyka stojąca za modelami portfeli inwestujących w obligacje jest dość zagmatwana z punktu widzenia przeciętnego inwestora. Ale nie trzeba schodzić do poziomu jaki zaproponował na przykład Frederick Macaulay, twórca koncepcji tak zwanego czasu trwania obligacji, w skrócie po angielsku duration. Wystarczy rozumieć prawa na wyższym poziomie, bo i tak nikt na piechotę w głowie tego wszystkiego liczyć nie będzie.

Pisałem już, że jeśli kupon odsetkowy nie jest indeksowany stopą procentową (czyli jest stały), wówczas cena obligacji spada, gdy stopy procentowe idą w górę, i na odwrót. Jest to proste do zrozumienia: jeśli stopy procentowe idą w górę, a nowo emitowane obligacje płacą więcej niż stare, to cena tych starych będzie spadać, tak by ich kupno pozwoliło zarobić podobnie do nowo emitowanych obligacji.

Jest jednak myk polegający na tym, że inaczej zmieniać będzie się wycena obligacji, której czas wykupu jest za 3 lata, a jeszcze inaczej obligacji, której czasu wykupu przypada za 10 lat. Pewnie intuicyjnie czujesz, że obligacja 10-letnia będzie bardziej podatna na zmiany stóp procentowych niż 3-letnia — z prostego powodu: w okresie 10 lat mamy więcej ryzyka wynikającego ze zmiany stóp procentowych niż w obligacjach, które wykupione będa za 3 lata. Duration to mówiąc najprościej oszacowanie zmiany ceny obligacji w odpowiedzi na zmiany stóp procentowych. Ładnie mówi się często, że to miara wrażliwości na zmiany stóp procentowych.

Może być ona wyrażana w różny sposób, ale na nasze praktyczne potrzeby duration oznaczać będzie zmianę ceny obligacji, wyrażoną w procentach, przy zmianie stóp procentowych o 1%.

Przykładowo duration o wartości 5 oznacza, że jeśli stopy procentowe spadną/wzrosną o 1%, to cena obligacji wzrośnie/spadnie o 5%. Duration to jednak tylko szacunkowe obliczenie, a nie pewnik.

Podsumowując: jeśli ktoś inwestuje w papiery skarbowe, które nie są indeksowane do stopy procentowej, to wówczas te o krótszym okresie wykupu są “bezpieczniejsze”, ponieważ ich cena będzie mniej podatna na zmieniające się stopy procentowe. Duration jest obosieczną bronią: wysoki wskaźnik tej miary jest korzystny dla wyceny obligacji przy spadających stopach procentowych (obligacje drożeją) i niekorzystny przy rosnących stopach procentowych (obligacje tanieją).

W przypadku ETF obligacji duration jest uśrednioną wartością dla całego portfela (OK, to spore uproszczenie). I tak, przykładowo ETF o symbolu BIL, który inwestuje w 1-3 miesięczne bony rządu USA, ma obecnie wartość duration na poziomie 0.08. To znaczy, że podwyżka/obniżka stóp procentowych o 1% obniży/podniesie wycenę obligacji o około 0.08%.

WARTO ZOBACZYĆ Jeden z moich Czytelników (dzięki Artur!), podesłał fajnego linka, który w łopatologiczny sposób prezentuje działanie duration w praktyce. Polecam zerknąć!

Wskaźnik duration wygląda zupełnie inaczej dla ETF o symbolu TLT opartym na długoterminowych obligacjach rządu USA z terminem wykupu 20 lat i więcej. Tam wskaźnik duration wynosi obecnie 17.75, a więc zmiana stóp procentowych o 1% zmieni wycenę obligacji o około 17.75%. Jest więc to ETF o wiele bardziej wrażliwy na zmieniające się stopy procentowe niż ETF o symbolu BIL.

Kilka słów o ryzyku kredytowym raz jeszcze

Wspominałem już, że jednym z ryzyk inwestowania w obligacje jest ryzyko kredytowe. Sprawa jest prosta: jakiś podmiot (w tym kontekście najczęściej firma) emituje obligacje, których następnie nie wykupuje. Od strony inwestora oznacza to utratę 100% kapitału początkowego — na otarcie łez pozostaje mu czasami żyć z kilkoma procentami wypłaconymi w formie kuponów odsetkowych.

