#076: Maciej Wąsek, czyli o tym jak inwestować z głową w oparciu o dane, a nie opinie
Materiał dostępny w formie podcastu🎧, wideo📺 oraz tekstu📃
Zwykle goście, których zapraszam prowadzą blogi lub w taki czy inny sposób związane są z branżą finansową. Tymczasem mój dzisiejszy gość, Maciej Wąsek, jest z pozoru przeciętnym inwestorem indywidualnym. Do tego z całkiem niewielkim stażem inwestycyjnym. Dlaczego więc zdecydowałem się właśnie z nim przeprowadzić wywiad?
Jeśli mówi się, że inwestorzy indywidualni stanowią w przeważającej części ciemną masę, działającą bez planu i przygotowania, to Maciej jest całkowitym zaprzeczeniem tej tezy. Jest jedną z tych nielicznych osób jakie dane było spotkać na mojej drodze, które od razu podeszły do tematu inwestowania we właściwy sposób. Maciej nie próbował szukać Świętego Graala mającego dać mu złoty klucz do bogactwa. Od razu wyszedł z założenia, że lepiej poświęcić się karierze zawodowej i dbaniu o to, by móc w budżecie domowym regularnie odkładać nadwyżki. O te zaś najlepiej zadba już rynek i procent składany.
Zapraszam do bardzo pouczającej rozmowy pokazującej jak prosto i przystępnie można podejść do inwestowania swoich pieniędzy, nie poświęcając przy tym masy czasu.
W tym odcinku
📌 Cele i oczekiwania inwestycyjne Macieja
📌 Strategia inwestycyjna Macieja
📌 Podatki
📌 Cykl życia portfela inwestycyjnego
📌 Inwestowanie dywidendowe
📌 Inwestowanie czynnikowe (faktorowe)
📌 Porady dla początkujących inwestorów
📌 Alternatywne klasy aktywów
Polecane linki
- Klan Finansowych Ninja
- 🔊 ST 074: Krótka historia inflacji na świecie – jakie płyną z niej lekcje na obecne czasy?
- 🔊 ST 057: Rick Ferri – Dlaczego większość inwestorów powinna inwestować pasywnie?
- 🔊 ST 049: Dlaczego posiadanie planu na rynku jest koniecznością oraz jak zachować się podczas krachu giełdowego – opowiada Meb Faber
- BankerOnWheels
- 🔊 ST 072: Na czym polega inwestowanie czynnikowe (faktorowe)? – wywiad z Vitali Kalesnikiem
- 🔊 ST 068: Podążanie za trendem jako filozofia inwestowania – wywiad z Tomem Basso
- 🔊 ST 054: Inwestowanie długoterminowe według Marcina Iwucia z bloga Finanse Bardzo Osobiste
- 🔊 ST 059: Mateusz Samołyk z bloga „Inwestomat”, czyli o tym jak rozsądnie podejść do inwestowania od najmłodszych lat
Wstęp
Cześć Maciej, dobry wieczór. Co słychać w piątkowy, weekendowy wieczór?
Szykujemy się do weekendu, także jeszcze jedna rozmowa o pieniądzach.
Piwko się chłodzi.
Teraz nie wiem, czy to powiedzieć, ale wiesz co? Teraz się staram troszkę zdrowiej żyć, i unikam trochę alkoholu, więc…
Ale wiesz – czerwone wino...
Wina sobie nie odmówię. Nie potrafię, ale staram się.
Jest taki paradoks francuski. Tam wychodzi, że odsetek zawałów serca jest najniższy na świecie. Co podobno jest w skutek picia czerwonego wina, także polecam.
Z przyjemnością. Jutro pewnie będę.
Maciej, mam takie podchwytliwe pytanie na początek. Jak myślisz – pewnie się domyślasz – ale jak Ty myślisz mimo wszystko – dlaczego właśnie Ciebie zaprosiłem do dzisiejszego podcastu?
Szczerze mówiąc, sam sobie zadawałem to pytanie, bo jak popatrzyłem na listę ostatnich gości, to trochę od nich odstaję. Ja czasem pełnię rolę dyżurnego przeciętnego Kowalskiego inwestora. Tak naprawdę mam wrażenie, że my już tyle dyskusji stoczyliśmy. Pewnie dużo osób, które nas dzisiaj słuchają/oglądają – może nie być na „Klanie Finansowych Ninja”, ale muszę z góry uprzedzić, że my z Jackiem setki, jak nie tysiące wierszy przerobiliśmy, przerzucając się argumentami w tę, i we w tę. Pewnie w tym, co ja będę mówił, będzie pewien pierwiastek poglądów Jacka, który na mnie wpłynął. Mieliśmy multum dyskusji, więc pewnie stwierdziłeś: „Po raz pierwszy porozmawiajmy na żywo. Zobaczymy kim ja jestem”.
To ja może powiem, wprowadzając widzów i słuchaczy, którzy być może wcześniej nie mieli kontaktu z Tobą, że my chyba pierwszy raz spotkaliśmy się na mojej grupie Facebook’owej, która jest poświęcona oprogramowaniu System Trader. Później udało mi się Ciebie przekonać do tego, żebyś dołączył do zamkniętego forum Michała Szafrańskiego „Klan Finansowych Ninja”.
Tam już są rozmowy po całości. Oczywiście o finansach, o inwestowaniu. Ty, pomimo, że nie prowadzisz żadnego bloga, nie jesteś osobą publiczną – w cudzysłowie tak to sobie nazwijmy – to jesteś człowiekiem, który bardzo mocno metodycznie, w sposób zaplanowany podchodzi do inwestowania. Pomimo tego, że też nie masz – jeśli dobrze pamiętam – wielkiego stażu inwestycyjnego. Zresztą o to za chwilę Cię dopytam. Mimo wszystko, z mojej perspektywy, wybijasz się tutaj na osobę, która od razu weszła na poprawne tory, jeżeli chodzi o inwestowanie.
Wielu – nie wyłączając mnie z tego – przez lata błądziło. Szukało różnych dziwnych rozwiązań. Świętych Graali, i tak dalej. Natomiast Ty się od razu wydajesz osobą, która, okej – postanowiła inwestować, i nagle jakimś cudownym, magicznym zaklęciem – weszła na te poprawne tory.
Żeby formalnościom stało się zadość. Maciej, powiedz nam coś o sobie. Jakie masz doświadczenia inwestycyjne, i jakie masz doświadczenia zawodowe? Na ile one się wiążą z tym, co robisz jako inwestor indywidualny?
Zawodowo jestem country managerem. To jest osoba, która odpowiada za biznes firmy międzynarodowej. Ja odpowiadam za działalność jednej firmy w Polsce, i na Bałtykach. Czyli Polska, Litwa, i Łotwa. Zanim to się stało, pełniłem różne funkcje. Byłem między innymi członkiem zarządu odpowiedzialnym za finanse przez kilka lat. Jeszcze wcześniej, początki kariery, to były fuzje i przejęcia corporate finance. To jest taki obszar finansów, który odpowiada za trzy grupy decyzji. W co inwestować? Na jakiej podstawie to oceniać? Jak finansować działalność firmy? Czy to giełda, czy obligacje? Czy jakiś kredyt obrotowy? I trzecia kategoria decyzji – jak oddawać korzyści do udziałowców, patrz –polityka dywidendy, skup akcji własnych.
Ja akurat operowałem głównie w tym obszarze decyzji inwestycyjnych. Czyli odpowiadałem za wycenę, negocjacje, zakup firmy. Potem integracja. Co ciekawe, prowadziłem też procesy odwrotne. Sprzedawałem biznes, i to nie tylko w Polsce. To nie jest tak, że czuję się wielkim ekspertem, bo takich ludzi tam poznawałem. Wielkość wszystkich transakcji, które zrobiłem – to pewnie jakieś dziesięć milionów euro.
Co do dyskusji na Klanie Finansowych Ninja, tylko to jest pochodna tego, że chyba wychodzi ze mnie niespełniona kariera naukowa. Po studiach dostałem propozycję, żeby zostać na SGH, i robić doktorat. Powiem bardzo brutalnie – wyjątkowo ciężko się utrzymać w Warszawie za sześćset złotych, a tyle wynosiło stypendium doktoranta. Nie chciałem, żeby rodzice mnie utrzymywali. Stwierdziłem: „Dobra, pójdę w biznes, popracuję, a potem wrócę na uczelnię”.
Jeśli chodzi o moje doświadczenie inwestycyjne, to poza tym zawodowym, tak naprawdę prywatne pieniądze inwestuję od około dwóch lat. Nawet chyba niecałych. Wcześniej otarłem się o jakieś fundusze inwestycyjne. Nic mądrego z tego nie wyszło. Pauza, i to był pewnie dość duży błąd, że ta pauza nastąpiła. Od dwóch lat zajmuję się prywatnymi inwestycjami. Faktycznie, w przeciągu dwunastu miesięcy, dużo przeczytałem. Może kiedyś to wszystko przekuję w jakąś pracę naukową, zobaczymy. Może za jakąś dekadę.
Jak na dwanaście miesięcy, to szczerze mówiąc, na bazie tych naszych dyskusji, które już przeprowadziliśmy – czy to na „Klanie Finansowych Ninja”, czy też w mediach społecznościowych, na Twitterze – nie powiedziałbym, że to jest dwanaście miesięcy. Powiedziałbym, że to jest ładnych parę lat, co najmniej.
Przy okazji, przypomniało mi się, jak wspomniałeś, że bodaj właśnie chyba na SGH, jeden z profesorów powiedział w jednej z grup studenckich, że jest zbyt mało sporów. Zwykle jak rozmawiamy, to jest tych sporów dużo. W takim pozytywnym znaczeniu, że ścierają się różne poglądy. Każdy przerzuca się różnymi – nawet nie tyle opiniami – co właśnie tym, co jest charakterystyczne w Twoim przypadku, czyli przerzucanie się faktami, czy opracowaniami naukowymi.
Cele i oczekiwania inwestycyjne Macieja
Powiedz mi Maciej, jakie są Twoje cele inwestycyjne? Czy to jest na przykład wcześniejsza emerytura? Czy być może nawet nie myślisz o wcześniejszej emeryturze, tylko chcesz jakoś sobie zarządzić tymi nadwyżkami finansowymi w mądry, zaplanowany sposób?
W moim fachu, wcześniejsza emerytura, to nie jest cel, tylko to jest takie bezpieczne założenie. Nie wiem, ilu kojarzysz prezesów zarządu, po sześćdziesiątym roku życia. Jest nas niewielu. To wszystko, co się robi wcześniej, to jest przygotowanie się do tego, że prawdopodobnie nie będziemy mogli tak długo pracować jak Kowalski.
Oczywiście pewnie potem może być szansa znalezienia jakiejś innej pracy, więc mój główny cel inwestycji, to emerytura. Mam też dwójkę dzieci, i bardzo chętnie chciałbym im pomóc przy starcie w życiu, ale tylko w zakresie edukacji. Cokolwiek więcej, to może być wylanie dziecka z kąpielą, niebezpieczne. Na chwilę obecną –emerytura. Nazwij to wcześniejszą, ja to nazwę po prostu naturalną w moim fachu. Jeśli chodzi o drugi cel, to głównie dwójka dzieci.
Rozumiem. Jakie masz oczekiwania względem stopy zwrotu, ryzyka? Tutaj często jak pada to pytanie, to w odpowiedzi widać, że bardzo wielu, albo wręcz może bym powiedział – większość inwestorów, ma bardzo niezdrowe oczekiwania, względem tego, co można faktycznie osiągnąć na rynku jako inwestor. Jakie Ty masz oczekiwania względem tego, co możesz osiągnąć w swoich inwestycjach?
To moje podejście jest takie, że okej, możemy teraz porozmawiać o stopie zwrotu, obsunięciu w parametrach finansowych. Ja skupiam się na wartości nominalnej. Po prostu – ile gotówki, ile aktywów? Jakie wartości będę miał. Co więcej, patrzę na nie po dwóch korektach. Po inflacji – czyli mnie interesuje realna kwota. I po podatkach.
To nie jest tak, że ja sobie założyłem: „Okej. Chcę taką, a taką stopę zwrotu rocznie osiągać. Do tego roku życia, chciałbym mieć taką, a taką kwotę, w moich inwestycjach”. Jak troszkę zejdziemy i popatrzymy, co jest pod spodem, to mówię: „Okej. Mój portfel, który mam, powinien – czy właściwie przez ostatnie sto lat – dawał około czterech procent, plus inflacja. Jego obsunięcie, to było czterdzieści, pięćdziesiąt procent”.
Biorąc pod uwagę charakter złotówki – raczej to jest między trzydzieści, a czterdzieści procent. Co prawda, te cztery procent, jest przed podatkami. Plus, nie oszukujmy się – ostatnie straty nie były najgorsze. Szczególnie ostatnich pięćdziesiąt. Pewnie jak ja do swoich własnych wyliczeń używam trzy i pół procenta, to mniej więcej, plus inflacja, chciałbym osiągnąć.
Tak trochę specjalnie, nie monitoruję stopy zwrotu. Miałem zakusy. Miałem mieć aplikację, miałem sobie patrzeć. Pomyślałem: „Po co mi to?” Stopy wzrostu się nie je. Nie za to kupuje się bułki. Bułki się kupuje za euro, złotówki. Patrzmy tylko i wyłącznie na kwotę nominalną. Wzrost rynkowy, to jest takie narzędzie: „Okej, używam tego narzędzia, żeby osiągnąć swoje cele finansowe”. Wydaje mi się, że te cztery procent, czy trzy i pół, to wcale nie są skromne oczekiwania, jeśli mam być szczery.
