#109: Redukcja kosztów jako najpewniejsze źródło zysku z inwestycji – wywiad z Andrew Beer o ETF-ach na strategie managed-futures
Materiał dostępny w formie podcastu🎧 i wideo📺
Owiane mgiełką tajemnicy, a jeszcze bardziej niezrozumienia, fundusze hedgingowe od zawsze były mocno ograniczone dla przeciętnego inwestora. Czy to z powodów regulacyjnych, czy ze względu na wysokie wymogi kapitałowe. Ale wraz z rewolucją zapoczątkowaną przez fundusze ETF, są one teraz dostępne dla mas. Dziś mając w kieszeni dosłownie kilkadziesiąt dolarów można zainwestować w to co fundusze hedgingowe.
Należy postawić zasadne pytanie: czy w ogóle przeciętny inwestor powinien sobie zaprzątać tym głowę? Zwłaszcza, że prosty pasywny portfel 60/40 (60% akcji, 40% obligacji) na przestrzeni dekad pokonał większość funduszy hedgingowych i to z przytupem. Przy takim argumencie można by właściwie pokusić się o zamknięcie tematu. Ale jednak to byłoby zbyt pochopne, a być może nawet szkodliwe.
Branża funduszy hedgingowych obarczona jest jednym wielkim grzechem: wysokie koszty za zarządzanie – podobnie jak w klasycznych funduszach inwestycyjnych. To główne źródło ich licznych porażek. Ale i tu od lat coś się zmienia, paradoksalnie po części dzięki postępującej pasywnej rewolucji. Koszty za zarządzanie spadają i wg Morningstar obecnie średni koszt za zarządzanie pośród funduszy hedgingowych to ok. 1,6% w skali roku. Tak – to nadal bardzo dużo, gdyby przyrównać do pasywnych ETF-ów na akcje, gdzie koszt może być na poziomie niższym niż 0,1% w skali roku.
To nie wszystko. Od kilku lat zaczynają pojawiać się strategie realizowane przez fundusze hedgingowe w opakowaniu ETF-ów – tzw. ETF-y managed futures. Tu koszty za zarządzanie spadły poniżej 1% w skali roku. Nadal bardzo dużo względem rynku akcji – ale to też zupełnie inna formuła, która kosztowo nigdy nie dorówna najtańszym ETF-om akcyjnym.
Dziś zapraszam Was do wywiadu z Andrew Beer – człowiekiem z 30-letnim doświadczeniem w branży funduszy hedge. Niektórzy mówią o nim wręcz, że jest „Johnem Bogle funduszy hedge”, ponieważ dzięki oferowaniu bardzo taniego (jak na tę klasę strategii) ETF-a, wywiera ogromną presję cenową na konkurencję.
UWAGA – wywiad jest w języku angielskim. Jeśli dla kogoś jest to ograniczeniem, to proponuję włączyć na YouTube automatyczne tłumaczenie na język polski. Nie jest to idealne rozwiązanie, ale zrobi robotę.
W tym odcinku
- Co to jest strategia managed-futures?
- Czy managed futures można uznać za odrębną klasę aktywów?
- Czy managed futures można stosować jako samodzielną strategię, czy raczej uzupełnienie portfela?
- Założenia stojące za ETF-em DBMF.
- Jak w praktyce wygląda replikowanie strategii managed futures przez ETF?
- Jakie są zagrożenia wynikające z replikacji strategii managed futures przez ETF?
- Co odróżnia DBMF od konkurencji?
- Czy są plany na ETF tego typu w Europie?
Materiały uzupełniające
- Prezentacja o managed-futures do tego odcinka w PDF (polecam ten materiał, jeśli nic nie wiesz jeszcze o managed futures)
- ETF na ciężkie czasy
- Wywiad z Andreasem Clenow
- Wywiad z Tomem Basso (1)
- Wywiad z Tomem Basso (2)
- Wywiad z Lindą Raschke (1)
- Wywiad z Lindą Raschke (2)
- Wywiadem z Robertem Carverem
- Strategia AEM
- Strategia GEM
- Wpływ kosztów i podatków na strategię inwestycyjną GEM
Czy warto inwestować w ETF-y managed futures?