Zaletą ETF jest to, że kupując jego jednostkę mamy od razu zdywersyfikowany portfel, który może składać się nawet z tysięcy obligacji od różnych emitentów. To amortyzuje skutki ewentualnych wpadek z niewykupionymi obligacjami. Nie oznacza to jednak, że zachęcam do zasady “hulaj dusza, piekła nie ma”. Nie warto kierować się bez dogłębnego zrozumienia wynikiem ETF za ostatni rok, czy nawet kilka lat. Należy wnikliwie czytać jak wygląda portfel danego ETF obligacji, bo różnice mogą być ogromne. ETF obligacji oparty o portfel papierów nazywanych wprost śmieciowymi ze względu na niepewną kondycję finansową emitentów, a ETF oparty o krótkoterminowe papiery emitowane przez rząd USA to zupełnie inne instrumenty. W pierwszym przypadku kwestia ryzyka kredytowego gra pierwszoplanową rolę, w przypadku drugim marginalne.

Gdzie kupić ETF obligacji i ile to kosztuje?

Akronim ETF pochodzi od angielskich słów Exchange Traded Fund, czyli rodzaj funduszu, którego jednostki uczestnictwa są dostępne w obrocie na rynku giełdowym. Z tego zaś wynika, że musimy mieć konto maklerskie, aby być w stanie kupować i sprzedawać takie jednostki. Przy czym otwarcie konta maklerskiego w Polsce z dostępem do Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie nic nam nie da, gdyż tam nie ma w obrocie ani jednego ETF na obligacje — przynajmniej póki co, chociaż na ich wysyp też bym się nie nastawiał w najbliższych latach. Musimy zatem mieć dojście do giełd zagranicznych, gdzie handluje się takimi papierami.

Niektóre polskie domy maklerskie oferują dostęp do giełd zagranicznych w tym do ETF obligacji. Plusem tego rozwiązania jest niewątpliwie fakt łatwiejszego do rozliczenia podatku, bo PIT przygotuje nam biuro maklerskie. Minusem tego rozwiązania jest zwykle nieefektywność podatkowa (np. zapłacimy większy podatek od wypłacanych odsetek) i delikatnie mówiąc słone opłaty (prowizje) za kupno i sprzedaż ETF. O ile ktoś nie dysponuje większym kapitałem (trudno to określić, powiedzmy umownie minimum 10 000 USD), wówczas nie warto “wychodzić” za granicę, otwierając tam konto maklerskie.

Budujemy krótkoterminową strategię transakcyjną - praktyczny przykład

Krok po kroku prokazuję proces budowy i testowania krótkoterminowej strategii transakcyjnej.

Czytaj dalej →

Z drugiej strony, jeśli dysponujemy większym kapitałem, wówczas zdecydowanie polecam rozważenie opcji otwarcia konta za granicą. Żeby nie być gołosłownym, przykładowo Interactive Brokers (nie jest to link afiliacyjny) w którym posiadam konto, pobiera opłatę w wysokości 0.005 USD za każdą jednostkę ETF, nie mniej jednak niż 1 USD od transakcji. Czyli kupując hipotetyczny ETF na kwotę opiewającą na 20 000 USD (100 USD za jednostkę, czyli 200 jednostek), zapłacimy prowizję brokerowi w wysokości 1 USD (200 jednostek * 0.005 = 1 USD).

Dodam, że można kupować niektóre ETF zupełnie bez płacenia prowizji maklerskiej! Bardzo szeroką ofertę ma tu na przykład moja ulubiona firma Vanguard, która nie tylko jest twórcą wielu ETF (jak i samej idei takich funduszy), ale oferuje też usługi brokerskie, a za handel ich ETF nie musimy płacić ani grosza.

Analogiczna transakcja w jednym z domów maklerskich w Polsce, który oferuje dostęp do rynku zagranicznego, kosztuje 0,29% i nie mniej niż 9.90 USD. W powyższym przykładzie nabycie tego samego pakietu ETF kosztowałoby zatem nas 58 USD. Sprzedając ten pakiet ETF zapłacimy podobną kwotę drugi raz. O ile jest to inwestycja na lata, ten koszt może być pomijalny. Z drugiej strony redukcja kosztów transakcyjnych to jeden z nielicznych darmowych obiadów w świecie inwestycji.

Wielką zaletą ETF jest to, że jest on dostępny w obrocie giełdowym, ale ten z kolei wiąże się z ponoszeniem kosztu w postaci tak zwanego spreadu, co jest naturalną rzeczą dla każdego rynku. Bez względu na to gdzie mamy konto maklerskie, kupując czy sprzedając ETF ponosimy ten koszt zawsze, co wynika z różnicy oferty kupna (tak zwana cena “bid”, czyli najwyższa cena jaką oferują kupujący) i sprzedaży (tak zwana cena “ask”, czyli najniższa cena jaką oferują sprzedający) danego papieru wartościowego na rynku. Mówiąc najprościej, sprzedający stara się sprzedać swój towar drożej, a kupujący stara się zapłacić mniej — wynikiem tych ciągłych rynkowych negocjacji cenowych jest właśnie spread.