To zależy, z której strony na to spoglądać, bo ja nawet wspominałem o tym, na mediach społecznościowych. Kilka tygodni temu, widziałem taką reklamę, gdzie ktoś zachęcał do jakiejś metody inwestycyjnej, która miała dawać od jednego do czterech procent dziennie. Wyobraź sobie – dziennie, codziennie!
Jak rozumiem, Ty mówisz, że tutaj trzy i pół, cztery procent, realnie, w skali roku. Wielu inwestorów, którzy poczytają sobie o takich cudownych metodach inwestycyjnych, które mają pomnażać kapitał o jeden, cztery procent, nawet dziennie, codziennie –mogą pomyśleć: „Nie no, kurczę. Cztery procent w skali roku, to jest… Jak żyć?”.
Wiesz co? Okej. Faktycznie. Tu często się pojawiają w strefie finansowej, jacyś guru inwestowania. Mamy Tradera21 – 10-15%. Nawet jeśli ktoś nie patrzy na rynki finansowe, na historię, to jest takie pytanie, ile znamy osób, które są milionerami, miliarderami z powodu inwestycji? Warren Buffett, i potem jest cisza, a Warren Buffett nie osiągał 40% rocznie. Powiem tak – jeśli ktoś wierzy, że może mieć 10-15% rocznie, przez długi okres, tak regularnie, to jeśli to jest prawda, to równocześnie wierzę, że osoba, która to mówi, prawdopodobnie będzie następnym Warrenem Buffettem.
Strategia inwestycyjna Macieja
To powiedz nam w takim razie, Maciej, jak wygląda Twoja strategia inwestycyjna, bo z tego, co już powiedziałeś we wstępie, to masz jednak przygotowanie, takie zaplecze pod względem warsztatu, jeżeli chodzi o inwestowanie. Giełda w gruncie rzeczy, to jest wycena aktywów. Ty w gruncie rzeczy tym się zajmujesz zawodowo. Czyli wydaje się, że w naturalny sposób powinieneś pójść w stock picking. Czyli tak jak wyceniasz spółki w pracy, i próbujesz oszacować ile wart jest dany biznes, to podobnie mógłbyś to robić na giełdzie, próbując oszacować ile wart jest jakiś biznes, jakaś spółka, i kupować to, co jest tanie. Sprzedawać to, co jest drogie, i żyć jak rentier.
Okej, to może rozbijemy to pytanie na dwa. Jedno, to moje podejście do stock picking’u, do inwestowania dywidendowego, a drugie, to moja strategia, bo zaraz zacznę mówić długi wykład. Pamiętaj, ja jestem prawie naukowcem, prawie profesorem. 🙂
Dobrze, czuwam tutaj. Będę przerywał jakby coś. 🙂
Tak. To przerywaj. Może tylko zanim jeszcze zacznę, powiem Ci, że takim momentem, jak to mówią Amerykanie „Aha” – u mnie było, kiedy po tych naprawdę setkach backtesting’ów, zauważyłem jedną rzecz. Tautologia bym powiedział, czyli rzecz oczywista. Jak testujesz sobie portfel 60/40, taki klasyczny, amerykański, i porównasz go do portfela 90/10…
To jeszcze powiedzmy słuchaczom, co to jest portfel 60/40.
Powiem tak – jeśli trafia w eter 60/40, na prawie 100% chodzi tu o portfel oparty tylko o dwa aktywa. Amerykańskie akcje. Tak naprawdę S&P500, oraz obligacje, a tak naprawdę obligacje średnioterminowe. To jest taki wzorcowy portfel dla amerykańskiego inwestora.
Ostatnich pięćdziesiąt lat, oczywiście miał gorsze dekady, ale nie dziwię się, że jest takim wzrostowym portfelem dla Amerykanina, bo wypada świetnie. Porównałem go również z amerykańskim portfelem 90/10. Dużo bardziej agresywnym. Z dużo większym obsunięciem, dużo większą zmiennością. Porównałem te dwa portfele – co one wygenerują po dwudziestu, dwudziestu pięciu latach. Zakładając, że dokładamy co miesiąc pieniądze, czyli inwestujemy świeży kapitał cały czas.
Okazało się, że portfel 60/40, może osiągnąć taką samą kwotę jak 90/10. Pod warunkiem, że te wpłaty są co roku waloryzowane inflacją. Oczywiście ktoś powie – tautologia. Więcej wypłacił, więcej ma. To, na co zwróciłem uwagę, że dużo ważniejsze – przynajmniej z mojej perspektywy się wydaje – to jest to, jak długo będę dokładał do koszyka, czyli jak długo będę inwestował, i czy będę co roku zwiększał tę kwotę o inflację, i będę się tego trzymał. Brzmi prosto, ale gwarantuję – przynajmniej tak mi wychodzi we wszystkich badaniach – że jest to dużo pewniejszy sposób, żeby osiągnąć swój cel finansowy, niż szukanie idealnego portfela.
To był taki moment „Aha”.Trochę mi uprościł w moim podejściu. Teraz tak – jeśli chodzi o mój portfel, to składa się on z trzech elementów. Akcje, obligacje – a dokładnie obligacje skarbowe indeksowane inflacją, czyli polskie EDO, i odrobina złota. Jeśli chodzi o akcje, to mam jednego ETF’a na indeks FTSE All-World. Czyli indeks pokrywający cały świat. Czemu tak wybrałem?
Testowałem, sprawdzałem różne możliwości. Dzieliłem to na różne rynki wschodzące, rozwinięte. Zgadzam się, że przyjęcie funduszu, indeksu, który jest mierzony kapitalizacją nie jest idealny, ale ma bardzo duże zalety. Bardzo niskie koszty, bardzo niskie podatki. Eliminuje to, co jest moim zdaniem najważniejsze. Czyli ryzyko inwestora. Jak mam mniej zabawek na stole, to nie mam jak się bawić. To nie mam obstawiania. Tak jak często są takie taktyczne dyskusje.
Okej. Eliminuje to możliwość kombinowania przeze mnie. Zostawię to. Część osób się boi takich indeksów, bo mówi: „Okej. Zobaczcie, tam jest ogromny udział USA. Tam jest ogromny udział tak zwanych megatech’ów”. To jest prawda oczywiście. Tylko jak popatrzymy na ostatnich dwadzieścia, pięćdziesiąt, sześćdziesiąt, siedemdziesiąt lat – tak było zawsze. Jak weźmiemy sobie S&P500, czyli największe spółki z lat dziewięćdziesiątych, to się okazuje, że one dominowały indeks. Co więcej, tych wielu firm już nie ma w pierwszej dziesiątce.
Był moment, że USA, nie były największym rynkiem. Była Japonia. Jak patrzymy na ten globalny indeks, globalną giełdę, to dla nich to jest trochę jak tort. Ja bym powiedział, że się zmienia. Raz ma trochę więcej USA, trochę więcej Japonia, zmieniają się, a ja ten tort trzymam cały czas. I dla nich ważniejsze było – on rósł. Czyli ważniejsza jest kondycja globalnej gospodarki, niż kto dokładnie będzie miał jaki udział. Ten fundusz, ten ETF, ten indeks, jest samooczyszczający się, a to powoduje, że trochę jak Ty, trochę jak inwestor Momentum, pozwala mu rosnąć – najlepszym spółkom, w najlepszym kraju, a te najsłabsze po prostu znikają. To dość mocno do mnie przemówiło.
Jeśli chodzi o obligacje, dlatego mam EDO — uważam, że to obecnie najlepszy możliwy wybór, bo obligacje, co do zasady, powinny być w walucie kraju, w jakim zamierzam konsumować. Inaczej po prostu nie stabilizuje go. Portfel jest tak samo zmienny jak był, to po co pchać tam obligacje? Lepiej wziąć sobie akcje międzynarodowe. Aczkolwiek przy niskim udziale obligacji, to faktycznie chyba nie jest, aż tak duży problem. Można łatwo udowodnić, że jak masz 10-20% bligacji, mogą to być międzynarodowe – nie powinno być źle.
I ostatni element, który mam bardzo bez miłości, to jest złoto. Tego nawet nie postrzegam jako inwestycję. Jako osoba, która wywodzi się z corporate finance – jak nie potrafi wycenić czegoś, albo zrozumieć, że to nie ma cashflow – to ma pewien problem. Przy akcjach, obligacjach, generowany jest cash. Możemy dyskutować, stopa, i tak dalej. Tu jest popyt i podaż, i nic więcej. Złoto jest dla mnie dywersyfikantem. To znaczy – są sytuacje, tak jak były w latach siedemdziesiątych – gdzie mogą zawieść akcje i obligacje.
Dodatkowo złoto trochę działa jak safe heaven, ale nie zawsze, i nie wszędzie. To znaczy, w wypadku kryzysów, po tym pierwszym etapie reguły wyprzedaży, może troszkę odbić. Tak przynajmniej było przy globalnym kryzysie finansowym. Plus słaby dolar. Realne stopy procentowe, słaby dolar. Traktuję trochę złoto, jak taką polisę, że mogą być momenty na rynku, że te pozostałe instrumenty mnie zawiodą, i wtedy daję 6% złota, które jeśli w tym czasie zareaguje, to uderzy na tyle mocno, że ochroni mi większą część portfela. W najgorszym wypadku, po prostu będę miał troszkę niższy zwrot.
Ty dzisiaj opublikowałeś program o inflacji. Tam mówiłeś, że może złoto się nie sprawdzi, bo będziemy je sprowadzać z kosmosu. To wbrew pozorom, wcale nie jest taki żart. Takie same były dyskusje, i są, że być może gdzieś tam w głębinach morskich… I to jest realne ryzyko. Nie ma co kryć. Biorę na siebie to ryzyko, ale mówiłem – nie ma tam miłości. Na pewno dla mnie złoto, to nie jest taktyczna alokacja, na zasadzie cash, i sresz. 🙂 Banki Centralne drukują. Nie opieram się o tego typu wydarzenia. Patrzę na historię rynków finansowych, ale gorliwym obrońcą złota, nie jestem.
To ja tak wejdę w słowo, nawiązując do tego, co powiedziałeś odnośnie inflacji, że owszem, ta inflacja pojawiała się w momencie, kiedy nie było parytetu do złota, czy do srebra. Oczywiście wtedy można było drukować tego pieniądza. Problem polega na tym, że w sytuacjach skrajnych, nawet jak ten parytet złota był, to kraje po prostu go porzucały, bo potrzebowały więcej pieniądza.
Również teraz – jeżeli nawet my powiemy sobie, że okej, może złoto już nie będzie spełniało swojej roli. Być może jakaś kryptowaluta. To zawsze może tę kryptowalutę zastąpić na przykład inna kryptowaluta, albo jakieś inne aktywo. Albo po prostu można porzucić tę politykę, jaką się przybrało, i po prostu tak, czy owak – drukować te pieniądze.
W tym kontekście – do czego zmierzam – ciężko jest tak naprawdę o taki stuprocentowe zabezpieczenie przed inflacją. Chciałem nawiązać jeszcze do czegoś innego. Z tego, co powiedziałeś – tak podsumowując – to de facto, Twój portfel, możemy to już powiedzieć, to jest portfel pasywny. Jeszcze sobie porozmawiamy o tym, gdzie jest ta granica między pasywnym, a aktywnym portfelem, ale jest to ewidentnie pasywny portfel, bo jest to portfel, który daje ekspozycję na globalny rynek akcji bez aktywnego dobierania spółek i bez aktywnej zmiany alokacji.
Tutaj nie ma takiego próbowania: „A może więcej przeważymy tego rynku, czy tamtego?”, już nawet nie mówiąc o państwach, że będziesz przeważał jedno, czy drugie państwo. Na przykład ktoś mądry powie, że teraz Chiny, i będziesz te Chiny pakował, przeważał. Natomiast do czego zmierzam – masz mimo wszystko background i wiedzę, do wyceny tych spółek. To dlaczego nie starasz się mimo wszystko robić tego stock picking’u? Nie starasz się mimo wszystko, nawet jeżeli to nie będzie stock picking oparty na takim podejściu jak Warren Buffett.
Z drugiej strony, jak by na to spojrzeć, to nawet ekspozycja na globalny rynek akcji, powodowała historycznie, że dla przykładu – pierwsza połowa XX wieku, to była realna stopa zwrotu, poniżej trzech procent. Druga połowa XX wieku, to było ponad osiem procent. Czyli to była niemal trzykrotna różnica.
Co więcej – historycznie, za ostatnie ponad sto lat, zdarzało się, że bywały dwudziestoletnie okresy, po których mogłeś mieć stopę zwrotu typu 1700%, a mogłeś mieć zaledwie 50%, czy może nieco więcej, ale poniżej 100%. Czy wtedy nie kusi Cię, żeby jednak podejść do tego inwestowania w sposób aktywny? Nawet jeżeli nie chcesz być drugim Warrenem Buffettem, to być może wykorzystać inne anomalia rynkowe, które są opisywane w literaturze?
Może zacznę od tego, że dla mnie portfel, który posiadam, to nie jest ta pierwsza rzecz, jaka się wydarzyła. Ja dużo wcześniej zaplanowałem sobie plan finansowy, czyli po prostu domowy budżet. Założenia – ile chcę odkładać? Jak chcę inwestować? Uważam, że to jest dużo ważniejsze. Zanim stworzysz portfel inwestycyjny, popracuj nad swoim planem finansowym, nad profilem ryzyka. Uważam, że to jest kluczowy parametr, jeśli chodzi o pasywne inwestowanie, ale wcześniej jeszcze jest coś takiego jak podejście, jak filozofia inwestycyjna.