Dla jasności: nie jest moją rolą przekonywać kogokolwiek do inwestowania w tego typu produkty. Przy okazji disclaimer – posiadam w swoim portfelu ETF-y managed futures (DBMF i KMLM). Moją główną intencją jest większa dywersyfikacja, wykraczająca poza akcje i obligacje.
Nie mam jednak żadnej ekonomicznej motywacji, aby kusić kogokolwiek tym podejściem. Co więcej – jeśli kogoś nie stać na poświęceni im czasu, aby je zrozumieć, lepiej ich po prostu nie dotykać.
Natomiast jeśli temat Was interesuje, ze swojej strony staram się przekazać rzeczową wiedzę popartą faktami. W szczególności odsyłam do tego materiału, gdzie można znaleźć wyłożone podstawy. To dobry punkt startowy.
Managed futures zwykle jest mało/ujemnie skorelowane do akcji i obligacji – to czyni je znakomitym komponentem portfela. Ale po pierwsze dostęp do nich jest utrudniony (ETF-y zarejestrowane w USA), a po drugie – wymagają zrozumienia, co z kolei wymaga wysiłku po stronie inwestora.
Mało znany fakt o portfelu 60/40
Czy warto szukać dodatkowej dywersyfikacji poza akcjami i obligacjami?
Zadałem na X pytanie w ankiecie.
Inaczej: Ile trwał najdłuższy okres dla portfela 60/40 (S&P 500 + obligacje 10-letnie) w którym nie był on w stanie pokonać inflacji?
Ponad 70% osób podało błędną odpowiedź. Myślę, że nie jest to zaskakujące. Przy okazji gratuluję tym co wskazali poprawną wartość – a sporo takich osób. Brawo!
Pierwsza zmyłka – nie, nie było to po Wielkim Kryzysie z roku 1929, czyli największym krachu rynku akcji w USA. Owszem, wówczas rynek gruchnął o ponad 80% (podobnego wyczynu dokonał Nasdaq-100 ponad 70 lat później), a portfel 60/40 stracił ponad 60%. Ale portfel 60/40 pozbierał się wtedy po 6 latach w czym pomagała też… deflacja. Nigdy później tak mocno ten portfel nie zanurkował, co nie znaczy, że było cudownie.
Wcale nie trzeba bowiem spektakularnych krachów, żeby portfel wszedł w mocne, a przede wszystkim przedłużające się latami turbulencje. I tak portfel 60/40 w latach 1965-1984 (19 lat) realnie był pod wodą i był to najgorszy okres dla niego pod tym względem w ostatnich 100 latach. Owszem, na początku lat 70. wydawało się na chwilę, że już jest OK, ale niestety na długotrwałą poprawę czekać trzeba było jeszcze sporo czasu.
Dla jasności: ten wpis to nie krytyka portfela 60/40. Dziś można go wdrożyć bardzo tanio przy minimalnym wysiłku i dla wielu inwestorów jest to nadal znakomite rozwiązanie. Co nie zmienia faktu, że warto być świadomym inwestorem.
Poza tym, gdyby kapitał w tym okresie leżał „pod materacem”, bylibyśmy w o wiele większych tarapatach, bo pożerany byłby w tym czasie przez inflację bez jakiejkolwiek ochrony. Inwestując pieniądze mogliśmy po trudnych latach zachować ich przybliżoną wartość realną.
Czy z historii portfela 60/40 płyną jeszcze jakieś inne wnioski?
Przede wszystkim, że nikt nie zna przyszłości i najlepsze co możemy zrobić to się dywersyfikować.
Oczywiście ktoś powie – to żaden kłopot, bo po kilkunastu (niemal dwudziestu) chudych latach portfel mocno wystrzelił w górę. Pomijam już, że łatwo się tak ocenia to z perspektywy czasu. Praktyka jest taka, że inwestorzy przebierają nogami po zaledwie 2-3 słabszych ostatnich latach, które i tak nie były wyjątkowo złe.