Zła wiadomość jest taka, że na mniej płynnych ETF, koszt spreadu może być większy niż owo 0.29% prowizji płaconej brokerowi w Polsce. Dlatego należy zwracać na niego baczną uwagę.

Dobra wiadomość jest taka, że istnieją ETF obligacji (i nie tylko obligacji) gdzie koszt ten może być poniżej 0.1%, a nawet i poniżej 0.01% (tylko nie mów tego koledze handlującemu na NewConnect)! Kolejna dobra wiadomość jest taka, że zwykle ETF obligacji kupowany jest na dłużej (miesiące, lata), co amortyzuje ten koszt. No a na koniec: z czasem można nabrać doświadczenia w składaniu zleceń, tak by dokonywać transakcji po “lepszych” cenach.

Należy też pamiętać o kosztach jakie pobiera sam wystawca jednostek ETF o których już wspominałem wcześniej. W przypadku ETF obligacji koszt taki zwykle jest mocno poniżej 0.5% w skali roku.

Podsumowując kwestię kosztów: zawsze należy na nie zwracać uwagę, bo o ile nie jesteśmy w stanie nigdy przewidzieć 100% ruchów na rynku, o tyle możemy kontrolować koszty jakie ponosimy zawierając na rynku transakcje. Jest to zarazem, obok podatków, najprostszy i najpewniejszy sposób na budowanie naszej przewagi rynkowej.

I jeszcze coś co brzmi nieco banalnie, ale jest powszechnie ignorowane: każda zawierana przez nas transakcja powinna być realizowana w oparciu o konkretną strategię, o konkretny plan. Cóż z tego, że mamy niskie prowizje, niskie spready, dostęp do świetnych ETF, jeśli dryfujemy na rynku bez planu. Temu tematowi poświęcimy jeszcze sporo miejsca w kolejnym wpisie.

A na koniec kwestia dostępu do ETF o czym pisałem nieco więcej w tym tekście. Problem w tym, że dla dobra klientów wprowadza się szereg regulacji. Zaraz, zaraz — jak to problem, jeśli robi się to dla ich dobra? Nie jestem ekspertem w temacie, ale wskutek regulacji w Unii Europejskiej, a co gorsza ich interpretacji nad Wisłą, brokerzy podlegający KNF odcięli klientom dostęp do ETF, które nie spełniają zapisów tak zwanej dyrektywy MIFID II. Jest to taki gold-plating w wydaniu KNF — tak to przynajmniej oceniam z punktu widzenia klienta, którego pozwala się oszukiwać bankowi w przysłowiowym okienku na każdym kroku, ale nie pozwala się mu samodzielnie inwestować własnego kapitału.

Najprostsza sprawa jest z ETF, który ma przypiętą etykietkę UCITS. Takie ETF są uważane za “bezpieczne” dla inwestora indywidualnego, a dostęp do nich nie jest ograniczony inwestorowi indywidualnemu z Unii Europejskiej. Akronim ten pochodzi od słów Undertakings for Collective Investments in Transferable Securities, z czego w języku polskim zrobiono potworka w postaci Przedsiębiorstwa Zbiorowego Inwestowania w Zbywalne Papiery Wartościowe.

Generalnie UCITS to zbiór wymogów i regulacji unijnych o których tu nie będę pisał w tej chwili, a które fundusze muszą spełnić, by móc dystrybuować je w ramach Unii Europejskiej pod warunkiem uzyskania odpowiedniej zgody ze strony macierzystego regulatora. To niestety temat, gdzie zamiast inwestowaniem człowiek zajmuje się biurokracją, więc temat zamykam.

Jak kupić ETF (obligacji), czyli garść praktyki

Wiemy już, że aby móc handlować ETF potrzebne jest nam konto maklerskie. Platformy brokerów różnią się wyglądem i funkcjonalnością między sobą, ale pewne rzeczy wyglądają podobnie. Trzeba wskazać co, ile i po ile chcemy kupić lub sprzedać.

Poniżej przykładowy zrzut ekranu z platformy Interactive Brokers. W lewym górnym rogu wpisany jest symbol BND, czyli ETF o nazwie Vanguard Total Bond Market, naśladujący indeks obligacji o nazwie Bloomberg Barclays U.S. Aggregate Bond Index. Jest to jeden z większych ETF obligacji w USA, którego portfel składa się z ponad 8000 różnych obligacji o niskim ryzyku inwestycyjnym (ponad 60% to obligacje rządu USA — najmniejsze ryzyko kredytowe, pozostałe papiery mają rating kredytowy nie niższy niż Baa, a prawdopodobieństwo bankructwa jest zwykle mocno poniżej 1% w przeciągu 5-lat).