Moja to bogleheads. Portfele są różne. Ja w swoim podejściu mam pasywny portfel. On jest pochodną tych moich założeń, tej mojej wiary – co ja sądzę, i myślę o rynkach finansowych. Zgadzam się, że jest możliwe bicie rynku. Tylko jak popatrzymy na dwadzieścia, trzydzieści lat, to takich ludzi co biją rynek systematycznie, jest 5%, 10%? Mam rozwiązanie, które mi gwarantuje, że w najgorszym razie, jeśli go utrzymam, to będę w 10% najlepszych inwestorów.
To, czego się najbardziej obawiałem, to, to, że jak sam próbowałem rynki wschodzące, złoto, to uznałem, że największym ryzykiem w tym procesie decyzyjnym jestem ja sam. Oczywiście można to próbować kompensować strategiami systematycznymi, ale to też prowadzą ludzie.
To, co uderza mnie w tej dyskusji z Tobą, to, to, że mówimy o strategiach, a jak się spogląda w social mediach, to pojawiają się takie dyskusje typu: „O! Wydaje mi się, że spółka x, będzie rosła. O! Wydaje mi się, że będzie reset. Wielki reset”, albo: „Trzeba kupować właśnie uran, albo coś tam”.
Zwykle to są takie hasła, które mają przepowiadać przyszłość. Nawet jeżeli ktoś nazywa to analizą, to tak naprawdę to nie jest analiza w moim rozumieniu, że ktoś przeprowadził rzeczywistą analizę, wziął dane na warsztat, i ma za tym jakąś metodyczną strategię. Tylko to są zwykłe wróżenia z fusów. Tak jak to postrzegam. Ty mówisz de facto tutaj cały czas o strategiach, więc jeżeli ktoś nie wie, o czym mówimy – jeszcze raz to powtórzę – Momentum, Value, do tego sobie wrócimy.
Myślę, że kluczowym jest w inwestowaniu, i sorry, że tak się rozwodzę – to, żeby mieć strategię. To nie musi być idealna strategia. Nie ma strategii, która działa w każdym momencie, w każdej chwili. Zawsze będą strategie, które w jednym momencie działają lepiej, lub gorzej. Zawsze będzie ktoś, kto będzie tracił, ktoś będzie zarabiał. To nie oznacza, że ten, kto w tym momencie trafi, jest gorszy, czy słabszy jako inwestor. On być może realizuje inną strategię. Żeby móc ocenić wartość inwestora, czy strategii, trzeba analizować większy horyzont czasowy. Na pewno nie jest to kwestia tygodnia, miesiąca, roku, a lat. Wręcz nawet powiedziałbym dekad. Teraz jeszcze tak zamykając ten temat – chyba, że chciałeś coś dopowiedzieć?
Wiesz co? Ja może dorzucę dwa punkty. Pierwszy, że to też od razu mówi, i chyba pokazuje, że ważne, żeby strategie dobrze rozumieć. To mi się często wydaje, że widzę czyjś portfel, z kimś rozmawiam. Jasne, ja mam inny, ale wydaje mi się rozsądny. Jak słyszę, co ta osoba mówi, i dlaczego tak zainwestowała, to brzmi głupio, że mówię: „Okej. To chyba jest błąd. To znaczy, masz ten sam portfel, ale na przykład nie wziąłeś sobie rynków wschodzących. Mówisz: Okej, chcę mieć trochę bardziej ryzykowną część portfela. Potencjalnie lepszy zwrot. Tylko zaczyna się tłumaczenie: A teraz będzie cykl rynków wschodzących. Mam pytanie – co zrobisz jak tego cyklu nie będzie? O tym cyklu to ja słyszałem trzy lata temu. To zmienisz tę alokację?
Okej, to mówisz teraz tak: Obligacje są złe. Zmienisz alokację za dwa, trzy lata, jak będzie inna narracja?” To, co mi się wydaje, to prosta strategia, po to, żeby ją rozumieć. Oparta o jakąś długoterminową analizę trendów. Właśnie po to, żeby uniknąć tej taktycznej dyskusji o alokacji. Ona się będzie zmieniać. Dzisiaj uran, woda. Nie wiem czy wypada powiedzieć, ale wiesz co? To się nazywa chyba finansowe porno. Fajnie jest posłuchać, pooglądać przed pójściem spać, jak wychodzi jakiś mądrala, w tle ma palmy, i tam roztacza wizje. To się fajnie słucha. Oczywiście, że tak. Pewnie możemy dyskutować, czy rynki są efektywne, czy nie, ale są na pewno konkurencyjne. Setki tysięcy ludzi na świecie, próbuje zarobić miliony. I nagle jakiś mądrala w hawajskiej koszuli ma rację i odkrył Świętego Graala? Nie kupuję narracji. Co więcej, jak tak patrzę na działania funduszy inwestycyjnych, to chyba nie ma takich profesjonalistów, którzy inwestują w oparciu o analizy makro, i jakieś narracje.
Tak, tak. Ja nawet w artykule „Strategia GEM”, tu myślę, że słuchacze akurat będą wiedzieć – jestem, nie chcę powiedzieć fanatykiem, ale na pewno lubię podejście Momentum, i to jest strategia, która wykorzystuje Momentum, Global Equity Momentum. Ja wręcz w artykule napisałem, że na dziesięć osób, które przeczytają ten artykuł, i zdecydują się zastosować tę strategię w praktyce, to być może jedna zrobi to z sukcecem.
Być może to brzmi bardzo złowieszczo, ale mniej więcej już wiem, jak wyglądają te realia, i paradoksalnie w momencie kiedy rozpocząłem publicznie się udzielać nagrywając podcast, pisząc bloga, i mając większy kontakt ze słuchaczami, i z czytelnikami, z inwestorami ogólniej rzecz ujmując – wiem, jak jest ciężko. Zwłaszcza w takich sytuacjach podbramkowych.
W zeszłym roku, w 2020, w marcu, kiedy były spadki na rynku, otrzymałem mnóstwo – nie chcę skłamać, ale to na pewno było ponad dziesięć maili, w których powtarzało się to samo pytanie: „Czy strategia GEM nadal działa? Bo ja tracę pieniądze”. To jest tym bardziej problematyczne, jeżeli zamkniemy transakcje na stracie. Wyjdziemy na przykład z rynku akcji. Wejdziemy na bezpieczny rynek obligacji. Rynek akcji odbija. My będziemy musieli odkupić to, co sprzedaliśmy drożej. I jeszcze zainkasować straty po drodze. Jeżeli to się jeszcze nie daj, Boże, przytrafi nam trzy razy pod rząd, to wielu naprawdę będzie miało tego dość, i powie, że to już nie działa.
Pomijając aspekt tego, że w wielu przypadkach faktycznie strategie, które wyglądają fajnie na papierze, one faktycznie są tylko i wyłącznie iluzją, bo są po prostu przeoptymalizowane. Mówiąc krótko – nie jest to takie proste, jak by się mogło wydawać. Jeszcze nawiązując do tych guru w hawajskich koszulach, jak to nazwałeś. Mi się wydaje, że tutaj też całkiem fajnie to opisywał Daniel Kahneman. W tym znaczeniu, że ludzie lubią mieć poczucie kontroli. Jeżeli działamy w środowisku ciągłej niepewności, a inwestowanie to jest tak naprawdę podejmowanie decyzji, w środowisku ciągłej niepewności. Boimy się stracić pieniądze. Działają nami takie ekstremalne żądze. Z jednej strony chciwość, z drugiej strach.
Jeżeli widzisz z drugiej strony kogoś, kto w przekonywujący sposób opowiada Ci o wodzie, albo o uranie, czy o czymkolwiek innym, i sprawia wrażenie osoby dobrze poinformowanej, osoby, która zna temat – to w naturalny sposób to powoduje u tych, którzy słuchają, takie poczucie: „Okej. Ten ktoś wie o czym mówi. Czyli na pewno podejmowanie decyzji w oparciu o takie informacje, może mieć sens”. Z drugiej strony jak weźmiesz sobie strategię, która jest nawet sprawdzona. Za ostatnie pięćdziesiąt, sto lat. I wiesz, że statystycznie to ma sens, i można to nawet udowodnić, i można też uzasadnić dlaczego to ma sens. Dlaczego ludzie popełniają cały czas te same błędy, i dlaczego ta strategia może funkcjonować. O czym sobie jeszcze porozmawiamy przy okazji faktorów. To jednak to jest tak mało sexy, mało przekonywujące, że ludzie tego nie będą chcieć z większości słuchać. Jednak ta opowieść o tym, jak to warto kupować na przykład ETF’a na wodę, czy cokolwiek innego – jest zdecydowanie bardziej przekonywująca. Tak ja to widzę ze swojej strony.
Ja tylko zaprotestuję, że te jego historie są sexy. Mi się bardzo podobają. Ja wiem, że to może nie jest tak fajne w opowieści o uranie, ale też przyjemne. Uważam, że są sexy te analizy decyzji systematycznych. Wiesz co? Tylko może dorzucę jeszcze raz o tym momencie „Aha”. Jak się popatrzy na portfel, dopłaty – okazuje się, że przez dwanaście, i czternaście lat, dużo ważniejsze jest to, czy, i ile dopłacasz, niż ta strategia. Niech nie będzie idealna. Teraz pytanie, czy lepiej zawierzyć guru, typu Trader21, jeśli uwierzysz, to po prostu automatycznie zakładasz, że to będzie zaraz ktoś na miarę Warrena Buffetta Polski, albo Europy, czy mówisz: „Dobra, statystycznie, faktycznie wychodzi, że jak po prostu będę uczciwie pracował, będę dawał nadwyżkę, inwestował, i robił to systematycznie i spokojnie, to wyjdę na swoje?”
Ja swoje dzieci uczę nie historii o uranie, tylko pokazałem im Excela, procent składany. Także moja mała córka potrafi powtórzyć, że to jest największa moc we wszechświecie, ale chyba nie jest chętna, żeby tata jej truł więcej na ten temat. Także pewnie muszę jak JL Collins, napisać bloga. Jak dzieci będą starsze, to będą mogły sobie poczytać. Na razie ich to nie fascynuje. Może tylko się tak cyferki zmieniały, i to tak ładnie rosło na wykresie.
Podatki
Mhm. Ja też myślę, że to jest tak, że nawet jak ktoś się sparzy na różnych takich fajnie opowiedzianych historiach, i w końcu dojdzie do wniosku, że mu to nie działa, to jednak zawsze będą następcy, którzy chętnie skorzystają z takich porad, bo nawet osoby bardzo odpowiedzialne w życiu, które nie szukają drogi na skróty, nie szukają cudów, to jeżeli chodzi o finanse, to często takie osoby bardzo łatwo padają ofiarami. Nawet nie chcę tutaj mówić, bo to nie w każdym przypadku musi być oszust, co po prostu same sobie robią krzywdę, robiąc jednak pewne drogi na skróty. Po prostu to może całkiem sporo kosztować. Nie tylko finansowo, ale też emocjonalnie.
Jak już wiemy, że z tymi rynkami nie jest tak łatwo, to znaczy, że warto mieć spory szacunek i respekt wobec rynków – to powiedzmy sobie w takim razie może o takim aspekcie optymalizacyjnym, jeżeli chodzi o podatki. Nawet jeżeli chodzi o podatki, to można powiedzieć, że o ile rynku nie możemy kontrolować, to podatki, przynajmniej w jakimś zakresie, kontrolować możemy. Czy Ty wykorzystujesz na swoim rachunku jakąś optymalizację podatkową?
Przede wszystkim, wierzę w coś takiego, jak takie mądre słowo tax alpha. Czyli ponadprzeciętny zwrot, wynikający z optymalizacji podatków. Można mówić, że dywersyfikacja jest darmowym obiadem.
Czyli i konta IKE, IKZE, i mam nadzieję w przyszłości dostępne tutaj dla nas w Polsce OIPE, czyli te europejskie programy emerytalne. Naprawdę można spore pieniądze zaoszczędzić, optymalizując podatki. Wszystko, co jest legalne, to bardzo zachęcam. O ile zwrotu się nie da zoptymalizować tak łatwo, o tyle tak samo koszty, wybór dobrego brokera. Po prostu pieniądze leżące na ziemi prawie, że.
W sumie tak często się narzeka w Polsce na to, że są podatki od zysków na giełdzie, ale w gruncie rzeczy, jak jest na przykład małżeństwo, to mogą oni dopłacać czterdzieści, nawet pięćdziesiąt tysięcy złotych rocznie. W zależności jakie tam są limity na IKZE, i inwestować praktycznie tutaj bez podatków. I daj Boże, żeby każda rodzina, czterdzieści, pięćdziesiąt tysięcy złotych, odkładała każdego roku.
To wzrośnie, bo jeśli wejdą OIPE – tak patrzę na projekt ustawy, wielkości IKE, to się nagle okaże, że tak naprawdę przeciętna polska rodzina, może siedemdziesiąt, osiemdziesiąt tysięcy rocznie. To naprawdę nie są małe pieniądze, jak na polskie warunki. Także nic, tylko po prostu wykorzystywać. Oczywiście warto się dobrze zaznajomić.
Michał Szafrański, o ile się nie mylę. Marcin Iwuć – bardzo dobre wpisy tłumaczące IKE, IKZE. Różnice, co się bardziej opłaca, bo faktycznie trzeba by troszkę rozważyć, ale upraszczając, nie wchodząc w dyskusję, IKE, to po prostu jest – Amerykanie mówią „no brainer”. Tak samo uważam, że każdy, kto tylko może, powinien korzystać z PPK. Nie zrobisz tu ze mnie jakiegoś wielkiego obrońcy, ponieważ jest tam wiele, wiele wad. Tak naprawdę, jak tak się popatrzy na korzyść podatkową, i to, że pracodawca dopłaca, to nawet jak ktoś nie wierzy państwu polskiemu, to nawet wpłacać, i co dwa, trzy lata sobie tę kwotę wyciągać. Po prostu pieniądze leżące na ziemi.