Prawdą jest, że jeśli ktoś był w początkowej fazie akumulacji i dopłacał świeży kapitał, a przy tym wytrwał – taki słaby okres na rynku jest świetny, bo gdy rynek w końcu ruszy na północ, to mamy na pokładzie większy kapitał. Sęk w tym, że portfel to nie tylko faza akumulacji, ale i konsumpcji.
Jeśli ktoś przechodził na emeryturę w latach 50-60. ubiegłego wieku to niestety miał dokładnie na odwrót. To był właśnie ten ciężki okres, po którym wykładała się znana reguła 4%, mówiąca, że możemy bezpiecznie wypłacać 4% portfela indeksowane o inflację każdego roku.
No to może więcej akcji w portfelu, zamiast „tylko” 60% rozwiąże kłopot?
Fakt, zwykle to pomagało, bo akcje mają w dłuższym okresie wyższą stopę zwrotu od obligacji. Ale też są bardziej zmienne – jeśli rynek akcji załamie się tuż przed przejściem na emeryturę, to również może nam to mocno pokrzyżować plany emerytalne (tzw. ryzyko sekwencji).
Wracając do dywersyfikacji – można szukać innych klas aktywów. Owszem, akcje i obligacje są powszechnie uważane za te podstawowe składowe portfela – słusznie zresztą. Ale to nie znaczy, że nie można dorzucić jeszcze czegoś.
I tu całe na biało wkraczają strategie managed futures. Dla jasności – to też nie daje gwarancji, ale daje szanse na większe rozproszenie ryzyka. One też potrafiły zawodzić latami. Ale dzięki temu, że są mało skorelowane, lub wręcz ujemnie skorelowane z akcjami i obligacjami, razem wypadają lepiej, niż każde z osobna.
Poniższy wykres NIE JEST żadną gwarancją na przyszłość. Ale dywersyfikacja, choć nigdy nie jest to idealne rozwiązanie, może ratować nam skórę.
Oczywiście ktoś może zarzucić mi tendencyjność. Więc raz jeszcze: nie moja rola, aby kogokolwiek przekonywać do MF. Staram się tylko rzeczowo, bazując na faktach pokazywać to o czym jak się okazuje większość inwestorów nie ma świadomości.
Mam nadzieję, że niniejszy wywiad i liczne materiały uzupełniające nieco Wam ten temat naświetlą.
Zaprojektuj swój portfel — oprogramowanie #ST
Jeśli chcesz przygotować się do inwestowania na serio, budując i weryfikując plan inwestycyjny oparty na twardych faktach a nie cudzych opiniach, to mega polecam autorskie oprogramowanie #ST.
Nie zależy mi, mówiąc zupełnie wprost, aby korzystały z niego osoby bez mocnej motywacji do samodzielnej pracy. Oferując w ramach licencji pomoc techniczną, chcę poświęcać swój czas właściwym osobom. Z drugiej strony zapłacenie kilkuset złotych w skali życia jest kosztem pomijalnym. Koszty w wyniku popełnionych błędów w inwestowaniu mogą być znacząco wyższe.
Co otrzymujesz w ramach licencji oprogramowania #ST?
- Ponad 40 gotowców inwestycyjnych (portfele pasywne i aktywne)
- Unikatowe dane rynkowe do których większość nie ma dostępu, obejmujące ponad 100 lat historii i ponad 70 giełd na świecie
- Moduł podatkowy i kosztowy dzięki któremu można sprawdzić i zoptymalizować to nad czym mamy kontrolę: podatki i koszty
- Priorytetowe wsparcie techniczne – zależy mi aby każdy mógł w pełni wykorzystać potencjał tkwiący w oprogramowaniu
Po więcej szczegółów zapraszam na stronę z ofertą.
Podobał Ci się artykuł?
Jeśli chcesz, żebym Cię poinformował mailem, gdy pojawią się nowe artykuły, zapisz się poniżej. 🙂