Widać na ekranie oferty bid/ask. Kupujący oferują kwotę bid 85.08 USD (dla 302 jednostek funduszu), a sprzedający kwotę ask 85.09 USD (dla 87 jednostek funduszu). Spread, czyli rozpiętość pomiędzy bid/ask wynosi zaledwie 1 cent. Fundusz ten ma pod sobą 42 miliardy dolarów aktywów, a dzienny wolumen obrotu przekracza 200 milionów dolarów, czyli więcej niż nierzadko mamy na naszej całej GPW. Cóż, taki mamy nadwiślański klimat. 😉

Gdybyśmy zechcieli kupić, jak powyżej, 100 jednostek BND po cenie 85.09 USD za sztukę, po wciśnięciu przycisku SUBMIT (górny prawy część okienka) od razu zrealizowałoby się kupno 87 jednostek, bo tyle jest wystawionych w tej cenie na sprzedaż. Co z brakującymi 13 jednostkami?

Tu zasada jest nieco inna niż przy rynku akcji, gdzie liczba akcji danej spółki nie zmienia się w ciągu dnia — nikt nie może ot tak w ciągu sesji „utworzyć” nowych akcji i wpuścić ich do obrotu. W przypadku ETF liczba “akcji”, czyli jednostek może się zmieniać, i zmienia się. Jeśli pojawi się przykładowo spory popyt na kupno ETF w cenie rynkowej, a nie ma chętnych na jego zaspokojenie, nowe jednostki ETF mogą zostać utworzone “w locie”. Cały mechanizm jest dość skomplikowany gdyby wejść w detale więc odpuścimy sobie jego opisywanie, żeby nie zaciemniać obrazu. Nie jest to jednak niezbędne do zrozumienia, aby skutecznie móc inwestować na rynku ETF.

Warto jednak pamiętać, że jednostki ETF wędrują nie tylko pomiędzy inwestorami, ale popyt i podaż jest również “zaspokajany” przez dodatkowego uczestnika rynku, odpowiadającego za tworzenie i umarzanie jednostek ETF. Oczywiście podmiot dostarczający ETF na rynek (tu firma Vanguard) stara się skupić pod sobą jak najwięcej kapitału, bo to jego biznes. Dla przykładu, jak już wspominałem, BND to 42 miliardy dolarów w aktywach, za zarządzanie których Vanguard kasuje rocznie 0.035%. To nie pomyłka: nie 3%, nie 0.3%, tylko 0.035%! Koniecznie porównaj to z opłatami funduszy obligacji na rynku w Polsce. Jeśli doradza Ci „profesjonalny” doradca, sprzedający cudowny produkt — zapytaj go o to i pokaż mu ten tekt. A następnie raz jeszcze zobacz jaki ma to wpływ na Twoją inwestycję.

Wróćmy jednak do naszej transakcji kupna ETF o symbolu BND. W powyższym przykładzie kupno 100 jednostek ETF , wartych ponad 8500 USD kosztowałoby nas w Interactive Brokers 1 USD (to minimalny koszt prowizji, każda jednostka kosztuje 0.005 USD). Dlatego w Interactive Brokers kosztowo lepiej kupować minimum 200 akcji/jednostek w każdej transakcji.

Gdy już mamy zakupione BND na swoim rachunku, jego wartość ulega ciągłej zmianie w czasie. Na zrzucie ekranu platformy Interactive Brokers widzimy na wykresie jak wartość jednostki BND zmieniała się w ostatnich miesiącach. Nie ulegajmy jednak złudzeniu, że inwestowanie w obligacje tylko zarabia. Tak się składa, że stopy procentowe w USA w tym okresie spadały, co “pomagało” wycenie obligacji, o czym już wcześniej pisałem.

To jednak nie jest pełny obraz, ponieważ ETF ten wypłaca każdego miesiąca dywidendę w postaci gotówki. Dla zobrazowania, obecnie jest to kwota w wysokości około 19 centów za jednostkę, czyli około 0.2% jej wartości. Mając 100 jednostek tego ETF, każdego miesiąca na nasze konto wpływa około 19 USD pomniejszone o podatek (zwykle 15%). Tej wypłacanej gotówki na tym wykresie nie widać. Piszę o tym, ponieważ jeśli budujesz strategię inwestującą w obligacje, powinieneś w niej uwzględnić wypłacane dywidendy, aby wyniki nie odbiegały od rzeczywistości.