Tak, tak. Jak ktoś nie wierzy w procent składany, to polecam skorzystać z Excela, albo na przykład z mojego oprogramowania, i zobaczyć, co się dzieje na przykład po dwudziestu latach regularnych dopłat rzędu pięćdziesiąt tysięcy złotych. I jak jeszcze nie mamy na tym podatków. Nagle się okazuje, że nie trzeba szukać wcale okazji, typu 1-4% dziennie, które są mrzonką. Okazuje się, że całkiem nudne rozwiązania, okazują się nagle niczym magia.
Ale wiesz co, Jacek? A może z drugiej strony. Jak ktoś tak będzie robił, to niech sobie też od razu wpisze w Excelu te magiczne procenty, które oferują guru. I niech zobaczy, że przy swoich dopłatach, i kapitale – co by się skończyło z tymi magicznymi procentami? I się nagle okaże, że po trzydziestu latach tam jakieś potężne pieniądze się rodzą. Jak ktoś zaczyna z dużym kapitałem, to kilkadziesiąt, setki milionów. I nagle: „Kurczę, czy to jest możliwe?” Warto się zastanowić, bo procent składany na pewno działa. To jest czysta matematyka. Sprawdźmy te realne założenia, czyli globalne akcje max. 5%, teraz pewnie niżej, verus to, co mówią inwestycyjni guru. Wtedy jeśli ktoś wierzy, że dojdzie do takich milionów na koniec, tym guru, to jasne. Od razu może otworzy oczy, jak nierealne są pewne cyfry.
Wiesz, gdybym ja miał sposób na to, jak zarabiać procent dziennie, codziennie, to szczerze mówiąc, w tej chwili jestem już rentierem, i to bardzo bogatym. Na pewno nie przyszłoby mi do głowy sprzedawanie wiedzy komukolwiek.
A ja Ci przelewam pieniądze, i proszę, żebyś inwestował w moim imieniu.
Cykl życia portfela inwestycyjnego
No właśnie. Zwykle na takie cudowne metody nabierają się ci, którzy mają mniejszy kapitał, i zastanawiają się jak cudownie szybciej go pomnożyć, ale to niestety jest droga zwykle donikąd. Maciej, a powiedz mi jak wygląda jeżeli chodzi o Ciebie, o Twój portfel, tak zwany glide path, jak to nazywają Amerykanie?
Czyli Amerykanie często opowiadając, czy projektując swoje portfele, robią coś takiego, że w młodym wieku ten portfel jest bardziej agresywny, wręcz nawet być może w stu procentach złożony z akcji. Czy jak to mówi Paul Merriman, mamy gaz i hamulec. Gazem są akcje, hamulcem są te obligacje.
Później, wraz z wiekiem, coraz więcej tego hamulca dajemy. Czyli po prostu tych obligacji. Tak, żeby w momencie kiedy przechodzimy na emeryturę, mieć większy spokój, i żeby nie być obarczonym tym ryzykiem rynkowym, że nagle my mamy emeryturę, a nasze oszczędności są na stracie -50%. Czy Ty masz tutaj jakieś przemyślenia odnośnie tego, względem swojego portfela?
Kolejność zwrotów nie ma znaczenia. Czyli najpierw są wysokie, potem niskie. Na koniec jest to samo. Z jednym bardzo ważnym „ale”. Dopóty, dopóki nie wpłacasz, albo nie wypłacasz tego z portfela. Dopóki portfel jest stałą kwotą, kolejność zwrotów nie ma znaczenia. Ważne jest, co będzie – powiedzmy sobie – przez te dwadzieścia lat. Jeżeli ktoś dopłaca, to wtedy lepiej, żeby te niskie zwroty były na początku.
Czyli jeśli ktoś się obawia, że najbliższa dekada, to dekada niskich zwrotów, a on będzie teraz dopiero zaczynał dopłacać do portfela, to z jego perspektywy – ja wiem, że trudno kogoś przekonać, ale to wcale nie jest najgorszy układ. To powoduje, że wyższe zwroty będą wtedy, kiedy będzie już troszkę więcej kapitału na kupce. I to jest okej, ale jest coś podobnego w drugą stronę. Czyli tak zwane ryzyko sekwencji. Relatywnie mało w polskim Internecie dyskutowane. Może dlatego, że nie mamy jeszcze wielu rentierów, jeśli chodzi o inwestorów giełdowych.
Czyli jeżeli znowuż zaczynasz wypłacać z portfela, to jeśli te wypłaty na samym początku trafią na kiepski okres giełdowy – że będą spadki, to może to mieć dewastujący wpływ na portfel. To znaczy – po prostu skończą się pieniądze wcześniej, niż chciałeś. Faktycznie rozwiązaniem na to może być: „Okej. Zwiększam udział obligacji”. Po to, żeby jak przechodzę na emeryturę, są dwa czynniki. Tak statystycznie, jako osoby starsze, jesteśmy bardziej nerwowi, mniej podatki na ryzyka, więc to ma taki czynnik behawioralny. Mając obligacje, portfel jest bardziej stabilny. Jednocześnie, jeśli na samym początku będę miał więcej obligacji, będą spadki – te spadki będą mniejsze. Dzięki temu, ten portfel dłużej wytrzyma. To też nie jest takie proste, bo zwiększając udział obligacji, jednocześnie zwiększyłeś udział aktywa, które co do zasady ma mniejszy zwrot, niż akcji.
I teraz, jak mówimy o ludziach, którzy przechodzą na emeryturę troszkę wcześniej, a nawet niech przechodzą w tym sześćdziesiątym piątym roku życia. Żyjemy coraz dłużej. I też się zaczyna robić bardzo trudny kompromis. Dużo rzeczy w finansach, tak jak mówiłeś – nie ma idealnego rozwiązania. To jest kompromis. Nagle się okazuje: „Dobra, to ja będę miał więcej obligacji”. Przechodzę na emeryturę, no to fajnie. Tylko, że to się okaże, że w ciągu dwudziestu lat się skończą pieniądze. Niektórzy mądrzy radzą. Jest tam kilka rozwiązań. Stworzenie namiotu. Czyli na początku więcej obligacji, a po pięciu, dziesięciu latach emerytury powrót, i zwiększamy udział akcji.
Jest na przykład to, co warto wziąć w Polsce pod uwagę. Jesteśmy póki co, objęci systemem emerytalnym. To nie będzie duża kwota, ale z punktu widzenia finansowego – emerytura to jest obligacja. Pieniądz, wypłacany przez Skarb Państwa, z jedną, bardzo ważną, fajną informacją – wypłacany dożywotnio.
Jak patrzę na swój portfel, to w teorii mógłbyś wycenić, i wziąć pod uwagę kwoty, jakie nie trafią się z emerytury, i powiedzieć, że to jest moja część obligacyjna. Zbyt skomplikowane moim zdaniem, dla większości osób, żeby to liczyć, ale można powiedzieć: „Okej. To powoduje, że mogę mieć nie wiek w obligacjach, ale wiek minus dziesięć”.
Moje prywatne podejście chyba będzie dużo prostsze. Powiem: „Okej. Mam w tej chwili portfel 70/30. Przechodząc na emeryturę, utrzymam 60/40, i to zachowam. I będę się trzymał 60/40”.
Jak czytałem analizy, wzorcowy portfel, taki dla emeryta, to 60/40, wcale nie jest takie złe. Lekko zejdę, ale to nie będzie jakaś kosmiczna różnica. Przynajmniej na chwilę obecną tak mi się wydaje. I raczej dobiję troszkę obligacjami zagranicznymi. To raczej nie będą polskie obligacje. To znaczy – moim zdaniem, wydaje mi się, że będę miał 25% polskich obligacji, 1/4, że tak powiem, 7,5% złota, 7,5% obligacji zagranicznych. Tak mi się wydaje na chwilę obecną, ale to mówię – w polskim Internecie, jest bardzo mało jeszcze analiz i dyskusji o bezpiecznym sposobie konsumpcji, budowaniu portfela. To jest bardzo gorący temat.
Mam też kilka pytań o FIRE, ale tutaj tak szybko tylko wyjaśnię, że FIRE, to jest właśnie taki ruch, któremu przyświeca to, żeby oszczędzać, i móc szybciej przejść na emeryturę, i po prostu być wolnym finansowo.
Może jeszcze tylko jedną rzecz dorzucę, nie komplikując. Analizy pokazują, że przy portfelu do konsumpcji, nie da się uciec od lokalnej inflacji. To jest bardzo fajne, jak się pokazuje różne portfele w różnych krajach – jaką dawały stopę konsumpcji. Nie da się uciec. Co więcej, jest argument, że troszkę aktywów w lokalnej walucie, wtedy jest sens mieć. U mnie to będzie 25%. Nie chciałbym więcej, ale to nie jest tak, że należy uciekać od lokalnej waluty. Nie uciekniesz od lokalnej inflacji, bo będzie tam po prostu wydawał. Przepraszam, przerwałem…
Inwestowanie dywidendowe
Nie, nie. Bardzo dobrze. Po to właśnie Cię tutaj zaprosiłem, żebyś powiedział nam jak najwięcej o tym, jak Ty podchodzisz do tego, jak Ty to rozumujesz. Zresztą mam tutaj już kolejne pytanie w zanadrzu do Ciebie. Jak wiemy – inwestowanie, to nie jest tylko Excel, ale też po prostu ta behawiorystyka. To jest w gruncie rzeczy gra z samym sobą. Najczęściej to my przegrywamy nie z rynkiem, tylko sami z sobą przegrywamy. Co najgorsze, to dowiedzieć się o tych swoich słabościach na rynku, jest dość słabym pomysłem, bo może to sporo kosztować.
Taką dość popularną strategią, i sporo o tym rozmawialiśmy, między innymi również na forum Michała Szafrańskiego, „Klan Finansowych Ninja”, to jest inwestowanie w spółki dywidendowe. Ty tam dość mocny swój pogląd na ten temat wyraziłeś. Jak podchodzisz do spółek, które wypłacają dywidendy.
Oczywiście tutaj ja nie mówię o jakimś podejściu takim bardzo dogmatycznym, że ktoś będzie zaklinał rzeczywistość, że to jest przepis na idealną strategię, i nic nie ma lepszego na świecie. Odcinając ten skrajny pogląd – jak Ty podchodzisz do inwestowania dywidendowego? Gdzie widzisz mocne i słabe strony? I dlaczego Ty na przykład nie skusiłeś się na to, żeby zwłaszcza mając swoją wiedzę w tym, jak można wycenić spółki – skorzystać z czegoś takiego, i na przykład powiedzieć sobie: „Okej. To ja sobie zbuduję portfel z trzydziestu, czterdziestu, pięćdziesięciu spółek dywidendowych. Nawet jeżeli dziesięć z nich, czy nie wiem… ileś tam zbankrutuje, to wciąż pozostanie mi większość portfela, a przede wszystkim będę miał ciągły strumień, w postaci dywidend”.
Najpierw naraziłem się miłośnikom złota, pokazując, że to może mieć sens, ale to nie jest tak fantastycznie jak się wszystkim wydaje. Potem zadarłem z wyznawcami Tradera21, różnych presetów, i uranów, i wody. To teraz mnie wciągasz na minę, pod tytułem inwestowanie dywidendowe.
No nie. Ja chcę, żebyś Ty wyraził swój pogląd. 🙂
Chcesz mi kwarantannę zrobić. Żebym z domu nie wychodził. Ja zauważyłem jedno. Jak się porusza temat inwestowania dywidendowego na różnych forach, albo na Twitterze, to jest to gorący temat. Tutaj dużo jest miłośników. Dobrze, spróbuję. Rozbiję to może najpierw na stock picking jako taki, a potem na dywidendy.
To ja jeszcze tylko tak dopowiem – chodzi nam o taki chłodny osąd. Jak Ty to widzisz? Dla jasności ja dopowiem. Ja nie mam nic przeciwko ani tym, którzy kupują złoto. Sam mam złoto w portfelu. Okej, nie inwestuję dywidendowo, aczkolwiek jestem w stanie sobie wyobrazić, i zrozumieć powody, dla których ktoś to robi w ten sposób. Natomiast chciałem poznać tutaj Twoją opinię. Ja ją w sumie już znam w dużej mierze, bo po prostu rozmawialiśmy też na forum u Michała, ale żeby inni mogli usłyszeć – dlaczego Ty nie jesteś akurat fanem tego konkretnego podejścia? Też już nie mam co ukrywać, że wiem, że nie jesteś fanem.
Okej. Może tak – najpierw, jakie mam podejście do stock pickingu rozumianego, jako inwestowanie w pojedyncze spółki. Chyba sam umieszczałeś kiedyś na Twitterze, dość ciekawe badanie, że 95% spółek, osiąga zwrot taki jak gotówka, albo gorszy. Czyli te chyba raptem 5-10% spółek, to są te, które ciągną nam cały indeks. To oznacza, że znalezienie spółek, które dadzą nam ponowny, normatywny zwrot, to jest naprawdę szukanie igły w stogu siana. Naprawdę trzeba się pochylić.
Pytałeś czemu ja tego nie robię? Bo konkurencja jest ogromna. Na tego typu spółki patrzy setki tysięcy ludzi, zespoły, analitycy. I znaleźć spółkę, która jest źle wyceniona, z potencjałem – jest wyjątkowo trudno. Co więcej, jako finansista, mam pewne podejście do ryzyka. Ryzyko jest specyficzne. Ryzyko pojedynczej spółki.
Tak kiedyś wytłumaczył mi to jeden pan doktor. Okej. To załóżmy, że ja pracuję dla Ciebie, Jacek. Robię Ci analizy, i przychodzę do Ciebie pewnego dnia: „Jacek, ja od dzisiaj pracuję stojąc na biurku. Nie siedzę na krześle, tylko stoję na biurku, trzymam laptop w rękach. W związku z czym, ponoszę większe ryzyko. Drogi Jacku, daj mi podwyżkę pensji. Mam większe ryzyko”. Prawdopodobnie nie będziesz skory. Powiesz: „Maciek, to siądź na krześle. Pracuj normalnie, nie masz ryzyka”. To mówił o ryzyku. Także ja nie mogę oczekiwać kompensacji zwrotów. Ponieważ to jest ryzyko, którego mogę się pozbyć. Po prostu siąść na krześle.
Dokładnie tak samo można powiedzieć, że jest ze spółkami. Spółka ma dwa ryzyka wbudowane w siebie. Ryzyko specyficzne i ryzyko szerokiego rynku. Ja posiadając szeroki indeks, dywersyfikuję to ryzyko specyficzne. Ono prawie spada powiedzmy do zera, więc ja mam w swoim ETF-ie, w swoim indeksie, ryzyko szerokiego rynku, którego się już nie da pozbyć. To znaczy – oczekuję za nie kompensacji. Z mojej perspektywy finansisty, jeszcze jak pamiętam, stara perspektywa, sprzed jakichś tam dziesięciu lat, mówię tak: „Kupując pojedynczą spółkę, wchodzę w zakład z rynkiem, które jest wyceniony z taki sposób, że jestem po stronie przegranej”.To może jest okej. Przyjmuję.
Są osoby, które… Znowuż będzie Warren Buffett… Które są w stanie dobrze wybierać spółki. Robić to przez bardzo długi okres czasu, jednocześnie przed długie okresy być poniżej rynku, więc ten pierwszy punkt, nieważne, czy dywidendy, czy ich brak – po prostu inwestowanie w pojedyncze spółki jest wyjątkowo trudne. Jaką przewagę ma inwestor? Bo czytał jedną, czy dwie książki Warrena Buffetta? Popatrzył na wybitnych profesorów? Takich zawodników na świecie jest naprawdę dużo.
Przyjmuję. Pewnie są jacyś ludzie. Dowiemy się o nich w przyszłości, bo będą kolejnymi osobami, które potrafią to robić.
To teraz dywidendy. Oczywiście bezsprzecznie dywidendy są bardzo ważną częścią zwrotu inwestowania w akcje. Oczywiście obecnie ten chyba globalny poziom/stopa dywidendy, to jest 1,8%, poniżej 2%. Były czasy, kiedy 6,7,8% płaciły spółki. Na pewno jest to ważna część zwrotu. I teraz jak ja patrzę na dywidendy, na poziomie makro. Czy spółki dywidendowe, dają lepszy zwrot, niż te, które ich nie płacą. Czasem się pojawi w Internecie, jakiś taki ładny wykres S&P500. „Spółki dywidendowe biją indeks”. Jak ktoś to zobaczy – zachęcam do wejścia do źródeł. Robiłem to kilkukrotnie.
Najpierw się okazuje, że to nie wcale indeks S&P500, tylko jakiś wytwór, typu indeks S&P500, z różnym udziałem poszczególnych spółek. Ktoś tak sobie wymyślił. I tak naprawdę nie chodzi o firmy, które płacą dywidendy, ale te, gdzie dywidendy rosną, plus spółki, które mają wkrótce zwiększyć wypłatę dywidendy, co jest niemożliwe do określenia na przyszłość, tylko ktoś to mógł historycznie sprawdzić. Ergo? Spółki dywidendowe, nie dają lepszych, czy gorszych zwrotów, od pozostałych spółek, z tytułu płacenia dywidend. Teraz, dlaczego tak jest? Przejdźmy na poziom mikro pojedynczej spółki. Jestem dyrektorem finansowym, mam spółkę, mam aktywa, mam na koncie parę milionów dolarów. Nagle mówię: „Okej. Moja spółka jest wyceniona na giełdzie. W tej wycenie giełdowej, też jest zawarte to, że ja mam tych kilka milionów dolarów na koncie, bo to jest wartość tej spółki. To jest wartość. To ja ten milion dolarów, dwa miliony, wypłacę z konta spółki, do inwestorów”. Okej. Mieliśmy spółkę, która uwzględniała te dwa miliony dolarów. Ja je wypłacam ze swojego konta. Co się wydarzy? Wartość spółki spadnie o te dwa miliony dolarów. Zakładając, że giełda jest choć trochę nawet nie aktywna – konkurencyjna. Mniej więcej dobrze wycenia przydział spółki. I teraz tak – od razu tu się włączy tłum.
Powie: „Nieprawda, są badania. Giełdy źle wyceniają gotówkę. No dobra. Wejdźmy znowu w szczegóły. Tak naprawdę pokazuje się, że jest jakieś badanie dla kilkunastu spółek, za kilkanaście lat. Kiedy faktycznie gotówka była wyceniona poniżej wartości nominalnej, ponieważ ta gotówka dla tych spółek, to był tak zwany uwięziony cash. Te pieniądze znajdowały się w spółkach córkach tych spółek za granicą. I ściągnięcie ich do kraju, do USA, gdzie zapłacił dywidendę, wymagały zapłaty tak zwanego podatku u źródła.
Po drodze zapłacę podatek, to jest inaczej wycenione. Dodatkowo jest też sytuacja, kiedy management marnuje pieniądze. Jeżeli ja mam na koncie parę milionów dolarów, i Ty, Jacek, mówisz tak: „Maciek, Ty te pieniądze wpakujesz w jakieś głupie inwestycje, albo w nowy samochód, gabinet prezesa”. To mówisz: „Okej. To ta gotówka wygeneruje wręcz stratę”. I wyceniam ją dużo, dużo gorzej. Wtedy faktycznie giełda karze taką spółkę, nisko wyceniając cash, bo to jest cash zmarnowany. Wtedy jak się ktoś pojawi i powie: „Okej. To ja tu wpłacam dywidendę”.
Jasne, ale takie spółki, moim zdaniem to nie będą spółki dywidendowe. To będą spółki, które są źle zarządzane, które mają tak zwaną lukę na wartości, z tytułu złego zarządu. I szukając takich spółek, nie wiem jak to zrobić – ktoś mówi: „Okej. Coś się wydarzy, że przyjedzie rycerz na białym koniu, i zacznie tą spółką dobrze zarządzać”.
Jestem w stanie sobie uwierzyć, że świetnie działa ta strategia z dwoma skrzyniami. Nie mam pomysłu, jak zrobić dobry screening, źle zarządzana spółka. I jak zrobić screening „Tak, pojawi się rycerz na białym koniu”. Jeśli to jesteś w stanie zrobić, jasne. Nawet Warren Buffet, miłośnik inwestowania w pojedyncze spółk – pokazał, że jeśli chcesz mieć dywidendy, to po prostu sprzedaj część akcji. To jest dokładnie ten sam efekt. Skoro spółka wypłaciła cash, spada wycenia spółki, jest dokładnie to samo.
Oczywiście w realnym świecie, dużo trudniej jest wychwycić ten efekt odcięcia, bo grają rolę podatki, wiele wydarzeń ma miejsce, ale co do zasady – wiara w to, że wypłata dywidendy, to są jakieś pieniądze z nieba? Nie przemawia do mnie.
Ja jestem z tej drugiej strony. Ja odpowiadam za zarządzanie firmą. Jakby ktoś do mnie przyszedł, i powiedział: „Maciek, płacąc dywidendy, ta spółka będzie dużo lepiej wyceniona. Będzie dużo lepiej oceniana”. Dla mnie to jest darmowy obiad. Gwarantuję Wam, że zarząd każdej spółki na świecie, gdyby tylko był przekonany, a gwarantuję Wam, że mimo wszystko tam się trafiają rozsądni ludzie, którzy mają doradców – bawiłbyś się w dywidendy, ile tylko się da.
Z mojej perspektywy, stock picking jest bardzo ryzykowny. Fakt, że spółka płaci dywidendy, lub nie, nie powoduje, że jest gorsza, ale też nie jest lepsza. Skutkiem takiego podejścia jest to, że po prostu płacę większe podatki. Podatek u źródła, albo tutaj w Polsce podatek Belki. Ale są plusy?
No tak. Jak już uparłeś się na inwestowanie dywidendowe, to masz plus, że wpłacana na konto gotówka, jest księgowana mentalnie. To znaczy – nie utrzymałbym stuprocentowej ekspozycji na akcje, ale mając sto procent spółek dywidendowych, wpływa gotówka, i jest mi tu po prostu łatwiej.
Dochodzi do tego jeszcze ten wielki fun. Wybierania spółek, mierzenia się z rynkiem. Znam osoby, które inwestują dywidendowo. Mateusza z Inwestomatu, Michała Szafrańskiego, którzy mają dodatkowo zdrowe podejście. Nie ma tam jakichś bzdur o tym, że spółki dywidendowe są lepsze, że są cudowne. Mamy strategię, chcemy otrzymywać regularny cashflow. To powoduje, że potem lepszych decyzji racjonalnych trzymamy się. O ile – chyba nawet tak mówi Michał – nie wygra z rynkiem, ma bardzo małe szanse, ale wygra sam ze sobą. To znaczy osiągnie najlepszy możliwy zwrot, dzięki swojej strategii. Ciężko mi to zakwestionować. Jasne, myślimy bardzo racjonalnie. Większy problem mam, jak ktoś mi próbuje wmówić, że spółki dywidendowe są lepsze, i on tutaj jako ten Warren Buffett – bo rok, dwa, pracował gdzieś w finansach, nagle będzie miał super wyniki. Mam nadzieję, że się nikomu nie naraziłem. Jak coś, to z góry przepraszam.
Inwestowanie czynnikowe (faktorowe)
Wiesz co? Ja do tego podchodzę w ten sposób, że tak, jak jest mocne, silne community bogleheads, czyli osób, które lubią to podejście pasywne, czyli najprostsze z możliwych, najtańsze. Jest wielu zwolenników tego, ale są też osoby, które nawet jeżeli doceniają i rozumieją to podejście, chcą z powodów czysto behawioralnych właśnie wybierać spółki do portfela, które wypłacają dywidendy. To jest dla mnie też jak najbardziej zrozumiałe.
Zresztą według mnie, ale to zaraz Ciebie dopytam, już tak przechodząc powoli do faktorów. Podejście dywidendowe, jest z gruntu odmianą inwestowania w wartość. Meb Faber też o tym sporo mówił. Tylko jest to o tyle specyficzne podejście w wartość, gdzie jeszcze nakładamy dodatkowy filtr na spółki, że mają wypłacać nam te dywidendy.
I właśnie, tak przechodząc do tych faktorów, do inwestowania faktorowego. Mówiliśmy tutaj o inwestowaniu w wartość, mówiliśmy o Momentum. Mówimy teraz o dywidendach, które te gdzieś się czasami pojawia. Przynajmniej w marketingowych opracowaniach, jako kolejny faktor. Przynajmniej MSCI podaje. Inna rzecz, że jest coś takiego jak factor zoo, o czym też chciałbym, żebyś się tutaj wypowiedział w tej kwestii.
To na początek. Czym są faktory? I czy z Twojego punktu widzenia, one są faktycznie czymś realnym? Czy są tylko i wyłącznie jakąś iluzją? I tak jeszcze dorzucę tutaj ze swojej strony – jak pamiętam, tutaj rozmawiałem kiedyś w ramach swojego podcastu z Wesem Grayem, z Alpha Architect. On wspominał, jak robił pracę doktorancką, i pisał ją właśnie u profesora Eugen Famy, o którym wspominałeś już też wcześniej. Wes Gray, który jest też miłośnikiem podejścia Value, nawet powiedział to u mnie w podcaście, że z tych różnych faktorów, to jemu jest bliskie Value. Po prostu na tym wyrósł. Jako dziecko wychował się na tej książce Benjamina Grahama, i gdzieś to w nim nadal jest. Chociaż on wierzy, że to głównie z powodów behawioralnych występuje ta anomalia. Natomiast on napisał w tym swoim badaniu, które przedstawił profesorowi Famie, że jest klub inwestorów w wartość, w Stanach Zjednoczonych, i oni pobijają rynek.
Czyli to jest w sprzeczności z tą hipotezą rynku efektywnego, którą głosi Fama. I Fama odpowiedział mu, że: „Nie, nie. Hipoteza nadal jest w mocy”. Owszem, jest klub inwestorów w wartość, w Stanach Zjednoczonych, i owszem, jest tam grupa inwestorów, która owszem, w danym, badanym okresie, pobijała rynek, ale to nie oznacza, że to robią wszyscy inwestorzy. Tylko być może to jest specyficzna grupa inwestorów, która ma faktycznie jakiegoś skill’a.
Do czego zmierzam? On nawet sam tutaj nie był dogmatyczny, i nie wykluczał, że coś może być. Zresztą o faktorach sam pisał. Zamykając ten przydługawy wstęp – czym są te faktory, o których tutaj wspominaliśmy, i jakie Ty masz do nich podejście? Jak byś tutaj też umiejscowił, już tak domykając temat dywidend – jak można je w to wkomponować? Czy to faktycznie jest według Ciebie na przykład inwestowanie w wartość? Długie, rozbudowane pytanie. Oddaję teraz głos Tobie.
Spróbuję teraz zrozumieć, i dobrze odpowiedzieć. Może tak jeszcze kończąc wątek dywidendowy, przypominam, że Enron, te wszystkie firmy, też płaciły dywidendy. To nie jest tak, że firma, która płaci dywidendy nie upadnie, wręcz przeciwnie.