Poniżej tabela pobrana ze strony firmy Vanguard z wyszczególnionymi dywidendami za kilka miesięcy, płaconymi przez ETF o symbolu BND.

Wartości wypłacanych dywidend są w każdym miesiącu inne, ponieważ ETF BND, jak już wspominałem, ma w portfelu ponad 8000 różnych obligacji. Każda obligacja może mieć inny termin wypłaty kuponów odsetkowych. Te spływając do wystawcy ETF są łączone razem, tworząc ostateczną kwotę dywidendy na jedną jednostkę ETF. Co do zasady jest to analogiczny mechanizm jak w przypadku ETF replikujący rynek akcji, który również może wypłacać dywidendy.

Na co zwracać uwagę przy wyborze ETF?

Wybór ETF do portfela powinien być podyktowany podążaniem za obraną strategią inwestycyjną, a nie randką w ciemno. Tym jednak zagadnieniem zajmę się w kolejnym wpisie, prezentując przykładową strategię.

Gdy już wiemy w jakiej specyfikacji ETF chcemy nabyć (np. jaki ma replikować indeks, w jaki typ obligacji ma inwestować), może okazać się, że pod ręką będzie kilka, lub wręcz kilkanaście alternatywnych rozwiązań.

Załóżmy, że chcemy zainwestować w ETF naśladujący jakiś indeks (tu mówimy o obligacjach, ale tak samo by to wyglądało przy ETF na indeks akcyjny). I zwykle zaczynają się schody, bo takich ETF może być od groma i jeszcze więcej. Na co więc zwrócić uwagę przy wyborze ETF? Poniżej wypunktowałem po krótce kilka aspektów:

  • Dostępność. Różni brokerzy mogą oferować różny dostęp do instrumentów. Z punktu widzenia inwestora z Polski ograniczeniem może być fakt, że nie będziemy mieć dostępu (albo będzie on ograniczony) do ETF notowanych poza Unią Europejską.
    Dostawca. ETF na ten sam indeks może być oferowany przez wielu dostawców. Przykładowi dostawcy to iShares firmy BlackRock, Vanguard, Amundi, Xtrackers, Invesco, Lyxor (Société Générale).
  • Regulacje. Z punktu widzenia inwestora z Polski kluczowa może być sprawa spełnienia przez ETF regulacji Unii Europejskiej UCITS (teoretycznie taki ETF jest też najbezpieczniejsz). Może też być tak, że ETF bez takiej etykiety będą dla nas niedostępne.
  • Dywidendy. ETF nawet tego samego dostawcy może być w dwóch odmianach: płacący dywidendę (distributing) lub akumulujący, czyli reinwestujący je w ramach jednostki funduszu (accumulating).
  • Waluta i hedging. ETF na np. indeks S&P 500, pomimo, że odnosi się do rynku akcji w USA, może być denominowany również w innych walutach niż tylko USD. Na GPW mamy wersję w PLN. Poza tym można też inwestować w innych walutach, np. EUR, GBP, AUD, CAD czy CHF. ETF może mieć też opcję zabezpieczenia walutowego, a więc pomimo, że mamy ETF na S&P 500 w EUR, to jego wartość będzie rosła/malała procentowo tak samo jak wersja w USD. W przeciwnym razie do ryzyka inwestycyjnego w sam indeks dochodzić może jeszcze ryzyko walutowe, jeśli ETF nie stosuje tego zabezpieczenia.
  • Kraj pochodzenia. Ze względów na przykład podatkowych, może mieć dla inwestora znaczenie z jakiego kraju pochodzi dany ETF. Przykładowo ETF na S&P 500, pomimo, że odnosi się do rynku amerykańskiego, może pochodzić z Irlandii czy Australii.
  • Rozmiar. Co do zasady, im więcej jest kapitału w ramach danego ETF, tym lepiej, ponieważ jest on bardziej płynny i pozwala na sprawniejsze zawieranie transakcji.
  • Replikacja. Więcej o tym mówię w odcinku o ETF. Chodzi tu o to, w jaki sposób ETF odwzorowuje określony indeks: poprzez kupno aktywów, które wchodzą w jego skład (replikacja fizyczna), czy wykorzystując inżynierię finansową (replikacja syntetyczna). Zdecydowanie polecana jest replikacja fizyczna. Czasami replikacja fizyczna jest próbkowana (ang. sampling), czyli portfel ETF zamiast zawierać 100% komponentów indeksu, zawiera pewien jego podzbiór. Dzieje się tak zwykle ze względów kosztowych i płynnościowych.
  • Opłaty. Są to koszty jakie ponosimy względem dostawcy ETF — im mniejsze, tym lepiej.