Czy uznaję, że inwestowanie dywidendowe, to jest inwestowanie w wartość? Tak w danym okresie może być. Faktycznie jak pokazują badania, bezsprzecznie. Z jednym małym zastrzeżeniem. To, że spółka płaci dywidendy, lub nie – nie jest faktorem, a to oznacza, że ktoś może wejść w spółki dywidendowe, i się okaże, że tam tego Value będzie bardzo mało.
Jeśli ktoś wierzy w inwestowanie w wartość, nie mam z tym problemu – to niech lepiej najpierw szuka spółek w zakresie Value, a potem dopiero dywidend. Zwłaszcza, że inwestowanie faktorowe, to jest inwestowanie aktywne. Jeśli kupimy jakiś portfel spółek, i to są spółki dywidendowe, które są nisko wyceniane. To są spółki Value – minie pięć lat, siedem, osiem, one już nie są Value, bo mogły się zmienić wyceny. I teraz co?
Wiele osób może sobie też nie zdawać sprawy, że nawet kupując ETF-a, na spółki typu Value, to jest to strategia aktywna, i ona musi być aktywna. O to chodzi, żeby poszukiwać faktora. Nie da się zbudować – przynajmniej na tyle, co ja wiem – nie da się zbudować ETF-a faktorowego, który nie jest aktywny. On cały czas musi szukać tego…
Ba! Nawet chcemy, żeby to robił, szukał tego faktora. Przechodząc do faktorów – jeśli ktoś wierzy w faktory, wierzy w Value – uważam, że dywidendy, jako przybliżenie, to nie jest dobry pomysł. Lepiej poszukać Value, a potem te dywidendy, jeśli tak bardzo chcemy płacić ten podatek u źródła.
To czym są faktory? Tak, żeby zdefiniować samo pojęcie factor investing. Jak to się mówi po angielsku. Ja miałem tutaj mocnego zawodnika. Vitali Kalesnika, który o tym ładnie opowiadał po angielsku, ale szczerze mówiąc, nawet się nie odważyłem tego tłumaczyć, bo boję się, co by z tego wyszło. I wiem, że w polskiej przestrzeni publicznej, w branży finansowej – wciąż jest to bardzo mało rozpoznane. Wciąż bardziej te materiały posiłkują się takimi marketingowymi opisami, ale nie ma wciąż porządnych opracowań w języku polskim. Tym bardziej nie ma zrozumienia. To czym jest inwestowanie faktorowe? Czym są faktory Twoim zdaniem?
Tylko jedna uwaga. Bardzo szczerze powiem. Nie wiem, czy są opracowania w języku polskim o faktorach. Pewnie istnieją. Bardzo uczciwie powiem, że może w jednym miejscu czytałem dosłownie dwie, trzy strony. Wszystko, co czytam, to faktycznie w języku angielskim. Pewnie nie fair mówić, że nie ma, bo po prostu ja nie widziałem, ale zgodzę się, że jak popatrzymy – jeśli chodzi o same faktory, na przykład wejdę na forum Rational Reminder. Poziom dyskusji jaki tam panuje… Kurczę, jestem patriotą, ale to jest niebo, a ziemia.
Wiem, o czym mówisz.
To jest po prostu niebo, a ziemia. Jeśli chodzi o to, co to są faktory – pewnie kogoś mądrzejszego miałeś zaprosić do tego.
No nie. Zaprosiłem. Po angielsku rozmawiał o tym Vitali Kalesnik, teraz chcę, żebyś przetłumaczył z Vitali’ego, na polski.
Okej. Jak ja rozumiem faktory – kilkadziesiąt lat temu, prowadzono badania, co powoduje, że różne portfele, mają różny zwrot. Ten fundusz, ta osoba, która wybiera akcje, ma dużo lepsze wyniki od tego drugiego, bo potrafi lepiej wybrać spółki. Po prostu lepiej znajduje tę igłę w stogu siana.
Jak się nad tym pochylono, zauważono, że – to, co ja mówiłem o tym ryzyku specyficznym, ryzyku szerokiego rynku – okazało się, że im bardziej spółki są ryzykowne, rozumiane jako zmienne, względem szerokiego rynku, mogą dać większy zwrot. Okej. Czyli patrzymy na dwa portfele, i mówimy tak: „Ten portfel został zbudowany dużo bardziej ryzykowny. Spółki, które tam są, są dużo bardziej zmienne, więc ma sporą szansę, żeby być dużo bardziej rentowny, lepszy zwrot”.
I okazało się, że ten faktor, bo to był pierwszy faktor – po prostu szeroki rynek, beta, tłumaczy 2/3 różnicy między tymi portfelami. Okej. Czyli jak te portfele mają różnice, to 2/3 wynikało z tego, kto wziął na siebie większe ryzyko. Reszta, to był ten stock picking. Rozwinęła się nauka, dyskusje.
Ktoś wytłumaczył: „Zobacz, chyba nie masz racji, że sam rynek to trochę za mało. Jeśli dodamy do tego małe spółki, to się okaże, że te małe spółki, mają dużo lepszy zwrot, niż by to wynikało z ich ryzyka”. Dodatkowo zobaczyliśmy, że spółki tanie, spółki Value, które są tanie względem… To jest wycena relatywna. Są tanie względem innych spółek. Dają większy zwrot, niż by to wynikało z tego pierwszego faktoru zmienności. I powiedziano tak: „Okej. Faktor, czyli źródło premii, źródło ryzyka”.
Jedno ryzyko, to jest szerokiego rynku, faktor w postaci rynku, czyli Bety, drugi premium, małe spółki, które mają jakieś własne ryzyko, niezależne od zmienności rynku. One też dają premię ryzyko. I trzeci rodzaj – czyli spółki tanie, spółki Value. One też dają premie, więc to były trzy premie za ryzyko.
Duża dyskusja. Na tamtym etapie mocno tłumaczono to: „Okej. Spółki małe, niepłynne. Bardziej ryzykowne. Spółki Value, więc spółki niedocenione przez inwestorów. Duże ryzyko, i tak dalej”. Rozwinęło to się troszkę bardziej. Faktorów zrobiło się pięć, bo doszły spółki, które mają konserwatywne podejście do inwestowania, oraz spółki, które mają dobrą rentowność. I pięć faktorów. Dopiero potem dołączyło Momentum, czyli sześć. Sześć faktorów, czyli tłumaczące ponad 90% zwrotów.
To oznacza, że jak weźmiemy dwa portfele, porównamy ich ekspozycje na różne faktory, na różne premie do ryzyka, to się okaże, że to, czego nie wytłumaczymy, czyli to, co potrafi zrobić ten pojedynczy zarządzający, to jest może 5%. Teraz tak – takie osoby jak ja, inwestują w szeroki rynek. Tak naprawdę, zresztą powiedział: „Maciek, Ty inwestujesz w faktor Beta”, ale czasami inwestorzy mówią: „Okej. My chcemy się zdywersyfikować, i wziąć różnego rodzaju premie za ryzyko na siebie”. Małych spółek, Value, Beta.
I tu dochodzimy do paru problemów. Teraz tak – po pierwsze, jest pytanie, czy faktycznie te premie istnieją. Na przykład już coraz więcej się pojawia krytyki, że nie ma premii dla małych spółek. To była pochodna błędu, ponieważ w analizie danych, nie wzięto pod uwagę spółek, które były delistowane, czyli schodziły z giełdy. Tak naprawdę, to może to była premia nie za wielkość, ale za brak płynności, czyli po prostu ryzyko, bo spółka, nie jest płynna, bierzesz na siebie większe ryzyko. Która teraz jest może jednak dużo mniejsza, bo rynki są jednak dużo bardziej płynne.
Dzisiaj słuchałem podcastu, już mówiłem – profesor z Bostonu, analizuje French/Fama, określając faktory. Zrobili parę założeń. Jak się to skoryguje, to ta premia jest dużo niższa. Pierwszy problem, jaki jest z faktorami – jaka jest wysokość tej premii? To jest pierwszy problem. Drugi problem, to jest wdrożenie.
Moim zdaniem największy problem, bo to, co widzimy w badaniach naukowych, to są tak zwane long short factors. To znaczy, jest dużo cukru, w cukrze. Ktoś wziął spółki Value, na takiej zasadzie, że nie dość, że kupuje spółki Value, to sprzedaje, short’uje spółki typu wzrostowego. Ta premia, bo ten faktor, to jest dużo cukru, w cukrze. Pytanie, czy możesz coś takiego wdrożyć. I okazuje się, że kupujesz sobie ekspozycję na faktor Value. Jest tam chyba iShares, i jak popatrzysz na tak zwaną regresję agresji, czyli patrzysz ile jest cukru w cukrze, to się okazuje, że one ciągle mają 70-80% ekspozycji na szeroki rynek, a ta reszta jest właśnie na Value.
Czyli kupujesz ETF, który kosztuje troszkę drożej, a nie kupujesz wcale dużo Value. Kupujesz troszkę Value, i ciągle szeroki rynek. Dodatkowo też ważne jest, jak to Value jest mierzone. Czy mierzysz to, cena do wartości księgowej, czy może po prostu mnożniki do zysku, do EBIDTA. W zależności od tego co bierzesz, to Ci co innego wyjdzie w regresji. Gdy próbujesz określić, ile jest tego cukru w cukrze.
Co więcej, analiza regresji, którą chcesz wykorzystać, ma ten problem, że też ma pewną pamięć, i się okaże, że ten fundusz faktycznie miał dobrą ekspozycję, ale to było parę lat temu, a Ty tego jeszcze nie widzisz. Teraz ja mówię dużo mądrych, trudnych słów, i zastanówmy się, jak przeciętny inwestor – również mówię o sobie – jest w stanie ocenić, że ten konkretny ETF faktorowy, to jest dobra ekspozycja na dany faktor.
Okazuje się, że nie dość, że te produkty, które są dostępne, wcale nie dają dobrej ekspozycji. Prawdopodobnie też nie chcą przesadzić z odklejeniem od rynku, bo jest pewne ryzyko, że się za bardzo różnisz. Plus – to kosztuje. I się nagle okazuje, że nie jestem w stanie ocenić ETF, na szeroki rynek, różne parametry. To nie jestem w stanie dobrze ocenić, czy ten ETF faktorowy ma sens.
Większość inwestorów nie jest w stanie. A jak do tego dojdzie, że ta premia już nie istnieje, czy to jest duża nerwowość. Mija dziesięć lat, Value nie działa. I teraz tak – czy to dlatego, że faktycznie Value nigdy nie istniało, było mniejsze – tak dzisiaj mówi ten profesor z Bostonu. A może tak jak dzisiaj Ben Felix tłumaczył: „To chyba tylko dlatego, że świat miał dużą presję na ESG, i zielone spółki”. Spółki Value takie nie są, a może kupiłeś po prostu kiepski produkt? I po dziesięciu latach masz takie rozmyślania poparte badaniami. To nie jest jakaś tam historia.
Dochodzimy do trzeciego problemu. Czyli wysokość tych premii, wdrożenie ekspozycji faktorowej, i trzecia – tracking error. Często osoby zapominają, że to nie jest tak, że strategia Value, Momentum, czy jakaś inna to jest ta, która zawsze wygrywa. Ona w drugim terminie ma dobry zwrot, ale to 10-15 lat, potrafi przegrywać szerokim rynkiem. Nawet trend following. Ciężko to podważyć. Naukowe podejście sprawdza się prawdopodobnie. Potrafi przez dwadzieścia pięć lat, przegrywać z szerokim rynkiem. To wyobraź sobie inwestora, który nie rozumie co robi. Nie był w stanie ocenić faktorów, nie rozumie tak dogłębnie. Przegrywa szerokim rynkiem, przez 10-15 lat. Trzeba kosmicznego samozaparcia.
Paul Merriman którego gościłeś u siebie, kiedyś powiedział, że na przykład 2% nadaje się tylko do osób do trend followingu. Wes, o którym wspomniałeś, twierdzi, że ten ból będzie jeszcze większy, i jeszcze dłuższy. Co więcej – ten ból jest konieczny, bo jak nie ma tego bólu, to nie będzie premii.
Im więcej czytam o faktorach, tym bliżej mi do tego o czym mówił Wes, że Value, to jest tak naprawdę obstawianie strachu, a Momentum chciwości. Widzę to jako premie behawioralne. I to oznacza, że może to długo się nie sprawdzać, i to musi boleć, bo jak nie boli, to by każdy w to inwestował.
Taki amerykański bottom line – jeżeli ktoś uważa, że wejście w faktory, spowoduje, że będzie w stanie być na rynku dłużej, i trzymać się własnej strategii to jest to dobry pomysł. Czy będzie miał tę premię czy nie. Nie jest jasne, ale może moim zdaniem racjonalnie na nią liczyć, jeśli wybierze dobry produkt, ale przede wszystkim wytrzyma na rynku.
Ja na własnym przykładzie, jak zobaczyłem: Okej. Trafia to do mnie w jakimś tam stopniu. Nie dałbym na to więcej, niż 10% portfela. Premie tak naprawdę, tych ETF, które są long only, jak mówił Wes, to może jest sto pięćdziesiąt punktów bazowych. To się okaże, że dużo kombinuję. Ryzykuję, że gdzieś to porzucę po dziesięciu latach, a ugram 0,2% na portfelu.
To nie jest może mało w drugim terminie. Nie wiem, czy to jest Twoje zdanie, Jacek, ale wejście w coś, na dziesięć, piętnaście lat, z ryzykiem, że ja tego nie wytrzymam – po to, żeby dostać 0,2%, to już bardziej uważam, że podejście, które jest Twoje – mocno faktory, wierzę w to głęboko. I wtedy mogę coś zyskać. A ja tylko wystawię się na ryzyko inwestora Macieja Wąska, i nic więcej.
Wiesz co? Jeżeli chodzi o te produkty faktorowe, czy wykorzystujące faktory, konkretnie ETF-y, to tutaj nawet Vitali Kalesnik wspomniał u mnie, że był przede wszystkim – bo już nieco się to zmniejszyło, taki wielki hype na to. On wspominał nawet jadąc na dowolną konferencję, tak naprawdę było tam wszystko zdominowane przez ETF-y tak zwane Smart Beta, z których bardzo mocno się śmiał Gary Antonacci, który uważa, że lepiej te faktory wykorzystywać w inny sposób. To jest też mi bliższe podejście. Wykorzystywać te anomalie, chociaż okej, to nie jest czysto naukowe podejście. Anomalie, typu właśnie Momentum, w sposób inny, niż oferują nam to ETF-y. Zresztą jak ktoś jest zainteresowany, to zapraszam, u mnie na blogu też jest sporo na ten temat. Z tego co wiem, Ty też tego absolutnie nie negujesz.
Wiesz co, Jacek? Mimo, że jestem bogleheads. To jest społeczność, która zgadza się w 95% ze sobą, a potem o te 5% chce się pozabijać na własnym forum. Taka prawda. Powiem Ci, że bliższa byłaby mi Twoja strategia GEM, ponieważ ja rozumiem jak ona działa, i co ona próbuje osiągnąć. A jak mam EFT faktorowy, to przepraszam – nie mam wiedzy, i narzędzi, żeby ocenić. Po prostu ci ludzie wiedzą co robią. To spowoduje, że mogę nie utrzymać tego ETF-u, dostatecznie długo. W strategii GEM – czy się sprawdzi, czy nie? Możemy dyskutować, ale przynajmniej rozumiem co robię, a w moim przypadku zmniejszę ryzyko inwestora, bo rozumiem.
Porady dla początkujących inwestorów
Tak. W każdym przypadku sprowadza się do tego, żeby mieć strategię, która nie jest może idealna, bo takiej nie ma. Tylko, żeby ona była zoptymalizowana do nas. Bardzo niewielu inwestorów spogląda na strategię, która jest dobrze dopasowana do nich, a przede wszystkim spoglądają na to, ile można zarobić. Już zwykle nawet nie chcą spoglądać, ile można stracić. To jest duży błąd, bo to się zwykle kończy źle. Prędzej czy później.
Nawet jak będzie trwała fajna passa, i będzie się zarabiało przez jakiś czas – może być to tylko i wyłącznie ślepy traf. Natomiast przyjdzie w końcu moment, chwila prawdy, kiedy trzeba po prostu stanąć twarzą w twarz z trudną rzeczywistością. Wtedy trzeba sobie powiedzieć, czy będziemy w stanie dalej podążać za tą strategią? Bo jeżeli się zarabia, to każdy może podążać za strategią. Ja na przykład sam sprzedając swoje oprogramowanie otrzymuję – i będę nawet chciał nagrać niebawem taki materiał, informacje od osób: „Wow, korzystam z Twojej strategii Momentum, która znajduje się w oprogramowaniu. Jestem po iluś tam miesiącach, ileś tam procent do przodu”. Zwykle odpisuję tak: „Super, cieszę się, ale to, że jesteś na plusie, to nie jest zaleta tylko tej strategii, tylko po prostu nawet jakbyś był na minusie, to nie oznacza, że ta strategia jest zła. Po prostu tak się przytrafiło. Na ta ja nie mam wpływu, jak rynek się zachowa. Tak naprawdę, będziesz musiał się wykazać tutaj dyscypliną za wiele, wiele lat. I będziesz musiał sobie dopracować tę strategię tak, i poziom ryzyka taki, z którym Ty naprawdę wytrwasz, a przyjdzie na pewno trudniejszy moment”.
To takie myślę jest może nieco czarne przesłanie, ale w gruncie rzeczy też trochę tutaj jak Ty opowiadałeś o tych faktorach, odarłeś troszkę być może z marzeń wielu słuchających. O tym, że szybko będą rentierami, i szybko znajdą może ETF-a, który fajnie zarobi. Albo jakąś fajną strategię będą mieli, która szybko zarobi. Powiedz mi, jak już tak zamykamy tę rozmowę o faktorach – jakie Ty miałbyś porady dla początkujących inwestorów, którzy być może są zupełnie zagubieni, nie wiedzą od czego rozpocząć?
Tak jak też powiedziałem na samym początku, dla mnie Ty jesteś o tyle unikatową osobą, jaką spotkałem spośród inwestorów, że od razu wszedłeś na te właściwe tory. Być może to wynika z takiego faktu, że masz mocny background akademicki. Nie było tak łatwo Ci uwierzyć w opowieści o uranie i wodzie. Natomiast mimo wszystko, wielu ulega fajnym opowieściom. Jakie jest Twoje przesłanie do początkujących inwestorów, żeby nie strzelili sobie w stopę?
Background akademicki to jedno, a dwa, jako dyrektor finansowy zdradzę Ci taki sekret. Jak dyrektor finansowy dostaje raport, że wyniki są dobre, to wtedy się dopiero robi podejrzliwy. Naprawdę. Ja zawsze się śmieję, jak: „O, są kiepskie wyniki. Dobra, to jest grane, co robimy. Dobre wyniki. Uuu. Coś nie gra, sprawdźmy to”.
Czy nie podrasowane.
Tak. Faktycznie to brzmi trochę dziwnie. Może faktycznie trochę z marzeń odzieramy, ale to wcześniej ja sam siebie odzierałem. Za każdym razem, jak coś takiego widziałem – mieliśmy dyskusję wiele razy a propos GEM. Jeśli coś jest zbyt dobre, to drążę po to, żeby zrozumieć, co w tej kategorii nie działa, gdzie są błędy w założeniu, co jest nie tak? Nie dlatego, że szukam idealnej strategii. Z tego się już wyleczyłem. Po prostu, żeby zrozumieć, kiedy ta strategia zadziała, a kiedy nie. Wtedy od razu mam wrażenie: „Okej. Ostatnia dekada, to faktycznie to była która prawdopodobnie nie byłaby dobra dla strategii GEM”. To jest strategia, która pokazuje pazur. Jeżeli są długie, kiepskie okresy giełdowe. To jest jej duży plus.
Ja Tobie jeszcze wejdę w słowo. I to też Ciebie odróżnia od wielu innych inwestorów, którzy jak nawet biorą strategię GEM na tapet, to nie szukają dziury w całym nawet od razu, ale przede wszystkim szukają sposobu, jak podkręcić jeszcze bardziej stopę zwrotu? A jak może zmienić nieco parametry, żeby było jeszcze lepiej? To jest takie ewidentne szukanie drogi na skróty. Jak zrobić z tego maszynkę do robienia pieniędzy? Mieć taki bankomat wbudowany w pokoju, w ścianie, który będzie nam codziennie najlepiej robił zysk na rachunku. Niestety, to nie tędy droga. Przepraszam, oddaję Ci głos.
To, co przydaje się w inwestowaniu, ewidentnie wkurza mój zespół. Moich dyrektorów. „Wąsek się czepia”, ale to mało. Charakter po prostu. Już tego nie uniknę, kwestii behawioralnych.
Ja mogę potwierdzić.
Nie pytaliśmy Cię o zdanie.
Kto jest na „Klanie Finansowych Ninja”, albo proszę też prześledzić na Twitterze. Maciej jest takim policjantem, który nie wierzy nikomu na słowo. Musi sprawdzić, i zwykle wyszukuje jeszcze jakieś problemy. To jest dobre. To prowokuje do myślenia, a przede wszystkim czasami człowiek, zanim coś wyśle, i wie, że z drugiej strony jest tam Maciej Wąsek, to wie, że trzeba uważać.
Ale wiesz co? Mieliśmy już taką dyskusję. Jak inwestorzy próbują mocno poprawić pewien model. Ja to kiedyś tłumaczyłem, ja nie jestem inżynierem, więc nie chcę się wymądrzać, ale bardzo bym się obawiał urządzenia, które jest idealnie zoptymalizowane pod przeszłe dane. To mi się wydaje bardzo dużym ryzykiem, że się mocno rozjedzie w przyszłości.
Ja już wolę mieć prostą maszynkę. Dla mnie to przemawia w strategii GEM, że jest prosta, nie ma wiele parametrów. Jak nie działa, to wiem dlaczego. Jak działa, to wiem dlaczego. Jakby była idealnie linia pokrywająca się z przeszłością, to może błędnie, ale obstawiałbym, że w przyszłości będzie duży rozjazd. Te proste, nieidealne maszynki są lepsze. Po prostu się rozumie co się dzieje, i nie optymalizujemy przeszłości. W teorii pewnie jesteś w stanie włączyć system, i na podstawie danych za sześćdziesiąt lat, wygenerować najlepszy portfel.
Tak, tak.
Zróbmy data mining, i pokażesz portfel, który przez sześćdziesiąt, pięćdziesiąt, dowolny okres, w tym momencie sprawdzał się idealnie, bo będzie dobrany dokładnie pod te dane. Tylko te dane w przyszłości nas bardziej interesują.
Oczywiście, że tak. Teraz są algorytmy genetyczne, które Ci wynajdą strategię nawet. Stworzą Ci reguły, które powiedzą Ci, że jakbyś inwestował przez dwadzieścia lat na tych danych, to będziesz miał najlepszy wynik ever. Tylko, że to jest po prostu data mining. Czyli to, co często Amerykanie powtarzają. Jak będziesz mocno te dane maltretował, torturował, to one Ci wyznają, co zechcesz. Tylko, że to niestety tylko będzie w odniesieniu do tych danych, ale w przyszłości nie ma siły, żeby to zapracowało.
Mówiliśmy o tych radach dla początkujących. Trochę się niezręcznie czuję, bo jest takie wymądrzanie się: „Weź się za naukę”, ale powiem Ci, że z mojej perspektywy, taki początkujący inwestor, to co bym powiedział: „Pierwsza najważniejsza rzecz, wbij sobie do głowy, że najważniejszy jest budżet domowy. Czyli ile jesteś w stanie odłożyć, oraz czy jesteś w stanie regularnie dopłacać na konto”.
Druga rzecz: „Zapoznaj się z procentem składanym. Zobaczysz, że najważniejszy jest horyzont czasowy”.
I trzecie: „Że to nie jest tak, że skomplikowane rozwiązania, dają lepsze rezultaty. Prosty portfel, z dwoma, trzema klasami aktywów, które rozumiesz – mogą dać Ci dużo lepsze efekty”. Już tak naprawdę, jeśli ktoś by powiedział totalny „no brainer”, to bym powiedział: „Okej. Kup sobie globalny fundusz akcji, polskie obligacje, i porozmawiajmy o Twoim profilu ryzyka, żeby dobrać ryzyko”.
Ja mam wrażenie, że nie ma sensu próbować się mocować z rynkiem, jeśli ktoś nie będzie tym żył. „Pamiętaj, największe ryzyko, to jesteś Ty sam. Ja Ci daję rozwiązanie, które gwarantuje Ci, że będziesz w gronie dziesięciu procent najlepszych inwestorów na świecie”. Tylko tyle, i aż tyle. Zgadzam się – nie mogę Ci zagwarantować jaki będzie zwrot. Co do zasady, to powinien zwrot był dodatni. Po inflacji, i po podatkach.
Niestety tu też mi trochę jest niezręcznie. Nie jestem w stanie zarekomendować nawet dobrej książki po polsku, o inwestowaniu. Jest książka Marcina Iwucia, która opisuje klasę aktywów. Marcin w ogóle robi genialną robotę, ale po jej przeczytaniu, nie jesteś w stanie zbudować portfela, bo Marcin tam nie porusza tego aspektu, jak budować portfel. Raczej opisuje klasę aktywów.
Co więcej, czasami to robi z perspektywy – jak on postrzega najbliższą dekadę. Kwestia rynków wschodzących, złota. Na tej podstawie, mimo, że mówię – bardzo szanuję Marcina, się wiele od niego nauczyłem – to na jej podstawie ktoś nie będzie w stanie portfela zbudować. Wydaje mi się, że tu jeszcze brakuje publikacji. Po prostu trzeba się skupić na źródłach internetowych. Czyli na Twoim blogu, Mateusz z Inwestomat. Jeśli ktoś czyta po angielsku, to faktycznie mogę polecić dużo dobrych źródeł. Z tym zastrzeżeniem, że czasami trzeba dokonać lokalizacji. Troszkę wytłumaczyć, co to znaczy w Polsce.
Lepiej zrozumieć dwa, trzy aktywa, na wskroś, jak one działają. Być super ekspertem, niż po łebkach próbować zrozumieć jak działa rynek na wodę, na uran. Czasem chodzę po różnych forach, i widzę, że osoby rzucają się z motyką na słońce. Nie rozumieją zupełnie na przykład obligacji, które wbrew pozorom, wcale nie są takie proste, a chwytają się za jakieś trudne strategie, ewentualnie ktoś się pyta, że chce sobie dywersyfikować, to kupi cztery spółki, i trzy ETF-y. I to jest dywersyfikacja. Ewidentnie widać, że ktoś powinien się na chwilę zatrzymać.
Polecałbym edukację, polecałbym budżet domowy, polecałbym PPK, a nawet może robodoradcę, ale to w kwestii obligacji zagranicznych, i jeśli mamy udział obligacji powyżej 20-25% – już się robi kłopotliwie, więc agresywny inwestor tak, ale taki konserwatywny nie. Lepiej kupić obligacje EDO, i troszkę akcji.