Gdzie szukać informacji o konkretnych ETF?

UWAGA Poniższe informacje odnoszą się ogólnie do ETF, nie tylko tych opartych na obligacjach.

Załóżmy, że wiemy już jak chcemy zainwestować nasze pieniądze — mamy gotową strategię inwestycyjną. Jak teraz w morzu tysięcy ETF dobrać do portfela te, które umożliwią nam zrealizowanie naszego planu? Jak nietrudno się domyślić są w internecie katalogi takich funduszy, gdzie można filtrować to czego szukamy.

Na początek pewna uwaga praktyczna. Otóż wyszukiwarki ETF specjalizują się zwykle w funduszach notowanych na konkretnych giełdach (obszarach geograficznych). Mamy więc przykładowo wyszukiwarki dla ETF notowanych na giełdach w USA, czy wyszukiwarki ETF, którymi handluje się w Europie. Podział ten jest o tyle istotny z punktu widzenia inwestora, gdyż może się okazać, że ma on dostęp przykładowo tylko do ETF europejskich — nie będzie miał możliwości nabycia innych ETF. To pokłosie regulacji Unii Europejskiej. Sprawa kolejna: w poszukiwaniach ETF jesteśmy skazani najczęściej na strony w języku angielskim.

Jeśli chodzi o ETF notowane na giełdach w USA, najczęściej korzystam ze strony etf.com. Poza kompletną bazą danych mamy tam też obszerny i ciekawy dział edukacyjny. Innym polecanym miejscem jest strona ETFdb.com, chociaż z niej akurat korzystam sporadycznie. Podawany wcześniej przykład z ETF o symbolu BND jest w obrocie na giełdach w USA — dlatego znajdziemy go w obu katalogach.

Jeśli chodzi o ETF notowane na giełdach europejskich korzystam ze strony justETF. Na tej stronie również jest dział edukacyjny, chociaż nie tak rozbudowany jak na etf.com. Nie znajdziesz tu wspomnianego przed chwilą ETF o symbolu BND, ponieważ to amerykański ETF — notowany na amerykańskich giełdach.

Korzystam też czasami bezpośrednio informacji na stronie wystawcy ETF — na przykład BlackRock.

Należy zwrócić uwagę, że ten sam ETF notowany może być na kilku giełdach. Przykładowo europejski ETF iShares Core € Corp Bond UCITS można odnaleźć na 6 giełdach. Zauważ, że poniższe zestawienie ma wspólny numer ISIN, czyli unikatowy numer papieru wartościowego w świecie finansowym. Przy okazji ISIN — dwie pierwsze litery są kodem ISO państwa z którego dany papier wartościowy pochodzi — u nas jest to Irlandia (IE). To nie przeszkadza jednak, by taki papier był w obrocie na giełdzie na przykład w Szwajcarii czy Niemczech, a do tego odpowiednio kwotowany w CHF i EUR.

Akumulacja czy dystrybucja odsetek — co lepsze?

Obligacje nazywają się instrumentami o stałym dochodzie, ponieważ z założenia wypłacają (dystrybuują) zwykle kupony odsetkowe w z góry określonych terminach. Całkiem fajne — pożyczasz komuś stówę na 5 lat, a w międzyczasie na przykład co pół roku dostajesz kupony odsetkowe. Jeśli kupisz obligację na rynku, zwykle kasa wpływa na Twoje konto — podobnie jak ma to miejsce w przypadku wypłacanych przez spółki dywidend. Pokazałem to powyżej na przykładzie ETF o symbolu BND.

Niektóre ETF (obligacji, ale i akcji) dają inwestorowi wybór co robić z gotówką pochodzącą z kuponów odsetkowych czy dywidend wypłacanych przez spółki: wypłacić ją na konto inwestora czy zainwestować ją w funduszu. Z czysto matematycznego punktu widzenia drugie rozwiązanie jest optymalne, bo na koncie nie zalega wolna gotówka, która “nie pracuje”.

W detalach jednak sprawa się nieco bardziej komplikuje z kilku powodów. Po pierwsze, to, że odsetki (czy dywidenda) została akumulowana w jednostce ETF (czyli nie otrzymaliśmy jej na konto w postaci gotówki), nie musi oznaczać, że nie zapłaciliśmy z tego tytułu podatku u źródła (choć jest to możliwe, choćby w przypadku ETF z Irlandii, który otrzyma 100% dywidendy z obligacji w USA). Po drugie nie każdy ETF jest dostępny w opcji z automatycznym reinwestowaniem kuponów odsetkowych. Nie ma zatem jednoznacznej odpowiedzi, jaki ETF wybrać i odpowiedzi najlepiej szukać w prospekcie konkretnego funduszu, uwzględniając przy tym swoją strategię inwestycyjną i sytuację podatkową.