Alternatywne klasy aktywów
Okej. To już tak dobijając powoli do brzegu, po tej krótkiej rozmowie półtoragodzinnej – chciałem jeszcze Ciebie podpytać o to, co też jest takim gorącym tematem. Czyli kryptowaluty. Czy Ty postrzegasz kryptowaluty jako nową, nowo powstałą klasę aktywów? I czy uważasz, że ma sens włożenie tego aktywa, tej klasy – do portfela, a jeżeli tak, to w jakiej ilości? Albo jaką strategią, jeżeli to ma być być może zarządzane aktywnie?
Nie jestem ekspertem od kryptowalut. Troszkę patrzę z boku, i tak samo jak mnie trochę czasami odpycha złoto, albo nieruchomości – tam też jest taka widać mocna grupa wyznawców, która wyznaje koniec systemu walutowego, i Bitcoin będzie przyszłością. To powoduje, że ja mam bardzo duży dystans, bo tak od razu mi tam z tyłu głowy świeci: „Uwaga, cebulki na tulipany”, bo to będzie jakaś korekta.
Ktoś mi kiedyś powiedział, że przy inwestowaniu są trzy fale. Najpierw idą innowatorzy, potem inwestorzy, a na końcu idioci. Pytanie, czy się zaraz nam na tę trzecią falę ktoś nie załapie, ale z tą dużą dawką sceptycyzmu, jest taka możliwość, że się rodzi nowa klasa aktywów, w której nie rozumiem, bo nawet jak przy złocie mamy tę historię – można próbować analizować, to przy Bitcoin’ie, byłoby to wyjątkowo trudne.
Na pewno nie jestem doktrynerem. Jedyne, co bym powiedział, to nie pakowałbym w to głównego portfela emerytalnego. Nie pakowałbym tam dużych pieniędzy. 2-3%, jasne. Tylko wiesz co? W przypadku takiej klasy aktywów… Pytanie, czy to będzie klasa aktywów – jak Bitcoin – trudno mi zrozumieć strategię, jaką ja mam, czyli brak timingu, pasywną. Kupię tego BitCoine’a, i teraz co? Ile mam trzymać?
Bo akcje i obligacje wiem. To rozumiem. Być może przy Bitcoin’ie, by patrzył na jakąś strategię aktywną? Jak słyszę Bitcoin, to bym powiedział – idealne na jakiś trend following, ale to tylko na poziomie teorii. Nie patrzyłem na żadne badania, nie wiem, czy tak jest, ale jak bym grzebał w Bitcoin’ie, a tak powoli się do tego zbieram, bo właśnie bym patrzył na trend following. Nie potrafię nikomu dużo więcej powiedzieć, poza tym, że bądźmy bardzo konserwatywni.
Wydaje mi się to nie do powtórzenia co już widzieliśmy. Ten skok. Trochę mi to przypomina, powiem szczerze – skok złota w dekadzie 1970. Nie jestem pewien, czy Bitcoin, to jest kolejne złoto. Śmiem wątpić w tym kontekście, że kryptowalut może być wiele. Jeśli ktoś chce, jasne, ale to bardzo małe pieniądze bym na to stawiał, i bym patrzył, czy nie masz jakiejś strategii aktywnej. Ze złotem mam już duży problem, bo tam nie ma cachflow’a. Z Bitcoin’em, to dość trudna sprawa.
Rozumiem. Ja chciałbym tutaj dopowiedzieć, że tak trochę może prześmiewczo, może gdzieś tu padały słowa o tych ETF-ach na wodę i uran. Ja tak naprawdę nic nie mam do tych ETF-ów, dla jasności. Żeby to dobrze wybrzmiało. Ja być może nawet bym sobie kupił, i być może kupię takiego ETF-a, tylko osobiście ja bym podszedł do tego na takiej zasadzie, że z góry zakładam, że nie znam przyszłości, i wiem, że nikt jej nie zna. To nie jest żadna prawda objawiona. Po prostu tak jest.
Jeżeli będzie na przykład, jak wspomniałeś tu o trendfollowing’u – będzie Momentum, będzie na tym trend wzrostowy, to ja mogę płynąć na tej fali. Jeżeli on się zakończy, ja przestanę na nim płynąć, i to jest cała filozofia. To nie oznacza, że ja wejdę idealnie, i wyjdę idealnie. Broń, Boże. Być może nawet stracę na tym, ale niestety nie ma idealnych rozwiązań.
Trochę masz rację. Wes Grey, o którym mówiłeś, pokazywał właśnie jak kiepskie są produkty na ETF’y faktorowe. Pokazywał Momentum, że de facto może 20% z nich, miało jakąś ekspozycję na Momentum, i to niedużą. I pokazywał, że dużo lepsząekspozycję na Momentum, miały właśnie gorące tematy.
W teorii ta woda i uran, to gorący temat, ale tu już trzeba stosować market timingu i ewidentnie wejść i wyjść, żeby być w tym kiedy jest Momentum dodatnie, a wyjść, kiedy jest negatywne. Dobrze wiesz, w książce Gary’ego, on też tam pokazuje strategię, że granie na trendzie, na Momentum, w oparciu o poszczególne sektory giełdy, wcale by nie było takie głupie, tylko tu nie ma żadnej historii. Nie ma żadnej narracji. Albo coś ma pozytywne Momentum, i wchodzimy, albo nie ma i wychodzimy. To rozumiem. Historie o wodzie, o uranie – nie jestem ekspertem. Może gdybym był ekspertem w tej branży, może byłbym w stanie coś powiedzieć.
Tylko wiesz, jest ciężko nagrać na przykład film na YouTube, który by się klikał typu: „Jest Momentum na uranie, czy na wodzie, czy na Bitcoin’ie, czy czymkolwiek innym i kupujcie”.
A tak to, jak bym zrobił webinar godzinny o tym, i bym całą historię opowiedział – dlaczego będą wzrosty? Albo dlaczego są? I bla, bla, bla. Cała ładna historia, to, to jest coś, czego fajnie się słucha. Dla jasności – jeżeli ktoś to robi dla przyjemności, i dla rozrywki – wszystko fajnie. Natomiast jeżeli ktoś – i to mówię już teraz zupełnie poważnie – myśli, że w ten sposób może zainwestować pieniądze, to bardzo mocno bym przestrzegał, bo może się udać, i czasami można szczęście pomylić z umiejętnościami.
Jest nawet takie stare porzekadło giełdowe, żeby nie mylić hossy z umiejętnościami. Warto sobie to wziąć do serca. Maciej, wielkie dzięki za tę krótką rozmowę, która trwa godzinę, trzydzieści sześć minut. Dlatego ostatnie pytanie mam w zanadrzu do Ciebie. Czy jest coś, o co jeszcze nie zapytałem, a być może chciałbyś się tutaj z nami podzielić – jeśli tak, to jest to Twoje może nie pięć minut, ale trzy minuty.
Zakończenie
Swoje poglądy znamy na wskroś.
Już się pokłóciliśmy n razy. W sensie takim pozytywnym oczywiście, bo tak jak też wspominałeś – na końcu widzimy te same rzeczy, w podobny sposób, tylko może inaczej kładziemy akcenty. To też jest naturalne, ale jeżeli jest coś takiego, o co ja tu może nie zapytałem, albo co chciałbyś, żeby mocniej tutaj uwypuklić, zaakcentować, to myślę, że to jest ten moment, gdzie możesz coś jeszcze powiedzieć na zakończenie.
To taki closing statement. To, w co ja głęboko wierzę, że portfel inwestycyjny, to powinna być pochodna jakiegoś planu finansowego, budżetu domowego. Lubię patrzeć na finanse, i na inwestowanie w szerszym horyzoncie.
W tej chwili mój główny problem, to nie jest czy woda, czy uran, ale patrzę: „Okej. Stopy procentowe mogą iść do góry. Jest inflacja, jest Nowy Ład. Jak w tym, moja rodzina i ja mamy się odnaleźć? Jak do tego podejść?”, a nie obstawianie kolejnego tematu. Uważam, że więcej na tym ugram. Zachęcam do takiego patrzenia.
Nie udawajmy, że możemy być kolejnym Warrenem Buffettem. Popatrzymy jak możemy zbudować majątek, żeby zabezpieczyć siebie, i swoją rodzinę. Osiągnąć cele. To, co lubię, żeby wybrzmiało, że proste rozwiązania, to nie jest tak, że są najlepsze. Nie chcę przekonywać, że mój sposób inwestowania w stylu boglehead, jest najlepszym z możliwych. Pewnie nie jest. Jestem w stanie się zgodzić, że można by to zrobić lepiej. Ja tylko mogę powiedzieć, że jest skuteczny. Wyłącza największe ryzyko inwestycyjne, jakim jest inwestor. Z jednym zastrzeżeniem, że wziąłeś na siebie odpowiedni poziom ryzyka. Naprawdę trochę międzynarodowych, czy właściwie jednego ETF-a na akcje. Trochę polskich obligacji. Może odrobinę złota.
Mam wrażenie, że to jest coś, co obsłuży większość polskich inwestorów. Naprawdę nie upieram się, że to jest najlepsze podejście, ale mam wrażenie, że większość polskich rodzin, w ten sposób ma większe szanse osiągnąć swoje cele finansowe, niż słuchając ludzi w kolorowych koszulach, mówiących o tym, co będzie w przyszłości.
Bardzo nie lubisz tych kolorowych koszul. Naprawdę. Jakbyś żył w ciepłych krajach, też byś chodził w kolorowej koszuli.
Wiesz co? I tak gryzę się w język. Tak, przyjmuję, że to ja mogę się mylić, i nie chciałbym kogoś tutaj stawiać w złym świetle. Liczę, że korekta giełdowa, która wcześniej czy później przyjdzie, i kilka trudnych lat – wyczyści rynek na jakiś czas z najbardziej modnych gagatków. To jest zabawne, dopóki my się śmiejemy, że ktoś inwestuje w wodę, uran, i różne rzeczy gada, dopóty jakiś człowiek, który ma jakiś większy majątek, kwestia rodziny – i wpakuje pieniądze w jakąś głupotę, i potem straci. To już nie jest dla mnie zabawne.
Dla jasności – ja też tutaj chcę, żeby to bardzo jasno wybrzmiało. Nie chodzi o to, żeby z kogokolwiek się nabijać, i żeby robić sobie żarty. W gruncie rzeczy z poważnych rzeczy, bo jeżeli mówimy o inwestowaniu, jeżeli ktoś na to stawia kapitał – często być może poważny, i faktycznie robi to z myślą, że robi coś dobrze, a później się dopiero okazuje, że kompletnie to nie jest tak, jak ktoś obiecywał, czy jak opowiadał – to właśnie – te przestrogi, które tutaj dziś padały, niech one będą przestrogami, albo przynajmniej motywacją, i prowokacją do tego, żeby po prostu bardziej krytycznie spoglądać na pewne rzeczy.
Oczywiście ja rozumiem, i absolutnie też szanuję inne poglądy. To zresztą jest piękno rynków, że są różne poglądy, i one się ścierają. Na końcu jest Momentum. Dlatego lubię Momentum, bo ono zawiera w sobie wszystkie już analizy, i to, czy rośnie, czy nie, to właśnie…
Zresztą rasowy trend follower Tom Basso, powiedział u mnie, że on dlatego lubi spoglądać na cenę, bo tam są wszystkie analizy z możliwych, i jeżeli jest trend, to on chce w tym trendzie uczestniczyć. Jak trendu nie ma, to z niego wychodzi. Dla jasności – to też nie oznacza, że to jest lek na wszystko, i to jest jedyne właściwe podejście.
Można robić te inwestycje w różny sposób, ale warto, żeby to było zweryfikowane podejście. Także mam nadzieję, że nikt się nie czuje urażony tym, co tutaj dzisiaj padło w naszej rozmowie. To nie był nasz cel. Nasz cel był taki, żeby ludzie byli sprowokowani do bardziej krytycznego spoglądania na to, co robią ze swoimi pieniędzmi.
Maciej, wielkie dzięki za dzisiejszą rozmowę. Całkiem spora rozmowa wyszła. Mam jeszcze do Ciebie jedną prośbę na koniec. Mianowicie, gdyby się pojawiły pytania, i też od razu tu mówię do widzów, słuchaczy – to Maciej, zgodziłbyś się, żeby odpowiedzieć, jeżeliby padały pytania, czy to pod filmem na YouTube, czy też być może na blogu u mnie?
Jasne, jasne. Będę dostępny. Oczywiście zastrzegam – nie jestem licencjonowanym doradcą finansowym. To co robię, to wyrażanie swojej opinii. Dzielenie się swoją wiedzą. To nie jest jakaś fantastyczna wiedza. Ona nie da 15-20% rocznie, więc jeśli ktoś te zastrzeżenia rozumie, i satysfakcjonuje go ktoś, kto mówi o 4-5%, to tak, bardzo chętnie.
Zatem ja zapraszam na stronę systemtrader.pl/076, czyli tak, jak numer tego odcinka z Maciejem. Tam, jeżeli macie jakieś pytania, to proszę je zadawać. Ewentualnie pod filmem na YouTube. Maciej obiecał, że będzie odpowiadał, także ja z góry również Maciej dziękuję, i dziękuję za dzisiejszą rozmowę. Może się przekonasz do tych kolorowych koszul. Ja jestem w czarnej, więc dlatego nie czuję się urażony. Życzę miłego weekendu, i do usłyszenia niebawem, mam nadzieję.
Dzięki, wzajemnie.
Trzymaj się. Pozdrawiam.
Cześć.
Podobał Ci się artykuł?
Jeśli chcesz, żebym Cię poinformował mailem, gdy pojawią się nowe artykuły, zapisz się poniżej. 🙂