ETF obligacji jako alternatywa dla lokaty w banku

Czasami spotykam pytania o możliwość oszczędzania w obcych walutach na lokacie bankowej. Można to robić w niektórych bankach w Polsce, jak i w bankach zagranicznych. W tym drugim przypadku sprawa się komplikuje zwykle, jeśli w owym kraju nie mieszkamy. Ba, może się skomplikować nawet jeśli mieszkamy w danym kraju, ale nie jesteśmy tam zameldowani (obowiązek meldunku w krajach UE pojawia się po 3 miesiącach nieprzerwanego pobytu) — taki przypadek miałem kilka lat temu w Belgii. Niestety z doświadczenia wiem, że nie ma tu twardej reguły i wiele może zależeć od konkretnego kraju, konkretnego banku, czy wręcz konkretnej osoby z którą przyjdzie nam załatwiać sprawę.

Uważam, że ETF obligacji może być świetną alternatywą dla lokaty — pod pewnymi warunkami jednakże. Owszem, jeśli ktoś wybierał lokatę ze względu na awersję do ryzyka, to ograniczyć się należy do ETF na obligacje o najmniejszym ryzyku (np. obligacje skarbowe rozwiniętych państw lub wręcz bony skarbowe o terminie wykupu 1-3 miesiące jak BIL, czy “europejskie” odpowiedniki w EUR). To ważne, bowiem ETF obligacji jest wrażliwy na zmiany stóp procentowych — im obligacje w jakie inwestuje ETF mają krótszy termin wykupu, tym ta wrażliwość jest mniejsza (mniejsze ryzyko).

Plusem takiego rozwiązania jest większa elastyczność względem lokaty w banku, ponieważ łatwiej kupić czy sprzedać ETF niż założyć lub zerwać lokatę bankową. Zerwanie lokaty może wiązać się też z utratą narosłych odsetek.

Kolejna zaleta ETF to możliwość automatycznej reinwestycji narosłych odsetek. Niektóre ETF obligacji zamiast wypłacać odsetki w formie gotówki na nasze konto brokerskie, akumulują je wliczając automatycznie w jednostki funduszu, co czym wcześniej wspominałem. Taką inwestycję możemy trzymać nawet latami w portfelu i jest ona zupełnie “bezobsługowa”.

A co z wadami? O ile konto mamy założone u brokera poza Polską, to najpewniej na nas ciążyć będzie obowiązek poprawnego rozliczenia podatkowego. Ten problem jednak będzie też nas dotyczył, jeśli założymy konto poza Polską, mając rezydencję podatkową w Polsce.

Tom Basso, rynkowa legenda podążania za trendem

Kolejny bohater słynnej serii książek J. Schwager’a, Czarodzieje Rynku, który zgodził się udzielić ekskluzywnego wywiadu dla Was w ramach mojego podcastu. 🙂

Czytaj dalej →

Ryzyko walutowe, czyli nie taki diabeł straszny jak go malują

Niestety nie mamy w Polsce póki co dostępnego ETF dla rynku obligacji. Są plany na uruchomienie takiego funduszu na warszawskim parkiecie, czemu bardzo kibicuję z całego serca, ale póki co to melodia przyszłości. Zatem jedyna możliwość inwestowania w ETF obligacji istnieje na rynkach zagranicznych. W naturalny sposób tworzy to potrzebę inwestowania w walucie innej niż nasza rodzima złotówka, a to w konsekwencji rodzi ryzyko walutowe dla naszych inwestycji. No właśnie, ale czy to coś tak strasznego i przerażającego? I czy to ryzyko jest zawsze ryzykiem?

Posłużę się tu przykładem swojego portfela inwestycyjnego. W Polsce na rynkach finansowych buduje swój kapitał wykorzystując do tego głównie konta III filaru emerytalnego: IKE i IKZE. Jest to opłacalne, bo korzystam z ulg podatkowych (przede wszystkim brak podatku Belki). Daje to na wstępie przewagę nad innymi uczestnikami rynku, którzy podatek Belki zapłacić muszą. Z czasem ta przewaga rośnie coraz bardziej, wraz z rosnącym kapitałem — mogą być to bardzo poważne pieniądze.

Mój, że tak to nazwę, drugi filar w portfelu na rynkach kapitałowych, znacznie większy, stawiam poza Polską na giełdach światowych. Tam kapitał buduję głównie w USD i EUR. Nie spoglądam na wahania kursu względem PLN, ponieważ nie spekuluję na kursach walutowych w tym przypadku, a jedynie dywersyfikuję swój portfel. Nie chcę wróżyć dla naszej złotówki scenariuszy jak na Islandii, gdzie ichniejsza korona straciła kiedyś ponad połowę swojej wartości, ale mimo wszystko wolę dmuchać na zimne i nie lokować wszystkiego w jednym koszyku, w jednej walucie. Biorąc pod uwagę długoterminowy horyzont inwestycyjny (lata, dekady), nie mam ryzyka, że nagle mój kapitał zostanie mocno uszczuplony przez niekorzystne kursy walutowe.

UWAGA Nawet mocno ograniczając śledzenie bieżących wydarzeń (dieta niskoinformacyjna), w szczególności polityki, przerażający jest festiwal populizmu jaki do mnie dociera, nasilający się w okresach wyborczych. Warto wtedy pamiętać, że Polska ma własną walutę, która może bardzo stracić, gdy włodarze przeszarżują z rozdawnictwem. Przepraszam za prowokacyjne pytanie: czy ktoś mający oszczędności w USD czy EUR, narzeka dziś na życie w Argentynie, płacąc lokalnym peso? 😉

Natomiast jeśli żyjesz wyłącznie w Polsce, a nie masz jeszcze oszczędności w PLN, to wówczas mimo wszystko rozpocząłbym od budowania kapitału w PLN, z opcją budowania go w obcych walutach później. Chodzi o to, by nie być w sytuacji, gdzie będziemy zmuszeni do wycofania z rynku części środków realizując stratę spowodowaną niekorzystnym kursem.

Istnieją też możliwości zabezpieczania się przed wahaniem walut, ale po pierwsze to kosztuje, a po drugie komplikuje proces inwestowania. Poza tym z doświadczenia wiem, że próba samodzielnego zabezpieczania przed wahaniem walut może się kończyć na chęci spekulowania na nich, co generuje niepotrzebne ryzyko. KISS – keep it simple stupid – nie kombinuj.

Zakończenie

Przede wszystkim serdecznie dziękuję i gratuluję, że wytrwałeś ze mną do końca — bądź co bądź to całkiem pokaźny tekst. Mam nadzieję, że udało mi się przekazać Tobie nieco wiedzy. Będę też wdzięczny za Twoje uwagi, czy komentarze poniżej. Tworzę to dla Ciebie, dlatego bardzo ważne dla mnie jest wiedzieć czego oczekujesz, bym mógł robić to jak najlepiej. Jeśli uważasz, że to wartościowy materiał, proszę podziel się nim z innymi.

ETF obligacji, pomimo, że jest mało popularny w Polsce, jest zdecydowanie wart tego, by się mu przyjrzeć z bliska. Dziś nie musimy ograniczać się w inwestycjach do naszego lokalnego rynku i naszej lokalnej waluty. Ba, nie powinniśmy nawet! Powinniśmy pomyśleć o dywersyfikacji geograficznej, a inwestowanie w obcych walutach powinno być postrzegane jako rozproszenie ryzyka, a nie zagrożenie.

Jak zwykle, zanim cokolwiek zrobimy na rynku, powinniśmy wcześniej dobrze rozumieć co robimy. Rynek ETF daje bardzo wiele możliwości, ale też i jest dla mniej doświadczonych inwestorów pokusą do skakania z kwiatka na kwiatek, będąc w efekcie pułapką. To, że mamy dostępne tysiące ETF nie oznacza, że musimy wszystkimi handlować. To, że możemy je w dowolnym momencie kupić i sprzedać też nie oznacza, że mamy nimi non stop obracać. Jeśli nie jesteś przekonany co do swoich zamysłów inwestycyjnych, lepiej stanąć z boku i przemyśleć kolejny ruch. Lepiej stracić okazję, niż pieniądze.

Ten wpis miał przede wszystkim w przystępny, nieakademicki sposób przybliżyć ideę stojącą za ETF obligacji. W kolejnym wpisie zaprezentuję konkretną i bardzo prostą strategię, która dobiera do portfela ETF obligacji w ten sposób, by zminimalizować ryzyko stopy procentowej, a zarazem maksymalizować potencjalny zysk. Powinno to zainteresować w szczególności każdego, kto inwestuje na rynku akcji, ponieważ strategia ta jest odwrotnie skorelowana do tego rynku.

🙂

Jacek

Subskrybuj
Powiadom o
guest

55 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

🚀 Ruszył polski portal ETF-ów - Atlas ETF!